[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na tychfrytkach pisał ketchupem moje imię, potem swoje.Frytki pod moim imieniem zjadałam ja,drugą połowę pałaszował Louis.Czasami kupowaliśmy batoniki, ja Marathon, Louis wolałBaby Rooth.W kawiarni często była Fielda, matka Petry.Pomagała swojej matce.Dla mnie i Louisabyła bardzo miła.Zagadywała do nas, dolewała nam wody sodowej.Teraz myślę, że chciała sięze mną zaprzyjaznić.Ale ja miałam Louisa, nikogo więcej nie potrzebowałam.Wiele lat póz-RL niej, kiedy zostałyśmy sąsiadkami i w tym samym czasie obie zaszłyśmy w ciążę, Fielda po-nownie próbowała się do mnie zbliżyć.Zapraszała mnie na kawę, na spacery, ale ja po raz dru-gi byłam bardzo powściągliwa.Tym razem z całkiem innych powodów.Bałam się, że Fieldaodkryje prawdę o moim smutnym małżeństwie.Zobaczy moje siniaki, albo, co gorsza, będzieświadkiem jakiejś przykrej sceny.Fielda, po kilku nieudanych próbach, dała sobie spokój.Akcja wyrywania mleczy trwała około dziesięciu dni.W międzyczasie mieliśmy już tejpracy, wiśniowej koki i frytek serdecznie dość.Przykładaliśmy się coraz mniej, w rezultaciemlecze zaczęły się wysiewać, białe puszki radośnie fruwały sobie nad łąką, niwecząc efektynaszej pracy.- Te puszki to wróżki - powiedział mi kiedyś Louis.- Tak powiedział mi tato.Puszkidmuchawców to zaklęte wróżki.Jeśli złapiesz ją, zanim upadnie na ziemię, ona z wdzięcznościspełni twoje życzenie.Ale przedtem musisz ją z powrotem wyrzucić na wiatr.- Naprawdę? - spytałam z niedowierzaniem.- A czy w Chicago są w ogóle mlecze?- Oczywiście, że są! - wykrzyknął Louis z oburzeniem.- Kwiaty, chwasty i trawa,wszystko! Chociaż nie tyle, co tutaj.A tato dokładnie mówił tak.Kiedy widzisz wróżki roztań-czone w powietrzu, złap jedną z nich, potrzymaj w dłoni i pomyśl sobie jakieś życzenie, potempozwól wróżce odfrunąć, a życzenie się spełni.Tato mówił, że wie o tym od babci.Jego babciabyła Irlandką.I my zawsze tak robiliśmy.Aapało się puszek, potem trzeba było pomyśleć ży-czenie i zdmuchnąć puszek z ręki.- A jakie były twoje życzenia, Lou? - spytałam.- Moje? A takie tam.różne.Louis, nagle speszony, rzucił swoją łyżkę i odbiegł kawałek, łapiąc po drodze jeden zfruwających puszków.- Ale powiedz! Louis!- Na przykład.żeby moja drużyna zuchowa zdobyła proporczyk.- A pomyślałeś o twoim tacie? %7łyczyłeś sobie czegoś dla swojego taty?Louis nagle posmutniał.- Nie.Zmierć to śmierć.Nic nie poradzisz - powiedział cicho.- Można życzyć sobie pie-niędzy, albo żeby zostać gwiazdą filmową.Masz! - podał mi mięciutki biały puszek.- A jakiebędzie twoje życzenie?Pomyślałam chwilę, potem delikatnie zdmuchnęłam puszek ze swej ręki.Biały maciu-peńki kosmyczek odfrunął.RL - Czego sobie życzyłaś? - dopytywał się Louis.- %7łeby zuchy zdobyły proporczyk, oczywiście! Roześmiał się i pobiegł nad strumień.Oczywiście, że moje życzenie było całkiem inne.%7łyczyłam mu, żeby z powrotem miałtatę.Osiem lat pózniej, kiedy mieliśmy po szesnaście lat, znów byliśmy razem nad strumie-niem.Kochaliśmy się po raz pierwszy, potem ja tonęłam we łzach.Zdawałam sobie doskonalesprawę, że kocham Louisa, że to, co zrobiliśmy, wcale nie było błędem.Mimo to szlochałam.Louis próbował mnie rozśmieszyć, łaskotał mnie, robił głupie miny.Bezskutecznie.W końcuLouis, podejrzewam, że po prostu zrozpaczony, uciekł znad strumienia.Ja siedziałam tam dalej.Drżącymi rękami nakładałam na siebie ubranie, dalej zaryczana.Pewna, że straciłam Louisa na zawsze.Ale on po jakimś czasie wrócił.- Którą wybierasz? - spytał, wyciągając do mnie obie ręce z dłońmi zaciśniętymi w pięść.Wybrałam lewą.Rozłożył palce.Na dłoni leżały trzy puszki.- Trzy życzenia - powiedział, a potem otworzył drugą dłoń.Na tej dłoni też leżały trzypuszki.- Po trzy dla każdego z nas.- Ty pierwszy - powiedziałam, uśmiechając się przez łzy.- %7łeby zuchy zdobyły proporczyk! Uśmiechnął się, a ja się roześmiałam.- A poza tym.żebym został policjantem - dodał i jego twarz, już twarz młodego męż-czyzny, spoważniała.- Chcę, żebyś kochała mnie zawsze, Toni - wyrzucił z siebie jednymtchem.- Teraz twoja kolej!Po chwili zastanowienia wyjawiłam mu moje życzenia:- Chciałabym mieszkać w żółtym domu.- Zerknęłam na Louisa.Zmieje się ze mnie?Nie, więc mówiłam dalej: - Chciałabym pojechać nad ocean.I.- ciężkie, słone krople znówspłynęły po moich policzkach - żebyś kochał mnie zawsze, Lou.Trzy lata pózniej Louis wyjechał do college'u, a ja wyszłam za Griffa.Teraz myślę - głu-pie wróżki.Wcale nie mieszkam w żółtym domu, nigdy nie byłam nad oceanem, Louis nie po-kochał mnie na zawsze.A Calli, moja Calli zaginęła.Wszystko, czego się dotknę, niszczę.Zmienia się w puch.RL ZASTPCA SZERYFA LOUISZnów siedzę przy stole w kuchni Toni, przede mną pokryta mgiełką szklanka z mrożonąherbatą.Tym razem jednak obok mnie siedzi nie Martin, lecz agent Fitzgerald.Mam wielkieobawy, że Martin, kiedy to wszystko się skończy, nigdy już się do mnie nie odezwie.Z Tonibędzie podobnie.Widzę przecież, że ją męczy ta sytuacja.Suche, precyzyjne pytania agentacałkowicie zbijają ją z tropu.Na pewno też przez cały czas zastanawia się, czy agent uważa jąza złą matkę.Ociąga się z odpowiedzią, prawdopodobnie zastanawia się, czy dane pytanie niejest podchwytliwe, czy nie ma w nim żadnych podtekstów.W sumie zachowanie Toni mnie niedziwi.Po tylu latach pożycia z takim człowiekiem jak Griff, który manipuluje nią bezwstydnie,można się było tego spodziewać.Cztery lata temu, kiedy przyjechałem do domu Clarków, zastałem Toni zwiniętą w kłę-bek na sofie.Urodziła martwe dziecko.Myślałem wtedy, że wreszcie zmądrzeje i pozbędzie sięGriffa na zawsze.Co prawda, nie wiedziałem, co dokładnie się wydarzyło tamtego zimowegowieczoru.Wiedziałem tylko tyle, że Ben po powrocie do domu zastał matkę w bardzo złymstanie.Leżała na sofie, przykryta kocem, obok siedziała Calli i głaskała ją po ramieniu.Nieudało mi się skłonić Calli do mówienia.Siedziała, kiwała się i tylko patrzyła na mnie tymiswoimi ogromnymi brązowymi oczami.Spytałem Bena, gdzie jest jego ojciec.Ben nie wiedział, ale podejrzewał, że u Behnkego,w jednym z barów w śródmieściu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed