[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjrzałem się trupowi, nożowi tkwiącemu w oczodole i poczułem satysfakcję.Po czym przeniosłem spojrzenie na Króla, zastanawiając się, co będzie dalej.Wracamy do domu! - oświadczył Loiosh.Nie byłbym taki pewien.Aliera kiwnęła na mnie.A doradca odezwał się:- Wasza Wysokość.- Tak.- Król najwyrazniej przypomniał sobie o obowiązkach.- Ty możeszwracać, oni zostają.Słowa skierowane były do Aliery.Ta splunęła na podłogę z pogardą i spytała:159 - To tak dotrzymujesz słowa?- Nigdy nie dałem słowa.- Zaczynam cię nie lubić - oświadczyłem.Był uprzejmy mnie zignorować, patrząc cały czas na Alierę.- Idz.Masz swój pokój.Zabójca jest mój.Aliera miała inne zdanie na ten temat - dobyła z pochwy Pathfindera.Korzystając z tego, że zwróciła na siebie uwagę wszystkich, doskoczyłem dostolika i złapałem swoją pelerynę, Spellbreakera i rapier.Ten ostatni wydobyłempółkolistym ruchem z pochwy, posyłając ją równocześnie w stronę Króla.Niestetyzasłonił go strażnik, co było ostatnią głupotą, jaką w życiu zrobił - padł z pochwąwbitą w serce.Bo pochwa mego rapiera także przeszła pewne modyfikacje.Dobiegłem do Aliery i stanęliśmy plecami do siebie.Był to wręcz wymarzonymoment do teleportacji.Albo nas, albo posiłków.Nic podobnego jednakże nie nastąpiło.Za to Aliera szepnęła:- Są wyczerpani, trochę to potrwa.- Wspaniale.- Atak! - zarządził Król.- Drzwi! - poleciłem.Aliera prowadziła, oczyszczając drogę szybko, sprawnie i definitywnie.Za niąpodążał Aibynn stanowiący pod względem bojowym czyste utrapienie.Tyły zaśzamykałem ja, dzgając rapierem i machając peleryną.Loiosh i Rocza atakowałyz góry, uzupełniając moje wysiłki.Wrzaski, jęki i krzyki zwiększały zamieszanie,ale podłoga nie zdążyła stać się śliska od krwi.To jest nie całkiem.W korytarzu przed drzwiami zamieszanie osiągnęło apogeum, bo czekało tamna nas ze dwudziestu samobójców.Przeszliśmy przez nich bez strat.Tym razem podłoga była śliska od krwi.- Gdzie teraz? - spytała Aliera, gdy znalezliśmy się na zewnątrz.- W nogi! - zaproponowałem.- Ale gdzie?!- Za mną! - Aibynn pierwszy raz wykazał inicjatywę.- Moment - sprzeciwiła się Aliera.Wycelowała czubek Pathfindera w drzwi i wymamrotała coś, gestykulującrównocześnie lewą ręką.Huknęło i drzwi wraz z kawałem muru zwaliły się downętrza.Nim to się stało, zdążyło przez nie wyskoczyć trzech zbrojnych.Spojrzeli na siebie, na Pathfindera i znów na siebie.- To jak będzie? - spytałem uprzejmie.Nic nie powiedzieli.I nie drgnęli nawet, gdy ruszyliśmy w drogę.- Co to było? - spytał Aibynn.- Magia przedimperialna - poinformowałem go.- A co to takiego?- Skuteczność dostępna dla niewielu - wyjaśniłem.- Aha.Obejrzałem się - trzech zbrojnych zabrało się do usuwania rumowiska160 blokującego wyjście z budynku.Rozsądne chłopaki.Biegiem dotarliśmy do lasu, kierując się mniej więcej w stronę, z którejprzyszliśmy.Kiedy znalezliśmy się na tyle głęboko wśród drzew, że za nami widaćbyło także tylko drzewa, zrobiliśmy przerwę dla nabrania oddechu.Kiedymogłem już mówić, powiedziałem:- Serdeczne dzięki, Aliera.- Drobiazg.Mam nadzieję, że nie popsuło to twego planu?- Wręcz przeciwnie.Jak weszłaś w posiadanie Boralinoiego?- Prezencik od Cesarzowej.- Wiedziałaś, że był niewinny?- Zmierci Króla może.Ale działania na szkodę Imperium był winny.- Tak powiedziała?- Tak.- No proszę.A jak dotarłaś tu tak szybko? Mówiłaś, że.- Tym się właśnie zmęczyli, i to mimo wykorzystania Kuli.- Kuli?- Aha.- Rozumiem, że nic nie rozumiem - przyznałem i spytałem Aibynna: - A ty jaksię tu znalazłeś?Wzruszył ramionami.- Zabrałem się przy okazji.Pomyślałem, że będę mógł wam pomóc sięwydostać.- W jaki sposób?- Cóż.umiem grać na bębnie.Mowę mi odebrało.Co ty na to, Loiosh?Nie wiem, szefie.można mu zaufać?Ja też nie wiem.To ciągle.A potem zatkało mnie ponownie, gdyż Rocza przeleciała z mojego ramienia naramię Aibynna.Zaskoczyło go to, ale zachował się.Rocza mu ufa, szefie.Widzę.Westchnąłem ciężko i powiedziałem:- No to graj.- Usiądzmy - zaproponował.Usiedliśmy.A on zaczął bębnić.161 Rozdział 17LEKCJA SIEDEMNASTA - POSTPOWANIE ZKIEROWNICTWEM IIPrzyjrzałem się białemu korytarzowi i oceniłem:- Albo Cesarski Pałac, albo.Aliera była zdecydowana:- To na pewno nie jest Cesarski Pałac.Aibynn nadal siedział, tyle że już nie bębnił.Wydawał się zmęczony, aleuśmiechał się słabo i z zadowoleniem.- Jak się tu znalezliśmy? - spytałem.- Jego zapytaj - odparła Aliera.- No?- Czasami, kiedy się bębni.to ciężko opisać.osiąga się miejsca.Nie czujecietego?Oboje odpowiedzieliśmy równocześnie.- Nie.- To ja.- Tak.- Aliera.Szefie.- No dobrze, może - ustąpiłem.- Ale dlaczego akurat to miejsce?- Oboje o nim myśleliście.Jeśli chodzi o mnie, zgadzało się: myślałem, jak miło byłoby powiedzieć Verzeparę słów prawdy na koniec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed