[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie Mikołaj obniósł polędwicę, gdy w przedpokoju zadzwo-niono.Stary służący wyszedł i po chwili wrócił z listem na srebrnej, amoże platerowanej tacy. Od pani hrabiny  rzekł. Do ciebie, Belu  dodał pan; Tomasz biorąc list do ręki. Pozwo-lisz, że cię zastąpię w połknięciu tej nowej pigułki.Otworzył list, zaczął go czytać i ze śmiechem podał pannie Izabeli. Oto  zawołał  cała Joasia jest w tym liście.Nerwy, zawsze ner-wy!.Panna Izabela odsunęła talerz i z niepokojem przebiegła papieroczyma.Lecz stopniowo twarz jej wypogodziła się.Słuchaj, Florciu  rzekła  bo to ciekawe. Droga Belu!  pisze ciotka. Zapomnij, aniołku, o moim po-przednim liście.W rezultacie twój serwis nic mnie nie obchodzi i znaj-dziemy inny, gdy będziesz szła za mąż.Ale chodzi mi, ażebyś koniecz-nie kwestowała tylko ze mną, i właśnie o tym miałam zamiar pisać po-przednio, nie o serwisie.Biedne moje nerwy! jeżeli nie chcesz ich doreszty rozstroić, musisz zgodzić się na moją prośbę.Grób w naszym kościele będzie cudowny.Mój poczciwy Wokulskidaje fontannę, sztuczne ptaszki śpiewające, pozytywkę, która będziegrała same poważne kawałki, i mnóstwo dywanów.Hozer dostarczakwiatów, a amatorowie urządzają koncert na organ, skrzypce, wiolon-czelę i głosy.Jestem zachwycona, ale gdyby mi wśród tych cudów za-brakło ciebie, rozchorowałabym się.A więc tak?.Zciskam cię i całujępo tysiąc razy, kochająca ciotka,JoannaPost scriptum.Jutro jedziemy do magazynu zamówić dla ciebie ko-stium wiosenny.Umarłabym, gdybyś go nie przyjęła.Panna Izabela była rozpromieniona.List ten spełniał wszystkie jejnadzieje. Wokulski jest nieporównany!  rzekł śmiejąc się pan Tomasz.Szturmem zdobył Joasię, która nie tylko nie będzie mi wymawiaławspólnika, lecz nawet gotowa o niego walczyć ze mną.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG61Mikołaj podał kurczęta. Musi to jednakże być genialny człowiek  zauważyła panna Flo-rentyna. Wokulski?.no, nie  mówił pan Tomasz. Jest to człowiek sza-lonej energii, ale co się tyczy daru kombinowania, nie powiem, ażebyposiadał go w wysokim stopniu. Zdaje mi się, że składa tego dowody. Wszystko to są dowody tylko energii  odpowiedział pan To-masz. Dar kombinacji, genialny umysł poznaje się w innych rze-czach, choćby.w grze.Ja z nim dosyć często grywam w pikietę, gdziekoniecznie trzeba kombinować.Rezultat jest taki, że przegrałem osiemdo dziesięciu rubli, a wygrałem około siedemdziesięciu, chociaż  niemam pretensji do geniuszu!  dodał skromnie.Pannie Izabeli wypadł z ręki widelec.Pobladła i chwyciwszy się zaczoło szepnęła: A!.a!.Ojciec i panna Florentyna zerwali się z krzeseł. Co ci jest, Belu?. spytał zatrwożony pan Tomasz. Nic  odpowiedziała wstając od stołu  migrena.Od godziny czu-łam, że będę ją mieć.To nic, papo.Pocałowała ojca w rękę i wyszła do swego pokoju. Nagła migrena powinna by przejść zaraz  rzekł pan Tomasz.Pójdz do niej, Florciu.Ja na chwilę wyjdę do miasta, bo muszę zoba-czyć się z kilkoma osobami, ale wcześniej wrócę.Tymczasem czuwajnad nią, kochana Florciu, proszę cię o to  mówił pan Tomasz ze spo-kojną fizjognomią człowieka, bez którego poleceń albo prośby nie mo-że być dobrze na świecie. Zaraz do niej pójdę, tylko tu zrobię porządek  odpowiedziałapanna Florentyna, dla której ład w domu był sprawą ważniejszą od czy-jejkolwiek migreny.Już mrok ogarnął ziemię.Panna Izabela jest znowu sama w swoimgabinecie; upadła na szezlong i obu rękami zasłoniła oczy.Spod ka-skady tkanin spływających aż na podłogę wysunął się jej wąski panto-felek i kawałek pończoszki, ale tego nikt nie widzi ani ona o tym niemyśli.W tej chwili jej duszę znowu targa gniew, żal i wstyd.Ciotka jąprzeprosiła, ona sama będzie kwestować przy najładniejszym grobie ibędzie miała najpiękniejszy kostium; lecz mimo to  jest nieszczęśli-wą.Doznaje takich uczuć, jak gdyby wszedłszy do pełnego salonuujrzała nagle na swym nowym kostiumie ogromną tłustą plamę obrzy-NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG62dłej formy i koloru, jakby suknię wytarzano gdzieś na kuchennychschodach.Myśl o tym jest dla niej tak wstrętną, że ślina napływa jej doust.Co za straszne położenie!.Już miesiąc zadłużają się u swego loka-ja, a od dziesięciu dni jej ojciec na swoje drobne wydatki wygrywapieniądze w karty.Wygrać można; panowie wygrywają tysiące, alenie na opędzenie pierwszych potrzeb, i przecież  nie od kupców.Ach,gdyby można, upadłaby ojcu do nóg i błagała go, ażeby nie grywał ztymi ludzmi, a przynajmniej nie teraz, kiedy ich stan majątkowy jesttak ciężki.Za kilka dni, gdy odbierze pieniądze za swój serwis, samawręczy ojcu paręset rubli prosząc, ażeby je przegrał do tego pana Wo-kulskiego, ażeby wynagrodził go hojniej, niż ona wynagrodzi Mikołajaza zaciągnięte długi.Ale czyż jej wypada zrobić to, a nawet mówić o tym ojcu?. Wokulski?.Wokulski?. szepce panna Izabela. Któż to jestten Wokulski, który dziś tak nagle ukazał się jej od razu z kilku stron,pod rozmaitymi postaciami.Co on ma do czynienia z jej ciotką, z oj-cem?.I otóż zdaje się jej, że już od kilku tygodni coś słyszała o tym czło-wieku.Jakiś kupiec niedawno ofiarował parę tysięcy rubli na dobro-czynność, ale nie była pewna, czy to był handlujący strojami damskimi,czy futrami.Potem mówiono, że także jakiś kupiec podczas wojny buł-garskiej dorobił się wielkiego majątku, tylko nie uważała, czy dorobiłsię szewc, u którego ona bierze buciki, czy jej fryzjer? I dopiero teraz,przypomina sobie, że ten kupiec, który dał pieniądze na dobroczyn-ność, i ten, który zyskał duży majątek, są jedną osobą, że to właśniejest ów Wokulski, który do jej ojca przegrywa w karty, a którego jejciotka, znana z dumy hrabina Karolowa, nazywa:  mój poczciwy Wo-kulski!.W tej chwili przypomina sobie nawet fizjognomię tego człowieka,który w sklepie nie chciał z nią mówić, tylko cofnąwszy się za ogrom-ne japońskie wazony przypatrywał się jej posępnie.Jak on na nią pa-trzył.Jednego dnia weszła z panną Florentyną na czekoladę do cukierni,przez figle.Usiadły przy oknie, za którym zebrało się kilkoro obdar-tych dzieci.Dzieci spoglądały na nią, na czekoladę i na ciastka z cie-kawością i łakomstwem głodnych zwierzątek, a ten kupiec  tak samona nią patrzył.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG63Lekki dreszcz przebiegł pannę Izabelę.I to ma być wspólnik jej oj-ca?.Do czego ten wspólnik?.Skąd jej ojcu przyszło do głowy za-wiązywać jakieś towarzystwa handlowe, tworzyć jakieś rozległe plany,o których nigdy dawniej nie marzył?.Chce przy pomocy mieszczań-stwa wysunąć się na czoło arystokracji; chce zostać wybranym do radymiejskiej, której nie było i nie ma?.Ależ ten Wokulski to naprawdę jakiś aferzysta, może oszust, którypotrzebuje głośnego nazwiska na szyld do swoich przedsiębiorstw.Bywały takie wypadki.Ileż to pięknych nazwisk szlachty niemieckiej iwęgierskiej unurzało się w operacjach handlowych, których ona nawetnie rozumie, a ojciec chyba nie więcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed