[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dokonałem inspekcji przybrzeżnych garnizonów: ich dowódcy zasługują nanajwiększe pochwały za doskonałość dyscypliny, stosowanie najnowszych metod ćwiczeń idobrą jakość prac inżynieryjnych.W całej dzikiej i jeszcze dosyć mało znanej częściwybrzeża kazałem na nowo zapuszczać sondy i poprawiać, gdzie potrzeba było, oznaczeniażeglarzy, którzy tędy płynęli przede mną.Przepłynęliśmy wzdłuż Kolchidy.Wiedząc, jak interesujesz się opowieściamidawnych poetów, wypytywałem mieszkańców o czary Medei i dokazania Jazona.Ale nic otych dziejach nie wiedzieli.Przy północnym brzegu tego niegościnnego morza przybiliśmy do małej wysepki,bardzo dużej w baśni: wyspy Achillesa.Wiesz przecie: podobno Tetyda wychowywałaswojego syna na tej zagubionej we mgłach wysepce; co wieczór wyłaniała się z morza iprzychodziła na piaszczysty brzeg porozmawiać ze swoim dzieckiem.Na wyspie, niezamieszkanej, żyją dziś tylko kozy.Jest tu świątynia Achillesa.Mewy i inne morskie ptakizlatują się tam i dotknięcia ich skrzydeł przesiąkniętych morską wilgocią nieustanniezmywają placyk przed sanktuarium.Zaś ta wyspa Achillesa jest zarazem, jak przystoi, wyspąPatroklosa, i niezliczone wotywne dary, jakie zdobią ściany świątyni, są ofiarowane alboAchillesowi, albo jego przyjacielowi, bowiem - jak się godzi - ci, którzy kochają Achillesa,wielbią i czczą pamięć Patroklosa.Sam zaś Achilles pojawia się we śnie żeglarzom, którzysię zapuszczają w te strony: chroni ich i ostrzega przed niebezpieczeństwami morza, jak togdzie indziej czynią Dioskurowie.A cień Patroklosa zjawia się obok Achillesa.Opisuję ci te rzeczy, bo sądzę, że są warte opisania i ci, którzy mi opowiadali o nich,znają je z własnego doświadczenia albo z opowieści godnych wiary świadków.Achilleswydaje mi się czasami największym z ludzi przez odwagę, hart duszy, wiedzę umysłupołączoną ze zręcznością ciała i gorącą miłość dla swego młodego towarzysza.I nic w nimnie wydaje się większe niż rozpacz, która mu kazała wzgardzić życiem i zapragnąć śmierci,kiedy stracił ukochanego." Upuszczam na kolana gruby raport namiestnika Armenii Mniejszej, dowódcyEskadry.Arrian dobrze pracował, jak zwykle.Ale tym robi coś więcej: ofiarowuje mi dar,potrzebny, bym mógł spokojniej umrzeć; daje mi taki obraz mojego życia, jaki chciałbympozostawić.Arrian wie, że to, co ważne, jest tym, co nie figuruje w oficjalnych życiorysach,czego się nie pisze na grobach; wie także, że mijanie czasu czyni nieszczęście tylko tymbardziej oszołamiającym.Przygoda mojego życia, widziana przez niego, nabiera sensu,układa się jak w poemacie; jedyna czułość wyłania się z wyrzutów sumienia, zniecierpliwień,smutnych manii, niby dym, niby pył; ból się klaruje, rozpacz się oczyszcza.Arrian otwiera migłęboki raj bohaterów i przyjaciół: nie uważa, bym go był niegodny.Moja tajna komnatapośrodku basenu w Willi nie jest dość sekretnym schronieniem: tam wlokę to postarzałeciało; tam cierpię.Moja przeszłość, owszem, też mi tu i ówdzie ofiarowuje schronienia, wktórych się mogę skryć przynajmniej przed częścią terazniejszych niedoli: śnieżna równina nabrzegu Dunaju, ogrody Nikomedii, Klaudiopolis, żółte od zebranych kwiatów szafranu,pierwsza lepsza ulica Aten, oaza, gdzie nenufary kołyszą się na zamulonej wodzie, syryjskapustynia w świetle gwiazd podczas powrotu z obozu Osroesa.Ale te tak drogie miejsca sązbyt często skojarzone z zalążkami omyłki, zawodu, jakiejś klęski znanej tylko mniejednemu: w moich złych chwilach zdaje mi się, jakby moje wszystkie drogi człowiekaszczęśliwego wiodły do Egiptu, do pewnego pokoju w Bajach albo do Palestyny.Więcej:znużenie mego ciała udziela się mojej pamięci: obraz schodów Akropolu jest nieomalnieznośny dla człowieka, który traci oddech wchodząc na schodki w ogrodzie; lipcowe słońcena równinach Lambaesis męczy mnie, jakbym dziś na nie wystawiał moją gołą głowę.Arriandaje mi coś lepszego.Z Tiburu, z samego środka upalnego maja, słucham przeciągłej skargifal na piaszczystych brzegach wyspy Achillesa; wdycham jej czyste i zimne powietrze; bezwysiłku chodzę po placyku przed świątynią^ obmytym wilgocią morza; widzę Patroklosa.To miejsce, którego nigdy nie zobaczę, staje się moim sekretnym mieszkaniem, moimnajtajniejszym schronieniem.Tam będę zapewne w chwili mojej śmierci.Dałem niegdyś filozofowi Eufratesowi pozwolenie na samobójstwo.Wydawało mi sięto całkiem proste: człowiek ma prawo zadecydować, od jakiej chwili poczynając jego życieprzestaje być pożyteczne.Nie wiedziałem wtedy, że śmierć może stać się przedmiotem ślepejnamiętności, głodu, jak miłość.Nie przewidziałem tych nocy, podczas których będę owijałmój sztylet pasem, żeby się zmusić, by dwa razy pomyśleć, zanim go użyję.Jeden Arrianprzeniknął sekret tej walki bez chwały z pustką, jałowością, zmęczeniem, obrzydliwościąistnienia, która kończy się pragnieniem śmierci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed