[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przynajmniej na razie.Zawroty głowy wolno ustępują, serce się uspokaja.Kupią szybkojakiś niedrogi i nierzucający się w oczy samochód w autokomisie i pojadądo Szwajcarii.Był tam parę razy i zawsze mu się podobało.Zaszyją sięgdzieś w Alpach i zostaną trochę.Jak Maciek wydobrzeje, pojedzie na jeden dzień do Genewy, załatwi coś w jednym z banków i pojadą dalej.Jeszcze nie zdecydował gdzie.Może do Ameryki Południowej, może doRPA.Będzie jeszcze czas, żeby to dobrze przemyśleć, będzie czas, żeby towszystko sensownie zaplanować.Na razie tęsknił do Alp, szwajcarskiegospokoju i szwajcarskiego niewtykania nosa w nie swoje sprawy.Potrzebuje kilku tygodni, żeby dojść do siebie.Jak wyzdrowieje, będzielepiej wiedział, co robić.Nagle słyszy chrobot klucza w zamku.Wraca Miła.Ma zabłoconebuty.Kładzie sportową torbę na podłodze.- Nie powinieneś wstawać.- Kocham cię - mówi cicho Maciek.Miła milczy.Nie spodziewała się takiego wyznania w tymmomencie.Chwilę stoi, nie wiedząc, co z tym zrobić.W końcu schyla się iotwiera sportową torbę.Wyjmuje z niej cztery słoiki wypełnione ciasnobanknotami i stawia je na stoliku.- I co teraz? - pyta Miła.- Chciałem zrobić coś na obiad, ale nie udało mi się dojść do kuchni -Maciek próbuje się uśmiechnąć.Miła nie ma ochoty na uśmiechy.Patrzą chwilę na siebie wmilczeniu.Miła zdejmuje kurtkę, potem buty.Siada obok Maćka na łóżku.Za oknem znowu zaczyna prószyć śnieg.Miła patrzy Maćkowi w oczy.Jest poważna.Powoli przysuwa swojątwarz do jego twarzy.Maciek szuka jej dłoni, jest chłodna.W końcu ichusta dotykają się.Tyle na to czekali, tak bardzo chcieli, żeby to się znowustało, i tak długo było to niemożliwe.Miła ostrożnie pomaga Maćkowi się położyć.Widać, że siedzenie gomocno wyczerpało.Jeszcze raz całuje go w usta.- Nie powinieneś wstawać - szepcze.- Jeszcze za wcześnie.SpacerSpacer zaczął się zaledwie dziesięć minut temu.Strażnik wprowadziłna mniejszy spacerniak czterech osadzonych, w tym Cycka.Zamknąłspacerniak i poszedł po następnych złodziei do sąsiedniego spacerniaka.Krzyk się podniósł już po chwili.Dzikie męskie wrzaski mieszały się zkurwami, chujami i tym podobnymi słowami wykrzykiwanymi zwściekłością i zawziętością, jakiej dawno tu nie słyszano.Wkrótceodezwały się sąsiednie spacerniaki, po chwili huczało już całe więzienie.Walono taboretami w podłogę, tłuczono blaszanymi kubkami w kraty, pojawiły się gwizdy i przerazliwe wycie.Trwało to bardzo krótko.Kilkaminut wściekłego łoskotu wypełniło poranną ciszę na Mokotowie wokolicach Rakowieckiej.Zpieszący do pracy ludzie nawet na to niezwrócili uwagi.Ranek był chłodny, mokry i pochmurny.Oddział uderzeniowy straży więziennej w sile sześciu ludzi wkaskach, z pleksiglasowymi tarczami i długimi pałkami wpadł naspacerniak dwie i pół minuty po wybuchu hałasu.Z wielkim impetem ibezwzględną brutalnością przycisnęli tarczami trzech osadzonych dobetonowych ścian.Czwarty osadzony leży w kącie spacerniaka w plamieciemnobordowej krwi.To Cycek.Areszt przy Rakowieckiej powolicichnie.Jeden ze strażników podchodzi do leżącej, nieruchomej postaci.Przykłada dłoń do tętnicy szyjnej Cycka.Sprawdza tętno.- %7łyje.Na spacerniak wchodzi szef ochrony aresztu.To skupiony młodychłopak o chłodnym, rzeczowym spojrzeniu.Właśnie kończy jeść jabłko.- Tych trzech do piwnicy.Wyprowadzają szybko trzech więzniów.Szef ochrony czeka, ażopuszczą spacerniak.Nikomu specjalnie się nie śpieszy, by ratowaćpobitego.Szef ochrony podchodzi do Cycka.Odwraca go twarzą do góry.Cycek jest nieprzytomny, twarz ma całą zakrwawioną.- No i się doigrał.Kto pilnował spaceru?- Gryboń.Szef ochrony kończy jabłko i niewielki ogryzek wyrzuca w kątspacerniaka.Wyciera ręce w chusteczkę.- Za pięć minut ma być u mnie - patrzy jeszcze raz na leżącegoCycka.- A tego do lekarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed