[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dawniej też czasami lubiłam szkołę, ale niekiedy ogarniałomnie przygnębienie: stroniłam od innych, byłam zła inieszczęśliwa, a nieszczęśliwych i żałosnych na ogół sięunika.To zniechęca i odwracano się ode mnie, a przecieżja po prostu pragnęłam, tak jak i teraz, rozmów, śmiechu,zwyczajnych koleżeńskich kontaktów z chłopakami.Obrażało mnie,kiedy chłopcy wygadywali plugastwa, rozrabiali nalekcjach i przystawia-v343li się do dziewczyn.Wtedy, jak nigdy pózniej, chciałam byćchłopakiem, żeby nie być narażoną na to ubliżające,niezasłużone, niemające żadnych podstaw, obrzydliwezachowanie.W każdej chwili odczuwać, że jest sięobiektem pogardy.To potworne!Ale teraz wiele się zmieniło.Spoważniałam, za dwamiesiące skończę osiemnaście lat.Nie jest to mile, alestać mnie, by powtarzać sobie, że to żaden wstyd i że wwieku osiemnastu lat można chodzić do szkoły.Owszem,nie jest to miłe, ale po prostu staram się o tym nie myśleć,co tam, dwa lata różnicy, potem już nie będę się wstydziłaswoich lat.Mój wygląd też już mnie tak nie dręczy, bo nikt mi go niewypomina.Uczę się dosyć marnie, może dlatego nalekcjach czuję się swobodniej -przestałam się bać.Długo zsobą walczyłam, ale teraz wreszcie osiągnęłam to, cochciałam, i na zawsze wyrwałam się z tego  celującegobagna", jak powiedział tata.Zycie szkolne ma też jasne strony.Niedawno Margoszapowiedział Musi w szczerej rozmowie, że podobam sięSzechtmanowi.To jeden z tych zarozumiałych typów,którzy nigdy nie tracą głowy, zawsze zachowują spokojnągodność i uważają, że są niezwykle mądrzy. Początkowo nikt z nas nie lubił Szechtmana i nazywaliśmygo całkowicie zasłużenie bubkiem.Teraz nie mam nicprzeciwko niemu, jesteśmy w dobrych, choć niezbytbliskich stosunkach.Jest bardzo brzydki, ma nieregularne,prostackie rysy, żadnych cech przyciągających uwagę,głowę młodego, mocnego byczka.Jak zwykle nie przyjęłam do wiadomości słów Margoszy,ale zaczęłam się przyglądać Szechtmanowi, pełna obaw,że poczuję do niego niechęć, jak zawsze bywało do tejpory.Ale on zachowuje się tak, że naprawdę nie wiem,czy to, co mówił Margosza, jest prawdą, czy nie.Tak czyowak moja sympatia do niego wzrosła, bo zachowuje sięwobec mnie bardzo taktownie.Nie byłam zła (to już kroknaprzód), w zasadzie jest mi obojętne, czy mu siępodobam, czy nie, i równie obojętnie przyjmę to, żeinteresuje się kim innym.Niemniej obserwuję go z zainteresowaniem.Rozmawia zemną rzadko, o żadnym przystawianiu się nie ma mowy, comnie cieszy.Czasami, ale bardzo rzadko, odwraca się ipatrzy na mnie, a wtedy (o, płochości!) trzy buzie - Musi,Tani i Iry - zaczynają się chytrze uśmiechać, dziewczęta344wymieniają spojrzenia i szepczą, stawiając mnie w bardzoniezręcznej sytuacji.Czasem słyszę nawet zachwyconyszept:  Nina, widzisz!".Pewnie, że widzę, na szczęściezdarzyło się to zaledwie kilka razy.Szechtman to zdolny chłopak, dużo czytał, niezle znahistorię, pisze wiersze i, o dziwo, za każdym razem daje jedo czytania mnie i Musi.To nas bawi, bo wiersze nie sąpozbawione dowcipu i humoru.To wszystko, co mogę onim powiedzieć, dodam tylko, że dziewczyny byłyzachwycone tą nowiną i tak mnie zamęczały, że jeszczetrochę, a obrzydziłyby mi Szechtmana z kretesem.Przez ten cały czas pamiętam tylko trzy rozmowy z nim.Raz poprosiłam go o bilet, bo rozdawał, ale już nie miał, i powiedział szybko:  Zdobędę go dla ciebie".I faktycznie,wkrótce mi go przyniósł.Potem, całkiem niedawno, nawieczorze przed rocznicą Pazdziernika, też z nimrozmawiałam.Nie było go na razie na sali, bo występowałw przedstawieniu.Byłam rozczarowana, a na dodatek Margosza trochę mniepodjudził.Gdy zaczęły się tańce, Szechtman pojawił się wjakiejś starej marynarce, potargany, ze spoconą twarzą.Zawołałam do niego:  O, Szechtman, chodz do nas".Podszedł. Znalazłam ci parę" - i wskazałam na Tanie.Tania zaczęła oczywiście gwałtownie protestować:wyglądał zbyt od-stręczająco, żeby z nim tańczyć.Usiadłobok niej i zapytał:  No, jak grałem? Dobrze?".Tania cośtam bąknęła. Nina, widziałaś, jaki mi nos zrobili?" -zapytał nagle.Speszyłam się, bo po raz pierwszy zwróciłsię do mnie po imieniu. Nie, nie widziałam, bo siedziałamna końcu". A w jakiej roli byłem lepszy?"  Och, w obukiepski" - odpowiedziałam wesoło, a on się roześmiał.Po raz trzeci rozmawiałam z nim wczoraj, skończyły sięlekcje i całą watahą runęliśmy do szatni, tak że trudno siębyło docisnąć.Dostrzegłam Sz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed