[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To, że mu wybaczyłam, nie znaczy, że zapomniałam.Takie rzeczy na zawsze pozostają w pamięci, Garth.- Byliście chyba dość nietypową parą - podsunął, chcąc siędowiedzieć, co ją pociągało w Jessie Powersie.Być może dziękitemu mógłby odkryć sposób, jak zdobyć ją, aby chciała pozostaćz nim na zawsze.Oczywiście, jeśli w ogóle zdecyduje się podjąćjakieś kroki w tym kierunku, nie miał bowiem wciąż pewności,czy rzeczywiście potrzebowała kogoś takiego jak on.- Zawsze był trochę szalony, ale w gruncie rzeczy był dobrymczłowiekiem - oceniła.- Kiedy się pobieraliśmy, wydawał mi siętaki dojrzały.Miał wtedy dwadzieścia dwa lata, a ja zaledwieRS 118osiemnaście.Namawiał mnie, żebym z nim wyjechała, ciąglepowtarzał, jak bardzo mnie potrzebuje.- Czy chcesz przez to powiedzieć, że zmusił cię domałżeństwa?- W pewnym sensie tak.Zapewne nie był ani pierwszym, aniostatnim człowiekiem, który dopiął swego, nie przebierającspecjalnie w środkach.Naprawdę wierzę, że mnie kochał, alemam do niego żal o to, że jednak cały czas mną manipulował.Użył chyba każdego dostępnego mu sposobu, aby mnieprzekonać, że powinnam z nim wyjechać.Twierdził nawet, żegłęboko wierzy w Boga.Byłam święcie przekonana, że mówiprawdę, choć mój pastor miał co do tego pewne wątpliwości.- A to dla ciebie bardzo ważna kwestia, prawda?- Owszem - zgodziła się.- Gdyby Bóg rzeczywiście był dlaniego najważniejszy, nie dbałby tak o medale i zaszczyty.Teraz Garth już był pewien, że jednak nie powinien starać sięo to, aby stać się podobnym do Jessa Powersa, choć jeszczeniedawno był przekonany, iż to jedyna droga do serca Amandy.Niestety, dowiedział się też, że nigdy jej nie zdobędzie, bochociaż kariera zawodowa nie miała dla niego tak wielkiegoznaczenia jak dla Powersa, to Bóg - niestety - nie był dla niegonajważniejszy w życiu, a tego na pewno Amanda nigdy by niezaakceptowała.RS 119Rozdział dziewiąty- Załoga gotowa do wymarszu? - zapytał Garth, podnoszącogromne pudło z zabawkami, które nagromadziły się podczaspobytu Jasona w szpitalu.- Wzięliśmy wszystko?- Tak jest - zawołała z uśmiechem Christina.Dzwigała dwiespore doniczki z kwiatami.- Tak jest - odparła starsza pani Jorgensen.W jednym rękutrzymała walizkę, zaś w drugim kilkanaście sznureczków, nakońcu których wesoło kołysały się kolorowe baloniki.- Wygląda na to, że wszystko - stwierdziła Amanda, po czymwziąwszy pod jedną pachę ogromnego pluszowego psa, a poddrugą niewiele mniejszego królika, podążyła za Chris i teściowąna korytarz.- Hej, nie zapomnieliście o kimś?! - zawołał za nimi Jason.Garth uniósł brwi, po czym rozejrzał się dokoła.- Sprawdzmy.Zabawki są, walizka, baloniki i kwiaty też,pluszaki zabraliśmy.Nie, chyba o niczym nie zapomnieliśmy -zawyrokował.- Ale zapomnieliście o kimś! - zawołał, wskakując na łóżko.Jego oczy lśniły z podniecenia, na policzkach kwitły rumieńce,co oznaczało, że naprawdę wracał do zdrowia.Dość wolno, alenieprzerwanie jego stan się poprawiał.Garth popatrzył na niego z udawanym zdumieniem.- Rzeczywiście, masz zupełną rację, synku.Faktycznie miałeśz nami dziś wracać do domu.A może zostałbyś jeszcze do jutra,co? %7ładne z nas nie ma już wolnych rąk.- Nie ma mowy, wracam z wami.Przecież szykuje sięprzyjęcie!Garth roześmiał się wesoło, po czym otworzył drzwi dopokoju, aby wpuścić Marię Hernandez, która pchała przed sobąwózek inwalidzki.- Czyżby ten twój okropny ojciec znowu cię nabierał? -zapytała wesoło.RS 120- Tak - odparł chłopiec, wydymając wargi.- Nie martw się, już ja mu powiem do słuchu - szepnęła,kładąc ręce na biodrach.- Obawiam się, panie Jorgensen, żeJason musi jeszcze dziś opuścić ten pokój, ponieważ potrzebnyjest nam dla jakiegoś naprawdę chorego dziecka -poinformowała oficjalnym tonem.- A ja już się miewam dużo lepiej - przypomniał Jason, poczym zsunął się z łóżka i usiadł na wózku, rozglądając sięwokoło uszczęśliwionym spojrzeniem.Pielęgniarka skierowała wózek ku wyjściu.Po obiedzie Garth wziął syna na ręce i zaniósł do jego pokoju.Jason wspaniałomyślnie zgodził się poleżeć trochę na łóżku,rzecz jasna, tak dla odpoczynku.Był to kompromis, jaki udałoim się osiągnąć, gdy chłopiec miał dwa i pół roku.Zgadzał sięna odpoczynek, który nieodmiennie kończył się dwugodzinnądrzemką, jednak Garth nauczył się nigdy nie wymawiać słowadrzemka, które, nie wiedzieć czemu, budziło w Jasoniezdecydowany opór.Gdy znalezli się w pokoju, położył synka na okrytymgranatowym kocem łóżku.- Zdejmiemy buty, dobrze? - zaproponował.Jason przezchwilę wahał się, robił wrażenie,jakby chciał się spierać - ot, tak dla zasady - ale w końcukiwnął głową.- Dobrze, zresztą i tak są za ciasne - poinformował.- Czymógłbym dostać parę takich fajnych adidasów, wiesz, takich, wktórych podeszwa się świeci, gdy się na nią stanie?- Jasne - zgodził się Garth, uradowany tą jeszcze jedną oznakąpowrotu do zdrowia.- Jeśli chcesz, możemy jutro wybrać się dosklepu.- Hura! - zawołał radośnie chłopiec, nie przypuszczając, żenawet gdyby poprosił o traperki podkute złotem, uszczęśliwionyojciec na pewno by na to przystał.RS 121- Ale teraz połóż się na trochę - poprosił Garth.- Pamiętasz onaszej umowie? Nie musisz spać, wystarczy, żebyś leżał iodpoczywał.Wychodząc na korytarz, nieomal zderzył się z Amandą, któraobserwowała całą scenę, stojąc w drzwiach.Spostrzegł jejtęskne spojrzenie, toteż zanotował w myśli, aby tego wieczoruusunąć się na bok i pozwolić jej po raz pierwszy od tylu latpołożyć syna do łóżka.- Powinieneś się wstydzić, że tak nim manipulujesz - skarciłaGartha, uśmiechając się przy tym ciepło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed