[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oczywiście! Siniaki z czasem wyglądają coraz paskudniej,zauważyła pani? Wczoraj był fioletowy, niczym biskupie szaty, zniewielką domieszką błękitu.Ale ostatnio nie zaglądałem do lustra.- Odwrócił głowę, by lady Amelia miała lepszy widok.- Nadal jestrównie atrakcyjny?Zrobiła wielkie oczy i przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.Czyżby nie była przyzwyczajona do lekkiego flirtu? Wstydz się,Wyndham.Wyrządziłeś jej wielką krzywdę.- Chyba nie - odparła.- Nie powiedziałabym, że to przyjemny widok.Jack się roześmiał.- Mówi pani prawdę prosto w oczy, co?- Obawiam się, że ten błękit, z którego był pan taki dumny, całkiemzzieleniał.Pochylił się ku niej z ciepłym uśmiechem.- Jest teraz w kolorze moich oczu?- Nie - odparła, wyraznie nieczuła na jego urok.- W połączeniu ztym fioletem wygląda wręcz koszmarnie!- Fiołki i zieleń tworzą razem.210RS - Okropieństwo!Jack znowu się roześmiał.- Jest pani urocza, lady Amelio.Ale z pewnością narzeczonypowtarza to pani przy każdej okazji?Nic nie odpowiedziała.Nie bardzo mogła.Potwierdzenieświadczyłoby o jej zarozumialstwie, a zaprzeczając, wyjawiłaby, żenarzeczony haniebnie ją zaniedbuje.%7ładna dama nie chciała wydawać sięani pyszałkowata, ani wzgardzona.- Czy to na Wyndhama pani tu czeka? - spytał Jack, uznając, że porakończyć konwersację.Lady Amelia była czarująca, on zaś nie mógłzaprzeczyć, że zawarcie z nią znajomości bez wiedzy Wyndhama sprawiłomu satysfakcję.Nadal jednak czuł wewnętrzne napięcie i pragnął czymprędzej wyjść i odetchnąć świeżym powietrzem.- Nie, ja tylko.- Odchrząknęła.- Chciałam się zobaczyć z pannąEversleigh.Z Grace?Kto mówi, że nie można odetchnąć świeżym powietrzem w salonie?Wystarczy tylko uchylić okno.- Zawarł już pan znajomość z panną Eversleigh? - spytała ladyAmelia.- Jak najbardziej.Jest niezwykle urocza.- O, tak! - Tu nastąpiła pauza na tyle długa, by pobrudzić ciekawośćJacka.- Wszyscy ją podziwiają - zakończyła lady Amelia.Jackowi przemknęło przez myśl, że mógłby nieco utrudnićWyndhamowi życie.Wystarczyłoby napomknąć:  Nie jest pani ani trochęzazdrosna? Taka piękna dama pod samym bokiem, w Belgrave"211RS - i książę miałby sporo kłopotu.Ale oznaczałoby to równieżnieprzyjemności dla Grace, a do tego nie zamierzał przyłożyć ręki.Zdecydował się więc na uprzejme i nudnawe pytanie:- Zna pani dobrze pannę Eversleigh?- Tak.To znaczy nie.Znam Grace od dzieciństwa.Tonajserdeczniejsza przyjaciółka mojej starszej siostry.- Z pewnością przyjazni się także z panią.- Oczywiście - przytaknęła lady Amelia.- Ale z moją siostrą łączy jąbliższa zażyłość.Są rówieśniczkami, rozumie pan.- Rozumiem, ciężka jest dola młodszego rodzeństwa.- Mówi to pan z własnego doświadczenia?- Nic podobnego - odparł z szerokim uśmiechem.- Ja byłem zawszetym, który ignoruje plączące się pod nogami maluchy.Powrócił myślą do lat spędzonych wśród Audleyów.Edward był odniego młodszy zaledwie o sześć miesięcy, Arthur zaś urodził się półtoraroku pózniej.Biedak.Nie pozwalali mu uczestniczyć w większości swoicheskapad.A jednak - czy to nie zadziwiające? - właśnie z Arthurem łączyłygo potem najsilniejsze więzi.Arthur był niezwykle spostrzegawczy.Można to było zresztąpowiedzieć o nich obu.Jack zawsze potrafił bezbłędnie odgadnąć motywypostępowania i nastroje innych ludzi.Musiał się tego nauczyć: nieraz tylkotą drogą mógł uzyskać niezbędne informacje.Ale w dzieciństwie Jackuważał Arthura jedynie za irytującego smarkacza.Dopiero gdy obajrozpoczęli naukę w Portora Royal, Jack zorientował się, że mały Arthur -podobnie jak on - potrafi dostrzec wszystko.212RS A chociaż młodszy brat nigdy nie powiedział tego otwarcie, Jackwiedział, że Arthur przejrzał na wylot także i jego.Nie pora jednak na wzruszające wspomnienia.Nie teraz, gdyznajdował się w towarzystwie uroczej damy, a lada chwila mogła sięzjawić jeszcze jedna.Odsunął więc od siebie wszelkie myśli o Arthurze ipowiedział tylko:- Byłem najstarszy z całego stadka.Moim zdaniem szczęśliwie sięzłożyło.Byłbym niepocieszony, nie mogąc wszystkimi rządzić!Lady Amelia uśmiechnęła się na te słowa.- Jestem druga z piątki rodzeństwa, rozumiem więc doskonale pańskipunkt widzenia.- Z piątki rodzeństwa! Same panny? - zaryzykował.- Jak pan odgadł?- Nie mam pojęcia - odparł szczerze.- Po prostu pięć dziewcząt totaki czarujący obrazek.Wydawało mi się, że szkoda by było zakłócać tęharmonię obecnością jakiegoś niezgrabiasza w spodenkach.- Czy zawsze jest pan równie złotousty, kapitanie Audley? Obdarzyłją jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.- Potrafię być jeszcze lepszy, jeśli się postaram.- Amelio!Oboje się odwrócili.Do pokoju weszła Grace.Zdziwiła się na jegowidok.- O, i pan Audley tu jest?- Bardzo przepraszam - zagadnęła go lady Amelia - ale już nie wiem,jak się do pana zwracać: kapitanie Audley czy panie Audley?213RS - Kapitan czy pan, jakież to ma znaczenie? - Wzruszył ramionami.-Rozmaicie się przedstawiam, w zależności od nastroju.Z ukłonem zwrócił się do Grace.- Cóż za przyjemność znów panią ujrzeć, panno Eversleigh.I to takrychło.Zaczerwieniła się.Ciekawe, czy lady Amelia to zauważyła?- Nie przypuszczałam, że pana tu zastanę - odrzekła Grace, dygając- To zupełnie zrozumiałe.Zamierzałem właśnie wyjść na spacer, gdylady Amelia mnie zatrzymała.- Wzięłam go za Wyndhama - wyjaśniła hrabianka.- Czy to niezabawne?- Rzeczywiście - odparła Grace; wydawała się bardzo zmieszana.- Oczywiście nie przyjrzałam się uważnie - ciągnęła dalej Amelia.-To wyjaśnia wszystko, mam nadzieję.Zerknęłam tylko kątem oka, gdypan Audley przechodził obok otwartych drzwi.Jack zwrócił się znów do Grace [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed