[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamiast pójść do głównej nawy w kierunku lady, udałam się z powrotem wkierunku regałów.Alexei szedł za mną, wciąż cichy jak cień.Szłam dalej, aż dotarłamdo znajomego, odosobnionego miejsca, następnie spojrzałam w górę.Pomnik Nikeznajdował się nade mną.Grecka bogini zwycięstwa wyglądała tak jak zawsze.Przypominająca togęsuknia owijała całe jej ciało, loki opadały na jej szczupłe ramiona, skrzydła wyzierały zjej pleców, a laurowa korona spoczywała na głowie.Za każdym razem, kiedy wchodziłam do biblioteki, odbijałam tu, by chwilę pomówić do bogini.Według mnie,było to uprzejme.- Cóż, znowu wpadłam w kłopoty  mruknęłam. Ale zapewne już o tym wiesz.Zawsze wiesz o wszystkim.Chcesz dać mi jakąś wskazówkę, co mogę z tym zrobić?Bez konieczności bycia straconą.Ale, oczywiście, nie odpowiedziała mi.Podobnie, jak pozostali bogowie, Nikerównież ukazywała się innym śmiertelnikom na własnych warunkach, a ja nie byłamwyjątkiem, choć byłam jej Wybranką.Była raczej tajemniczą  i irytującą  przez to.I znowu, bogini była najprawdopodobniej zbyt zajęta, aby naprawić bałagan,który uczyniłam, skoro nie udało mi się powstrzymać Vivian przed uwolnieniemLokiego.Nike powiedziała mi, że nadchodzi wojna i wszyscy muszą się do niejprzygotować, wliczając w to bogów.Ale jak ja mogę pomóc jej wygrać tę wojnę, kiedygrozi mi utrata wszystkiego?- W każdym razie, zamierzam iść teraz do pracy.Ale jeśli zechcesz wpaść, będęczekać na ciebie przy ladzie, jak zawsze  rzuciłam w stronę pomnika. Nie pozwóltylko, by Nickamedes cię zobaczył.Zapewne powiedziałby ci, że togi nie są dozwolonew bibliotece albo coś równie głupiego.Wiesz, jaki on jest.Na moje słowa, usta posągu uniosły się w uśmiechu.Był to nieznaczny gest, alepoczułam się trochę lepiej, kiedy Nike wiedziała dokładnie, co się działo, a ona niezapominała o mnie.Zupełnie jakby mnie obserwowała.Jakby wiedziała, że ostateczniewszystko się ułoży. Alexei rzucił mi nieufne spojrzenie, oczywiście myśląc o mnie jako o przypadkucray-cray z moimi odchyłami związanymi z gadaniem do kolejnego posągu, alezignorowałam go i skierowałam się do centralnej części biblioteki.Niebawem,wychodząc zza regałów, wszystkie oczy zwróciły się na mnie, a uczniowie siedzącyprzy stolikach, unieśli głowy i zaczęli szeptać.Wyprostowałam ramiona, uniosłampodbródek i udawałam, że nawet ich nie dostrzegłam, a tym bardziej, że rozmawiali ipisali smsy o mnie.- Nie mogę uwierzyć, że faktycznie się tu pokazała.- Co ona sobie myśli?- Czy ona zdaje sobie sprawę z tego, że każdy jej nienawidzi?Parsknęłam na ostatni komentarz.O taak.Wiedziałam doskonale, jak bardzowszyscy mną gardzili, odkąd dawali mi to jasno do zrozumienia, a mianowicie przezcały długi dzień.Pospieszyłam za ladę, która dzieli bibliotekę na dwie części i umieściłam swojąlistonoszkę w zwykłym miejscu.Odwróciłam się do Alexei a, wskazując mu stołek nadrugim końcu kontuaru.- Możesz tam usiąść  powiedziałam. To będzie pewnie bardziej komfortoweniż stanie, podczas gdy pracuję.Zamiast zająć stołek, skrzyżował ręce na piersi, okręcił się w miejscu i skierowałdo szklanego kompleksu, w którym bibliotekarze mieli swoje biura.Zdecydowaniecichy, uparty cień.Ach, dobrze.Próbowałam. Wyrzuciłam Alexei a z umysłu i opadłam na swoje miejsce.Kilka sekundpózniej, drzwi za mną otwarły się piskliwie i Nickamedes wyszedł ze swojego biura.Bibliotekarz spojrzał na mnie, jakby był zaskoczony, widząc mnie tu.- Gwendolyn? Co ty tu robisz? - zerknął w dół, niepewny, czy dobrze widzi.Jeszcze nie ma piątej.Jesteś za wcześnie.Nigdy nie jesteś za wcześnie.Ugryzłam się w język, by nie odpowiedzieć.Nie zawsze pojawiałam się na czasna swoją zmianę biblioteczną.Dobra, dobra, prawie zawsze się spózniałam, ale tylkodlatego, że wykradałam się z kampusu, by spotkać się z Babcią Frost.Ale najwyrazniej,moja punktualność była bardziej szokująca niż zdawałam sobie z tego sprawę.- Ani razu, biorąc pod uwagę wszystkie miesiące, w których tu pracujesz, nigdynie byłaś wcześniej.Na czas, sporadycznie.Spózniona, zbyt często.Ale nigdy, nigdywcześniej  oczy Nickamedesa zwęziły się. Co ty tu robisz?Moja szczęka zacisnęła się.Nawet, kiedy robiłam coś dobrze, on dawał miodczuć inaczej.Czasami myślałam, że bibliotekarz i ja po prostu jesteśmy skazani na to,by się ze sobą nie zgadzać.- Pomyślałam, że dziś potrzeba więcej rąk do pracy  odparłam przez zaciśniętezęby. Ale jeśli nie jestem tu potrzebna, zawsze mogę wyjść i wrócić pózniej.Dużopózniej, tak jak zazwyczaj.Może będę tak pózno, że nie pojawię się do jutra.Bibliotekarz skrzywił się.- Cóż, skoro chciałaś dziś przyjść wcześniej, przypuszczam, że następnymrazem pojawisz się jeszcze pózniej.Ale tylko raz.Odnotowałem, wiesz. Oczywiście, że to zrobił.Nickamedes miał obsesję na punkcie kontroli.Pomimofaktu, że nie było innych bibliotekarzy, Nickamedes niemal ciągle tu pracuje.Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek brał dzień wolny.Wątpię.Przecież ktoś możeodłożyć książkę na niewłaściwe miejsce, jeżeli go nie będzie na miejscu, by czuwać nadwszystkim.Jego ton był równie kąśliwy co mój, lecz po chwili jego rysy nieco złagodniały.- I jeżeli któryś z uczniów będzie miał jakiś problem tego wieczoru, wezwieszmnie natychmiast.Zrozumiałaś?Skinęłam głową.Wiedziałam dokładnie, jakie problemy miał na myśli  te, którekażdy miał do mnie.- I ty  rzucił do Alexei a z marsową miną. Twoim zadaniem jest ochronaGwendolyn, a nie tylko spoglądanie za nią jak jastrząb.Proponuję ci tak zrobić, zamiaststać jak skała jak do tej pory.Protektorat nie jest jedynym, który ma oczy i uszy naterenie całego kampusu.Alexei zaczerwienił się lekko.- Robię po prostu to, co nakazał mi Protektorat.Nickamedes uniół czarne brwi.- Naprawdę? Bo myślałem, że w interesie Protektoratu jest ochrona uczniówtutaj  nie pozwalając na ich krzywdę, wykorzystywanie i zastraszanie przez ichkolegów. A więc do bibliotekarza dotarło jak inne dzieciaki mnie traktują.Nie zaskoczyłomnie to.Trzeba być ślepym, aby nie dostrzec ognia wściekłości w oczach każdego, ktona mnie spojrzał.Mimo to, troska Nickamedesa dotknęła mnie.Bibliotekarz i ja niezawsze się dogadywaliśmy, ale wiedziałam, że on troszczy się o mnie na swój własnysposób.- W porządku  powiedziałam. Sama mogę walczyć w swojej własnej bitwie.To właśnie robią Wybrańcy, prawda?Nickamedes przyglądał mi się.Po chwili, skinął głową.- Potrafisz to, Gwendolyn.Ale czasami nie zaszkodzi mieć kogoś, kto będzieochraniał twoje plecy.Ktoś, kogo naprawdę to obchodzi.Rzucił Alexei owi kolejne znaczące spojrzenie, by ponownie udać się dokompleksu biurowego.Chyba po raz setny dzisiejszego dnia, gorące łzy stanęły mi w oczach.Teraz,nawet Nickamedes, który powiedział, w jak wiele problemów się wplątałam, był dlamnie miły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed