[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.La Gorda położyła głowę na moim ramieniu, a ja na jej głowie oparłem swoją.Siedzieliśmy takprzez chwilę.Poczułem się odprężony, obawa i podniecenie znikły.Dziwne było to, że samozetknięcie naszych głów przyniosło mi taki spokój.Chciałem zażartować, że powinniśmy związaćsobie głowy razem, ale pomyślałem, że ona mogłaby to potraktować najzupełniej poważnie.Moje ciałozatrzęsło się od śmiechu i uświadomiłem sobie, że śpię, chociaż oczy miałem otwarte  mógłbymwstać, gdyby mi na tym zależało.Nie miałem jednak ochoty się poruszać, siedziałem więc tak, całkiemprzytomny, a jednak uśpiony.Widziałem przechodzących obok ludzi, którzy się nam przyglądali, alenie miałem nic przeciwko temu.Normalnie przeszkadzałoby mi to, że inni zwracają na mnie uwagę.Apotem nagle, w jednej chwili, wszyscy ludzie w zasięgu wzroku zmienili się w wielkie bąble białegoświatła.Po raz pierwszy w życiu udało mi się zatrzymać obraz świetlistych jaj! Don Juan mówił mi, żedla kogoś, kto widzi, ludzkie istoty przypominają świetliste jaja.Zdarzało mi się miewać przebłyskitakiego widzenia, ale nigdy jeszcze nie potrafiłem skupić na nich wzroku tak, jak robiłem to teraz.W pierwszej chwili bąble światła wydawały się zupełnie bezkształtne, jakby mój wzrok nie byłustawiony na właściwą ostrość.Zaraz jednak zacząłem widzieć ostro i bąble białego światła zmieniły się w podłużne świetliste jaja.Były wielkie, naprawdę olbrzymie, wysokie na jakieś siedem stóp, aszerokie co najmniej na cztery.W pewnej chwili zauważyłem, że jaja przestały się Poruszać.Widziałem przed sobą jednolitąświetlistą masę.Jaja obserwowały mnie, złowróżbnie przyczajone nad moją głową.Poruszyłem się iusiadłem prosto.La Gorda Wciąż mocno spała, oparta na moim ramieniu.Otaczała nas grupawyrostków, którzy chyba sądzili, że jesteśmy pijani, i złośliwie nas przedrzezniali.Najśmielszy z nichobmacywał piersi la Gordy.Obudziłem ją, potrząsając za ramię.Podnieśliśmy się i szybko odeszliśmystamtąd.Chłopcy szli za nami, szyderczo wykrzykując obsceniczne słowa.Dopiero widok policjantana rogu ulicy zniechęcił ich do dalszych prześladowań.W całkowitym milczeniu szliśmy z rynku domiejsca, gdzie zostawiłem samochód.Naraz la Gorda pochwyciła mnie za ramię.Usta miała otwarte,a w jej oczach błyszczało szaleństwo. Patrz! Patrz!  krzyczała, wskazując na coś palcem. To Nagual i Genaro!Zobaczyłem dwóch mężczyzn, którzy właśnie skręcili za róg jedną przecznicę przed nami.LaGorda ruszyła pędem.Biegnąc za nią, zapytałem, czy jest pewna, że się nie pomyliła.Była jakoszalała.Odkrzyknęła, że gdy podniosła głowę, obydwaj na nią patrzyli, a gdy pochwycili jej wzrok,ruszyli przed siebie.Skręciliśmy za róg, za którym zniknęli mężczyzni, i zobaczyliśmy ich w tej samej odległości coprzedtem.Nie mogłem rozróżnić rysów ich twarzy.Ubrani byli jak meksykańscy wieśniacy.Nagłowach mieli słomkowe kapelusze.Jeden był krępy jak don Juan, drugi zaś chudy jak don Genaro.Skręcili za następny róg, a my znów pobiegliśmy za nimi.Ulica, w którą weszli, była wyludniona iprowadziła na przedmieścia, skręcając lekko w lewo.Mężczyzni znajdowali się akurat na zakręcie.Wówczas zobaczyłem coś, co sprawiło, iż rzeczywiście byłem w stanie uwierzyć, że to don Juan i donGenaro.Był to gest niższego mężczyzny, który odwrócił się do nas i przechylił głowę, jakby nakazującnam iść za sobą.Takie gesty wykonywał don Genaro, gdy byliśmy w lesie.Zawsze szedł przede mną,zachęcając mnie ruchem głowy, bym starał się z nim zrównać. Nagual! Genaro! Poczekajcie!  wykrzyknęła głośno la Gorda i pobiegła naprzód.Ja zostałem ztyłu.Mężczyzni szli bardzo szybkim krokiem w stronę jakichś baraków, ledwo widocznych w półmroku.Musieli wejść do któregoś z nich albo skręcić w jedną z licznych alejek, bo nagle zniknęli nam z oczu.La Gorda stanęła w miejscu, bez żadnego zażenowania wołając ich po imieniu.Ludzie wyszli zdomów, żeby zobaczyć, kto tak krzyczy.Objąłem ją i trzymałem, dopóki się nie uspokoiła. Byli tuż przede mną  powiedziała z płaczem. O niecałe dziesięć stóp.Gdy zawołałam izwróciłam ci na nich uwagę, w jednej chwili oddalili się o całą przecznicę.Próbowałem ją uspokoić.Była bardzo zdenerwowana.Przywarła do mnie, drżąc.Z jakiegośpowodu miałem absolutną pewność, że ci mężczyzni nie byli don Juanem i don Genarem, toteż niepotrafiłem dzielić jej podniecenia.Stwierdziła, że musimy wracać do domu, bo moc nie pozwoliłaby jejpojechać ze mną do Los Angeles, ani nawet do Mexico City.Nie nadszedł jeszcze czas na takąpodróż.Była przekonana, że ujrzenie tych mężczyzn to omen [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed