[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Helen Vickers była jego jedyną spadkobierczynią.Denver zesztywniał.- Sugeruje pan, że nie dość szczegółowo sprawdziłem pannę Vickers, zanim dokonałem autoryzacjifinansowania schroniska?- Nie, myślę, że bardzo dobrze ją pan sprawdził - odparł lodowato Emmett.Lydię przeszył dreszcz.To był ten zagadkowy Emmett London, który kiedyś trzymał w ryzach Gildię wRezo-336 nansie i sam jeden ją zmienił.Ryan powiedział jej, że Emmett London narobił sobie wtedy mnóstwowrogów.Mogła w to uwierzyć.- Odkryf pan to, co moi ludzie, i jeszcze więcej.Miał pan mnóstwo czasu, by głęboko drążyć.I drążyłpan, zgadza się? - spytał Emmett.- Nie wiem, co chce pan dać do zrozumienia, ale z całą pewnością nie zamierzam wysłuchiwać tychniedorzecznych oskarżeń - wypalił Denver.- Owszem - uciął Mercer.- Zamierzasz.Tamara spojrzała na niego.- Nie rozumiem.O co tu chodzi?- Wszystko we właściwym czasie, moja droga - powiedział Mercer.- Wszystko we właściwym czasie.Emmett przyglądał się Denverowi.- Doskonale zdawał pan sobie sprawę, że Vickers nie była bezinteresowną altruistką.Więcprzeprowadził pan bardzo dokładne śledztwo, prawda?Denver zacisnął dłonie w pięści.Wyraznie drżał.- Nie wiem, o czym pan mówi.- Dowiedział się pan, że ona i niejaki Bob Matthews byli kiedyś kochankami.Odkrył pan ich projektwydobycia onirytu i przejście w Murach.Przypuszczam, że działając anonimowo, szantażował ich pan,więc odpalali panu udział.W zamian obiecywał pan dalsze finansowanie schroniska i odwrócenie odnich uwagi Gildii.- To skandal - warknął.- Jak pan śmie coś takiego insynuować?!- Prowadził pan całą operację, naturalnie anonimowo.Jestem pewien, że Vickers i Matthews już opowia-dają swoim prawnikom o jakimś tajemniczym szantażyście, ale nikt ich nie potraktuje poważnie.Wkońcu nie334 znaleziono przecież żadnych dowodów.Zadbał pan o to, by mieć czyste ręce.- Oszalał pan - wyszeptał Denver.Tamara zmarszczyła brwi.- Denver, czy to prawda?- Nie, nie.Oczywiście, że nie, pani Wyatt.- Odwrócił się do Mercera.- Chyba nie wierzy pan w takiebrednie, sir?- Nie chciałem w nie wierzyć - odparł smutno Mercer.- Ale dziś rano, gdy Emmett powiedział mi przeztelefon o swoich podejrzeniach, że był pan zamieszany w nielegalne wykopaliska w schronisku, kazałemprzeszukać pański dom.Denver zbladł.- Wysłał pan swoich ludzi do mojego domu? Przecież to sprzeczne z prawem! Nie wolno panu tegorobić!- Znalezliśmy rodzinną pamiątkę Londona - ciągnął Mercer.- Sekretarzyk osobliwości, o ile dobrzepamiętam.Był ukryty w szafce w piwnicy.Po śmierci Chestera Brady'ego ukradł go pan z jego sklepu.Apózniej udawał pan nowego właściciela, żeby wystawić Greeleya.Tamara dotknęła ramienia Mercera.- Jesteś tego pewien?- Tak, moja droga.Absolutnie pewien.W tej chwili Denver się załamał.Skulił się, jakby z trudem stał na nogach.W gabinecie zapadło milczenie.- Jak śmiałeś? - Szlachetne rysy Tamary wykrzywiła złość i odraza.- Wszystko zniszczyłeś.Wszystko!Przez rok pracowałam nad Fundacją Gildii.Od tego zaczęłam zmieniać wizerunek Gildii w Kadencji.Ateraz coś takiego! Jeśli się rozniesie, że Gildia była zamieszana w nie-335 legalne wykopaliska w schronisku, będziemy musieli zaczynać od zera.Media sobie na nas użyją.- Nie martw się, moja droga - uspokajał ją Mercer.-Nikt się o tym nie dowie.To sprawa Gildii.Załatwimyto tak, jak zwykle.Lydia prychnęła cicho.- No jasne.Tamara spiorunowała ją wzrokiem.- A co z nią? Ona nie należy do Gildii.Kto ją uciszy? Zapadło krótkie, nieprzyjemne milczenie.Wszyscypopatrzyli na Emmetta.Wzruszył ramionami.Nic nie powiedział.Lydia uśmiechnęła się chłodno do Tamary.- Chce pani zmienić wizerunek Gildii? To proszę przestać samej wymierzać sprawiedliwość członkom.Niech pani przekaże Denvera policji.Wezmie na siebie ataki prasy.- Wykluczone - najeżyła się Tamara.- Nie możemy ryzykować złego wizerunku w mediach.I tak jużprzedstawiają Gildię w Kadencji jako coś niewiele lepszego od potężnej mafii, a oddanie Denvera w ręcepolicji jeszcze pogorszyłoby sytuację.Denver zdjął okulary i zaczął je czyścić chusteczką.- Nic mi nie zrobicie.Wiecie o tym.Moja rodzina już o to zadba.Nie obchodzi mnie, jak silna jest Gildia.Chronią mnie Galbraithowie-Thorndyke'owie.Mercer patrzył badawczo na Emmetta, który stał przy oknie z rękoma w kieszeniach.- Co ty na to, Emmett?- Wydaj Denvera policji.Jego rodzinę stać na dobrych adwokatów.Pewnie nawet nie trafi do więzienia.Mamy bardzo niewiele mocnych dowodów.339 - To po co w ogóle cała afera? - zaprotestowała Tamara.- Po co upokorzenie?- Koniec końców - odparł Emmett - informacją dnia okaże się nie to, że Denver był zamieszany w nie-legalne wydobycie onirytu, lecz fakt, że Gildia z Kadencji zwróciła się do wymiaru sprawiedliwości.Lydia ma rację.To ogromny krok w stronę zmiany mafijnego wizerunku.- Posłuchaj - Tamara zwróciła się do Mercera.- Nie możemy ryzykować, że zniszczymy wszystko, nadczym pracowaliśmy cały rok.Mercer, zamyślony, długo przyglądał się Lydii.Miała wrażenie, że ją prześwietla i ocenia.Znów przeszyłją dreszcz.Czasem widywała taką zimną inteligencję w spojrzeniu Emmetta.Może władza zawsze siętak przejawia?Mercer uśmiechnął się łagodnie do Tamary.- Oni mają rację, moja droga.Jeśli naprawdę chcemy zmienić wizerunek Gildii w Kadencji, od tegomusimy zacząć.Sam zadzwonię na policję. Rozdział 30Kolejka przed Domem Pradawnej Grozy Shrimptona była trzy razy dłuższa niż w dniu, gdy rozeszła sięwiadomość o znalezieniu ciała Chestera w jednym z sarkofagów.Liczba czekających na otwarciepierwszej publicznej wystawy obrobionego onirytu rosła z minuty na minutę.Lydia jeszcze nigdy niewidziała swojego szefa w tak wspaniałym nastroju.- Dostałam podwyżkę - zwierzyła się przyjaciółce.- Zasłużyłaś na nią.- Melanie uśmiechnęła się szeroko.- Wciąż nie mogę uwierzyć, że wycięłaś takinumer.Jak, u diabła, udało ci się przekonać władze uniwersytetu, by zgodziły się na wystawę w takimmiejscu?Lydia spoglądała na tłum przy eksponatach.- Po prostu pociągnęłam za parę sznurków.Emmett wyszedł zza krypty wystawowej, gdzie oglądałniewielką wazę z onirytu.- Chciała przez to powiedzieć, że przekonała Mercera Wyatta, by przypomniał uniwersytetowi, że jestmu winien kilka przysług.Melanie się skrzywiła.- Nie zapytam, jakie to przysługi.- Ja też nie pytałam - zawtórowała jej wesoło Lydia.338 - Cóż, jedno nie ulega wątpliwości.Shrimp nie zapomni tego dnia do końca życia - stwierdziła Melanie.-Po prostu rozpiera go duma.Nie zdziwiłabym się, gdyby zostawił ci w spadku całe to cholerne muzeum.Lydia uniosła dłoń.- Proszę, nawet tego nie sugeruj.Melanie się roześmiała.- Tylko żartowałam.Już niedługo będziesz tak zajęta swoją firmą konsultingową, że rzucisz pracę tutaj.- Zobaczymy - powiedziała Lydia.- Klientów nie pozyskuje się od razu.- Zwłaszcza jeśli jest się zbyt wybrednym - mruknął Emmett.Spiorunowała go wzrokiem.- Przepraszam.Lepiej pomogę Philowi przy głównym wejściu.Na pewno jest już wykończony sprzeda-waniem tych biletów - oświadczyła dyplomatycznie Melanie.Pomachała im ręką i dała nura w tłum.Przez jakiś czas Emmett stał w milczeniu obok Ly-dii.Razem obserwowali kolejkę ludzi przesuwającą sięwzdłuż eksponatów.- Melanie miała rację - odezwał się w końcu.- Pewnie bez problemów zdobędziesz klientów.- Zobaczymy - powtórzyła Lydia.- A nie przydałby ci się partner przy następnej sprawie? - rzucił lekko.- Wątpię.Jak to widzisz?- Może będziesz potrzebować usług dobrego łowcy duchów.- Bo ja wiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed