[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Okazało się, że Marina, choć faktycznie jest modelką,uczęszcza na kurs poezji na NYU, co wystarczyło na mikreuzasadnienie wymiany numerów.- Zaproszę cię kiedyś na lunch - powiedział na odchodnym,natychmiast zastanawiając się, po co właściwie to zaproponował.Nagle chciał się spotkać z Jeffem, z którym przynajmniej mógłsię podzielić dylematami samca gatunku homo sapiens.Drzwi do łazienki były zamknięte.Russell zapukał raz, poczym popchnął drzwi, które niespodziewanie ustąpiły.Jeff sie-dział na umywalce.Powoli obracając szyję, odwrócił się doRussella i spojrzał na niego mętnym, nieobecnym wzrokiem, wktórym świtała szczątkowa świadomość.Jego muszka byłazaciśnięta wokół odsłoniętej lewej ręki, a kropla krwi ściekła zeswojego zródła tuż pod bicepsem do zagłębienia w zgiętym łok-ciu.W drugiej dłoni między dwoma palcami niczym papieroslekko dyndała strzykawka.- Chryste, Jeff.Na twarzy Jeffa wykwitł podszyty oszołomieniem uśmiech.- Russell - powiedział.Russell zamknął drzwi na zamek i przyglądał się zmartwiały,jak Jeff rozwiązuje muszkę i rozwija na dół rękaw.- Kiedyś razem braliśmy narkotyki w toaletach - powiedziałJeff z nutą wyrzutu w głosie.- Ale nie.tak.- Nie, tamto to była dobra, czysta rozrywka.- Jeff odchylił dotyłu głowę i zamknął oczy, wydając z siebie westchnieniezwierzęcej satysfakcji.Wymamrotał: - Wycieczkowicz.- Wkońcu spuścił głowę i otworzył oczy, jakby przeprowadzał ospałyeksperyment percepcyjny.Wydawał się nieco zaskoczony obec-nością Russella.- Czy ty byś mi.eh.uwierzył, gdybympowiedział, że jestem cukrzykiem? Za mało słodyczy w życiu,brak i niedobór słodyczy.Czy może za dużo? A ty? Jaką masz wy-mówkę? Kim jesteś? Zaraz, może na przykład dyletantem?- Wszystko w porządku? - Russell czuł się idiotycznie, zadającto pytanie; nie był nawet pewien, co ma na myśli.- Wspaniale.W tej konkretnej chwili jestem całkowicie po-godzony ze światem.- Spadajmy stąd - powiedział Russell, podchodząc z tyłu doCorrine.A ona nagle, przypomniawszy sobie, że jest na niego zła, za-pytała:- Kim była ta brunetka, która cię tak zafascynowała?- Jakaś poetka, którą gdzieś spotkałem - odparł, a jego ma-niera, kiedy prowadził ją po schodach, była jak dla niej nieco zbytwystudiowana.- Poetka? - Nie chciała puścić tego płazem, ale Russell wyda-wał się zamyślony, smutny.- Wszystko w porządku? - zapytała.Przytaknął bez przekonania.- Boże, to było dopiero piekło Eurohołoty - powiedziała, kiedywyszli na ulicę.- W każdym razie jakieś piekło - wymamrotał Russell.- Dobrze się czujesz?- Muszę odetchnąć świeżym powietrzem.Była szczęśliwa i zaskoczona, że był gotów iść.Zwykłe z do-brej imprezy trzeba go było wyciągać wołami, ale teraz wydawałsię znużony.Za nimi przyjęcie trwało w najlepsze.Godzinę pózniej an-gielski dziennikarz znalazł w łazience kobietę z podciętymi ży-łami.Przyjechała karetka.W końcu wszyscy dowiedzieli się, żeto była Delia, bez nazwiska, która parę lat temu była przez chwilęw świetle reflektorów.Angielski dziennikarz postanowił o niej napisać.Artykuł miał pojawić się kilka miesięcy pózniejW  Vanity Fair".A Norka Rijstaefel urządziła przyjęcie z okazjiukazania się numeru.XIXNa Detroit Metro Russell wynajął samochód, jeden zmiejscowych wyrobów, który obecnie wydał mu się takanonimowy i bezbarwny jak mechaniczne kładki, któreprzewiozły go od wyjścia do punktu odbioru bagażu.Znanemarki prezentowały swoje najatrakcyjniejsze pojazdy wterminalu, wystawione na przysadzistych postumentach naśrodku hali niczym wypreparowane okazy zagrożonychgatunków, nawiązując do faktu, że było to rodzinne miastoamerykańskiego transportu.W wypożyczalni nie przyszło mu dogłowy, żeby poprosić o samochód General Motors, choć jegorodzina zawsze to robiła, jeszcze w czasach przed jegonarodzinami w szpitalu mocno dofinansowanym przez tę firmę -przewieziony w kabriolecie chevy z żebrami do kupionego nakredyt za pensję zatrudnionego w GM ojca domu w Birmingham.Dopiero na 1-94 zauważył, że prowadzi samochód konkurencji.To była jego pierwsza wizyta w domu od Zwięta Pracy* osiemmiesięcy wcześniej.Monotonny przydrożny krajobraz przed-mieść przypomniał mu o komentarzu pierwszoroczniaka zNowego Jorku/Exeter w akademiku:  Byłem raz na środkowymzachodzie.Nie było tam nic do oglądania i nic, co mogłobyodwrócić od tego uwagę".W tamtej chwili nienawidziłwszystkich nowojorczyków i snobów.Próbował więc ichnaśladować, mówiąc dopiero co spotkanej Corrine, że jest zGrosse Pointę - bogatego*Pierwszy poniedziałek września. przedmieścia Detroit, gdzie mieszkały dobre rodziny, októrym słyszała nawet złota młodzież ze wschodu.Dzięki Boguzapomniała o tym, nie żeby ją to obchodziło.Jęknął na głos wsamochodzie i pokręcił głową na wspomnienie swegopoprzedniego ja, potem włączył radio, usiłując przypomniećsobie częstotliwość uczelnianej rozgłośni, chłonął krajobrazwschodnim, miastowym wzrokiem niecałe piętnaście lat powyjezdzie, widząc nadmiar nudy i niedostatek piękna.Skręcając na północ w 24, spróbował wyobrazić sobie ruinymiasta po prawej stronie.Kiedy był mały, jezdzili co jakiś czas doHudson's, na mecz bejsbolowy, przed zamieszkami w sześć-dziesiątym ósmym, które oglądali w lokalnych i krajowych wia-domościach.Nie pamiętał, żeby potem był w centrum, aż wkońcu pojechał tam z kumplami z liceum, by kupić marihuanę iupić się w Greektown.Przypomniał sobie komentarz Stein - coto było?  Oakland? Nie ma tam tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed