[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I chodził naokół po sali, zatrzymywał się przed znajomymi,nie szczędząc w mowie tytułów:  panie bracie i  miły sąsiedzie -i niejedna twarz chmurna rozpogadzała się pod wpływem ciepłychpromieni łaski pańskiej.- Już też niepodobna - mówili ci, którzy do niedawna z niechęciąpatrzyli na jego czyny - aby taki pan i tak wysoki senator nieszczerzeojczyznie życzył; albo więc nie mógł inaczej postąpić, jak postąpił,albo arcana w tym jakieś tkwią, które na pożytek Rzeczypospolitejwyjdą.- Jakoż od drugiego nieprzyjaciela mamy już więcej wytchnienia,który nie chce się powadzić o nas ze Szwedami.- Dajże Boże, aby wszystko zmieniło się na lepsze!Byli wszelako i tacy, którzy trzęśli głowami albo wzrokiem mó-wili sobie wzajem:  Jesteśmy tu, bo nam nóż na gardło położono.Lecz ci milczeli, gdy tymczasem inni, do przejednania łatwiejsi,mówili głośno, tak nawet głośno, żeby ich książę mógł dosłyszeć:- Lepiej pana zmienić niżeli Rzeczpospolitą pogrążyć.387 Henryk Sienkiewicz- Niechże Korona myśli o sobie, a my o sobie.- Kto zresztą nam dał przykład, jeśli nie Wielkopolska?- Extrema necessitas extremis nititur rationibus!- Tentanda omnia!- Całą ufność w naszym księciu połóżmy i na niego we wszyst-kim się zdajmy.Niechże Litwę i władzę ma w ręku.- Godzien on i jednej, i drugiej.Jeśli on nas nie wyratuje,zginiemy.W nim salus.- Bliższy on nam niż Jan Kazimierz, bo to nasza krew!Radziwiłł łowił chciwym uchem te głosy, które dyktowała bo-jazń lub pochlebstwo, i nie zważał, że wychodziły one z ust ludzisłabych, którzy w niebezpieczeństwie pierwsi by go opuścili; z ustludzi, którymi każdy podmuch wiatru mógł chwiać jak falą.I upajałsię tymi wyrazami, i sam siebie oszukiwał lub własne sumienie, po-wtarzając z zasłyszanych zdań to, które zdawało się go najbardziejuniewinniać:- Extrema necessitas extremis nititur rationibus!Lecz gdy przechodząc mimo licznej grupy szlachty usłyszałjeszcze z ust.pana Jurzyca:  Bliższy on nam niż Jan Kazimierz!- wówczas twarz jego wypogodziła się zupełnie.Samo porównaniei zestawienie go z królem pochlebiało jego dumie, więc zbliżył sięzaraz do pana Jurzyca i rzekł:- Macie rację, panie bracie, bo w Janie Kazimierzu na garnieckrwi tylko kwarta litewskiej, a we mnie nie masz innej.Jeżeli zaśdotąd kwarta garncowi rozkazywała, to od was, panów braci, zależyto zmienić.- My też garncem gotowi pić zdrowie waszej książęcej mości!- odrzekł pan Jurzyc.- O, toś mi waść w myśl utrafił.Weselcie się, panowie bracia!Chciałbym całą Litwę tu sprosić.- Trzeba by ją na to jeszcze lepiej okroić - rzekł pan Szczanieckiz Dalnowa, człowiek śmiały i ostry zarówno w języku, jak w szabli.388 Potop t.1- Co waść przez to rozumiesz? - pytał książę utkwiwszyw niego oczy.- %7łe serce waszej książęcej mości od Kiejdan obszerniejsze.Radziwiłł uśmiechnął się z przymusem i poszedł dalej.W tej chwili też zbliżył się do niego marszałek z doniesieniem,że wieczerza gotowa.Tłumy poczęły płynąć za księciem, jakobyrzeka, do tej samej sali, w której niedawno unia ze Szwecją zostałaogłoszona.Tam marszałek usadził wedle godności zaproszonych,wymieniając każdego z imienia i urzędu.Ale widać, że roz-kazy książęce były i pod tym względem naprzód wydane, gdyżKmicicowi dostało się miejsce między miecznikiem rosieńskima panną Aleksandrą.W obojgu aż zadrgały serca, gdy usłyszeli swe nazwiska razemwymienione, i oboje zawahali się w pierwszej chwili: lecz przyszłoim zapewne na myśl, że opierać się byłoby to samo, co ściągać nasię oczy wszystkich obecnych, więc siedli obok siebie.Było im zlei ciężko.Pan Andrzej postanowił sobie być obojętnym, jakobysiedziała koło niego obca osoba.Wkrótce jednak zrozumiał, że anion nie potrafi być tak obojętnym, ani ta sąsiadka nie jest tak obcą,aby mogli zacząć z sobą zwyczajną rozmowę.Owszem, oboje tozmiarkowali, że w tym tłumie osób i najrozmaitszych uczuć, spraw,namiętności on myśli tylko o niej, ona o nim, i właśnie dlatego takim trudno.Bo oboje nie chcieli i nie mogli wypowiedzieć szcze-rze, jasno i otwarcie wszystkiego, co im leżało na sercu.Mieli zasobą przeszłość, ale nie mieli przyszłości.Dawne uczucia, ufność,znajomość nawet, wszystko było potargane.Nie było nic pomiędzynimi wspólnego oprócz uczucia zawodu i żalu.Gdyby i to ostatnieogniwo pękło, byliby właśnie swobodniejsi; lecz czas tylko mógłprzynieść zapomnienie, obecnie było na to za wcześnie.Kmicicowi tak było zle, że prawie mękę cierpiał, a jednak za nicw świecie nie byłby odstąpił tego miejsca, które mu marszałek wy-znaczył.Uchem łowił szelest jej sukni, baczył, udając, że nie baczy,389 Henryk Sienkiewiczna każdy jej ruch; odczuwał ciepło bijące od niej i wszystko to razemsprawiało mu jakąś bolesną rozkosz.Po chwili poznał, że i ona równie jest czujna, choć niby na niegonie zważa.Porwała go nieprzezwyciężona chęć spojrzenia na nią,więc zaczął strzyc ukośnie oczyma, póki nie ujrzał jasnego czoła,oczu nakrytych ciemnymi rzęsami i białej, nie pomalowanej bar-wiczką jak u innych pań twarzy.Było zawsze w tej twarzy coś tak dla niego pociągającego, że ażserce w biednym kawalerze zadrgało z żalu i bólu. %7łeby zaś takazawziętość w tak anielskiej urodzie mieścić się mogła! - pomyślałsobie.Lecz uraza była zbyt głęboka, więc wkrótce dodał w duszy: Nic mi po tobie, niech cię inny bierze!I nagle poczuł, że gdyby ów jakiś  inny spróbował tylko skorzy-stać z jego pozwolenia, to by go na sieczkę posiekał.Na samą myślo tym chwycił go gniew straszny.Uspokoił się dopiero, gdy sobieprzypomniał, że to przecie on sam, nie kto inny przy niej siedzi,i że nikt, przynajmniej w tej chwili, o nią nie zabiega. Tedy jeszcze raz na nią spojrzę, a potem się w drugą stronęzwrócę - pomyślał.I znów począł strzyc ku niej z ukosa, ale właśnie w tej chwiliona uczyniła toż samo, i oboje spuścili co prędzej oczy, upokorzeniogromnie, jakoby na grzechu złapani.Panna Aleksandra toczyła również walkę z sobą.Ze wszyst-kiego, co zaszło, z postępowania Kmicica w Billewiczach, ze słówZagłoby i Skrzetuskiego, poznała, że Kmicic błądził, ale nie byłtyle winny, nie zasługiwał na taką pogardę, na takie bezwzględnepotępienie, jak poprzednio sądziła.Przecie on to tamtych zacnychludzi od śmierci uwolnił, przecie tyle w nim było jakiejś wspania-łej dumy, że wpadłszy w ich ręce, mając przy sobie list, który mógłgo uniewinnić, a przynajmniej od śmierci uchronić, nie pokazałjednak tego listu, nie rzekł ani słowa i poszedł na śmierć z pod-niesioną głową.390 Potop t.1Oleńka, chowana przez starego żołnierza stawiającego pogardęśmierci na czele wszystkich innych cnót, wielbiła męstwo z całegoserca, więc nie mogła się oprzeć mimowolnemu podziwowi dla tejrogatej, rycerskiej fantazji, którą można było chyba razem z dusząz ciała wypędzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed