[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ja wiem.? iść kopać piłkę zinnymi chłopakami.Amy zamyśliła się.Ojciec wpoił Jasonowi, \e najwa\niejsze w189 \yciu są pieniądze i \e cię\ką pracą człowiek mo\e zagłuszyć ból,samotność, cierpienie.Gdy się poruszyła, poczuła, \e Jason znowu jest podniecony, alehamował się; chciał dalej rozmawiać.- A jak twoje \ycie? Wygląda, \e dobrze ci się układa.Miała ju\ na końcu języka, \e układa się jej wprost świetnie, \ezarabia krocie i nie potrzebuje męskiego wsparcia, ale jednakkłamstwo nie chciało jej przejść przez usta.Nadszedł czas prawdy.Wzięła głęboki oddech, chcąc uspokoić łomocące serce.- Tak, powiodło mi się, ale początkowo bałam się, \eumrzemy z głodu.Okropnie głupio zrobiłam, uciekając wtedy przedtobą.- Dlaczego nie dałaś znaku \ycia? Pomógłbym ci.Mogłemprzecie\.- Nie pozwalała mi duma.Zawsze byłam zbyt dumna.Kiedy się przekonałam, jaki naprawdę jest Billy, powinnam była gozostawić, ale nie mogłam pozwolić, by ludzie mówili, \e odeszłam,kiedy mój mą\ okazał się nieudacznikiem.- Nieudacznikiem? - powtórzył zdumiony Jason.Amy obróciła się na bok i poło\yła dłoń na jego policzku.- Moje mał\eństwo było straszne.Straszny był alkohol inarkotyki, ale jeszcze gorsze to, \e Billy był taki słaby.Potrafiłpoświęcić wszystko dla chwili przyjemności.- Kiedy go poznałaś.- Nie pił wtedy przez kilka miesięcy, ale powinnam była siędomyślić: z jego zachowania, z tego co mówił, o czym opowiadał.Gdy spotkałam ciebie, wydałeś mi się ideałem, po czym okazało się,\e i ty masz jakieś swoje \ycie, o którym nic nie wiem.To było ponadmoje siły.Uciekłam.Wzięłam Maxa i uciekłam, gdzie oczy poniosą.Potrafisz to zrozumieć?- Tak - powiedział, głaszcząc ją po ramieniu.- Rozumiem, aleteraz jesteś ju\ ze mną i.- Byłam wtedy zupełnie sama, śmiertelnie przera\ona.To.Jason przytulił ją mocniej.- Ciii.Ju\ dobrze.Zaopiekuję się tobą i Maxem.Wiesz.- Wszyscy będą myśleli, \e wyszłam za ciebie dla pieniędzy.śe raz się sparzywszy, tym razem znalazłam sobie bogatego mę\a.190 - Będą raczej mówili, \e to ja uganiałem się za tobą -zauwa\ył.- Czy Mildred mówiła ci, \e wynajmowałem prywatnychdetektywów, \eby cię odnalezli? Nie natrafili na \aden ślad.Tymczasem Mildred cały czas wiedziała, gdzie mieszkacie.- Wgłosie Jasona zabrzmiała gorycz.- Nie wiedziała.Odnalazła nas kilka miesięcy temu,przypadkiem.- W jaki sposób?- Kupiła prezenty gwiazdkowe dla Maxa.Mówi, \e robiłatak, by podtrzymać nadzieję, \e go kiedyś zobaczy.Wśród prezentówbyła ksią\ka dla dzieci, którą ilustrowałam, z moim zdjęciem z tyłuokładki.- Proste.- Jason uśmiechnął się na wspomnienie mordęgiwłasnych poszukiwań.- U\ywasz pseudonimu- Naprawdę nazywam się Amelia Rudkin.U\ywałamnazwiska Billa przez wzgląd na niego, ale formalnie pozostałam przyswoim rodowym, chocia\ w nowojorskiej ksią\ce telefonicznejfiguruję jako Thompkins.Cały czas liczyłam, \e w końcu mnieodnajdziesz.- Cieszę się, \e tak się stało, jak się stało.Gdybyś nieuciekła, byłbym takim człowiekiem jak dawniej.Zapracowywałbymsię, byle tylko dowieść ci, \e potrafię utrzymać ciebie i.- Dlaczego miałbyś mi cokolwiek udowadniać?- Bo jesteś kobietą, którą kocham.Jedyną, jaką kiedykolwiekkochałem.Amy odwróciła się i spojrzała na niego.- Jeśli wierzyć Mildred, ludzie w Abernathy tak bardzo cidokuczyli, \e powinieneś uciekać stąd pierwszym samolotem.- To prawda.To wiecznie narzekający niewdzięcznicy, aletraktują mnie jak człowieka.Pan William, właściciel sklepu\elaznego, powiada, \e zawsze byłem uparty i taki pozostałem.Mo\enie zwiałem stąd, bo ludzie, z którymi miałem do czynienia, te\ sątwardzi jak ja.W Nowym Jorku wystarczyło, \ebym podniósł brew, amoi podwładni kłaniali się w pas i posłusznie wykonywali polecenie.Tutaj natomiast.- Uśmiechnął się.- Tutaj mówią ci w oczy, co o tobie myślą - dokończyła Amy.- Tak.Mildred powtarzała mi dzień w dzień, \e to przeze191 mnie uciekłaś.Powiada, \e komedia, którą graliśmy z Davidem, byłatak obrzydliwa, \e ka\da rozsądna kobieta.- Nie wmawiaj mi, \e ucieczka z maleńkim dzieckiem byłaprzejawem rozsądku.- ale w końcu wszystko dobrze się skończyło.Max będzie miałwreszcie ojca.Naturalnie, jeśli mnie zechcesz.- Zechcę cię, jeśli ty zechcesz nas - powiedziała Amy cicho.- Ale.- Tak?- Dzisiejszy dzień był dla mnie objawieniem.Zrozumiałam, \emój dwuipółletni syn jest nie tylko lepszym ni\ ja artystą, ale jest te\ode mnie mądrzejszy.Zachowywałam się chyba podobnie jak inniludzie: nie umiałam zapomnieć o twoich pieniądzach.Max odpoczątku widział cię takim, jakim naprawdę jesteś- Mądre dziecko - mruknął z uznaniem, wywołując uśmiechna ustach Amy.- Chcesz mieć jeszcze kilkoro podobnych do niego?Amy jęknęła.- Nudności, wyczerpanie, karmienie piersią? O, nie, nigdywięcej.- Roześmiała się, widząc minę Jasona.- Jasne, chcę miećjeszcze kilkoro.Przynajmniej sześcioro.Myślisz, \e urodzą sięszpakowate?Zanim Jason zdołał odpowiedzieć, poczuł na policzku mokregocałusa.- Co u.- Próbował się opędzić przed gwałtownymipieszczotami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed