[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czyżby Zwierczak" nie zrozumiał, o co chodzi?  myślał Downar, którego zaczynałogarniać lekki niepokój.Raz i drugi rzucił krótkie spojrzenie za siebie.Pusto, żadnego wozu.Szerokie bary Sołtysiaka nie wróżyły niczego dobrego.Waldemar milczał, bardzozamyślony.Downar zastanawiał się, który z nich ma pistolet? Może obydwaj? Wtedy sytuacja stałabysię o wiele trudniejsza.Prawdziwy cel tej przejażdżki był dla Downara oczywisty.AZwierczaka ani śladu.Albo coś pokręcił, albo wóz mu nawalił.W pewnym momencie zjechali z szosy w boczną drogę. Daleko jeszcze?  spytał Downa r.Grabiński spojrzał na niego szklanymi, niewiążącymi oczami.To już nie był wesoły,sympatyczny towarzysz wypraw narciarskich.W jego spojrzeniu kryła się jakaś ponuradeterminacja. Blisko, bardzo blisko  powiedział głuchym, nieswoim głosem. Nagle samochód zatrzymał się. Co się stało? Coś nawala w karburatorze  mruknął Sołtysiak. Muszę przeczyścić. Może się trochę przejdziemy?  zaproponował Waldemar.Wysiedli.Downar zajrzał do bagażnika, gdzie ulokowano jego walizkę. A na co wam łopata?  spytał.Grabiński wzruszył ramionami. To kolega lubi wozić takie różne narzędzia.Mówi, że wszystko może się w drodzeprzydać. To prawda  pokiwał głową Downar. Wszystko się może przydać.No.jak mamypospacerować, to chodzmy.Dobrze jest rozprostować nogi. Przez cały czas takmanewrował, żeby mieć przed sobą zarówno Sołtysiaka, jak i Waldemara. Zajdzmy tam  powiedział Grabiński, wskazując ciemniejący pomiędzy drzewamibudynek. Może dostaniemy ciepłego mleka? Dobrze  zgodził się Downar.Rozpiął futro i dotknął kolby pistoletu.To była na wpół rozwalona, nie zamieszkana przez nikogo chata góralska.Tuż obokwznosiły się ściany nowo budowanego domu.Cisza.Ani żywej duszy.Weszli do rudery.Waldemar wyjął z kieszeni płaszcza płaską butelkę. Golnij sobie  powiedział schrypniętym głosem.Downar potrząsnął głową. Nie mam ochoty na alkohol. Już nic wysilał się na kaleczenie języka polskiego. Pij!  nastawał Waldemar. Powiedziałem, że nie mam ochoty.Chłopak wzruszył ramionami. Jak chcesz.Przed chatą zaskrzypiał śnieg.Downar odwrócił się błyskawicznie.W drzwiach stałSołtysiak. Jedziemy? Nigdzie nic pojedziesz. Głos Waldemara zabrzmiał twardo, bezwzględnie.Downar wiedział, że nadeszła decydująca chwila.Odwrócił się raptownie i spojrzał wprostw lufę pistoletu.Jak błyskawica przemknęła mu przez głowę myśl; pistolet Rodeckiego czyTarkowskiego? Waldemar popełnił błąd.Stał za blisko.Potężne kopnięcie wytrąciło mu broń z ręki.Downar skoczył i trzasnął chłopaka w szczękę, aż kość chrupnęła.Sołtysiak rzucił sięnaprzód i chciał podnieść pistolet, ale Downar już trzymał swojego  waltera". Nie ruszaj się! Ręce do góry albo łeb ci rozwalę! Odwróć się! Stań twarzą do ściany!Bandyta bez oporu wykonał rozkazy.W tej chwili rozległy się pośpieszne kroki.W sekundę potem w rozwartych drzwiachchaty stanął kapitan Zwierczak z bronią w ręku.Tuż za nim wtłoczyło się trzech milicjantóww mundurach. Koło musieliśmy zmieniać! W porę, cholera! Zjawiliście się w samą porę  uśmiechnął się Downar.* * *W przesłuchaniu brał udział także i Walczak, który prowadził dochodzenie w sprawienapadów w Płocku, w Rembertowie, w Sulejówku, w %7łyrardowie.Wszystkie te akcje miałypewne wspólne cechy i to pozwalało przypuszczać, że we wszystkich wypadkach działałajedna i ta sama banda.Bandyci zawsze posługiwali się samochodem i byli uzbrojeni.Z zeznań świadków wynikało, że banda składała się z trzech czy czterech mężczyzn ijednej kobiety.Mieli maski i ciemne rękawiczki.Szczegółowe śledztwo wykazało, że śladybieżników, pozostawione na miejscu przestępstwa, odpowiadają ogumieniu opla JoannyGrabińskiej i warszawy, będącej własnością taksówkarza, Kazimierza Aukasiaka.Obraz bandyckiej kompanii stawał się coraz wyrazniejszy, a wszelkie ewentualnewątpliwości rozwiały się z chwilą, gdy zdjęto gips z ręki Zenona Kowierskiego.Okazało siębowiem, że to nie było złamanie, lecz zupełnie wyrazna rana postrzałowa, zakamuflowanagipsem. Od kogo zaczniemy?  spytał Walczak, spoglądając na przyjaciela. Może na początek porozmawiamy z dziewczyną  powiedział Downar.Weszła energicznym, szybkim krokiem.Robiła wrażenie bardzo pewnej siebie.Przelotnym spojrzeniem obrzuciła Walczaka, do Downara uśmiechnęła się. Ale pan nas zrobił w konia ? powiedziała wesoło. Cały czas byłam pewna, żejest pan bogatym Szwabem.Ma pan cholerne zdolności aktorskie.A może kończył panSzkołę Dramatyczną?Downar zignorował ten żart.Spytał: Od jak dawna bierze pani udział w napadach rabunkowych? Wzruszyła ramionami. Nie wiem, o czym pan mówi.To chyba jakieś nieporozumienie.W ogóle nierozumiem, jakim prawem mnie zatrzymano.Przecież.Downar przerwał jej niecierpliwym ruchem ręki. Dajmy spokój tej głupiej komedii.Szkoda czasu.Pani doskonale zdaje sobie sprawę zsytuacji, w jakiej się pani znalazła. Nie rozumiem, o jakiej sytuacji pan mówi. Jest pani podejrzana o udział w napadach rabunkowych oraz w zamordowaniu doktoraKarola Rodeckiego.Ciągle jeszcze nie dawała za wygraną. Równie dobrze może mnie pan oskarżyć o zamordowanie prezydenta Kennedy'ego.Downar postanowił uzbroić się w cierpliwość.Wiedział, że sprawa właściwie jestzamknięta i że siedząca przed nim dziewczyna przegrała niebezpieczną i paskudną grę.Niebyło sensu denerwować się. Więc pani zaprzecza, że brała pani udział w napadach rabunkowych wspólnie zZenonem Kowierskim, Waldemarem Grabińskim i Michałem Sołtysiakiem? Stanowczo zaprzeczam.Downar pochylił się nad biurkiem i spojrzał dziewczynie prosto w oczy.Wytrzymała tospojrzenie.Podziwiał jej opanowanie. Jest pani osobą odważną i zdecydowaną.Wielka szkoda, że tych cech charakteru niewykorzystała pani w innym kierunku.Ale mniejsza z tym.Proszę mi powiedzieć, czy panijezdziła kiedyś wozem pani Joanny Grabińskiej? Nie.Nigdy. A może zdarzyło się pani jezdzić wozem doktora Rodeckiego? Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed