[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Przeciwnie – zaprotestował Jedwab trochę zbyt żarliwie.– Chciałbym to rozgłosić całemu miastu.– Mów ciszej, patere.– Powiedziałem ci, że przemówił do mnie bóg.Pamiętasz? Alka skinął głową.– Cały czas o tym myślę – mówił dalej Jedwab.– Właściwie nie potrafię myśleć o niczym innym.Przed rozmową z… z tym żałosnym Piżmem powinienem był dogłębnie rozważyć wszystko, co zamierzam mu powiedzieć.Nie zrobiłem tego, gdyż nieustannie myślałem o Zewnętrznym.Nie o tym, co mi powiedział, ale o tym, jak do mnie mówił i co wówczas czułem.– Dobrze zrobiłeś, patere.– Alka ku zdumieniu Jedwabia położył mu dłoń na ramieniu.– Postąpiłeś słusznie.– Nie zgadzam się z tobą, choć nie zamierzam się spierać.Dodam tylko, że nie ma nic dziwnego w tym, co chcę zrobić, ani w tym, że mi pomagasz.Alko, czy słońce kiedykolwiek gaśnie? Czy gaśnie jak lampa, którą ty lub ja wyłączamy?– Nie wiem, patere.Nigdy nad tym się nie zastanawiałem.A ty?Jedwab dłuższą chwilę nie odpowiadał.Maszerował błotnistą ulicą ramię w ramię z Alką.– Nie sądzę – rzekł wreszcie.– Gdyby gasło, nie widziałbyś po ciemnej stronie krain niebios.Tak samo jest z bogami, Alko.Przemawiają do nas cały czas, podobnie jak cały czas świeci słońce.Kiedy ciemna chmura, którą nazywamy kloszem, zalega między nami a słońcem, mówimy, że jest noc lub ciemna strona.Terminu tego nie znałem, dopóki nie pojawiłem się na ulicy Słońca.– Tak naprawdę nie jest to noc, patere.Znaczy to… Hm, spójrz na to tak.Mamy dzień, prawda? To normalna kolej rzeczy.Ale istnieje też inna kolej rzeczy, ciemna strona… kiedy wszystko jest po ciemnej stronie klosza.– Po ciemnej stronie klosza jesteśmy tylko przez pół dnia – odrzekł Jedwab.– Ale zawsze jesteśmy po ciemnej stronie czegoś, co nieustannie odgradza nas od bogów.Odgradza przez całe nasze życie.A tak nie powinno być.Nie jesteśmy do tego stworzeni.Dotarł do mnie malutki promyczek słońca i nie powinno to nikogo dziwić.Powinno to być najzupełniej normalne na whorlu.Alka nie wybuchnął śmiechem.Ku zdumieniu Jedwabia zachował śmiertelną powagę.Alka pożyczył od znajomego dwa osły, dla siebie wielkiego i siwego, dla Jedwabia dużo mniejsze i czarne zwierzę.– Postawmy sprawę jasno – rzekł.– Nie zostawię ci osła.Będę go musiał odprowadzić.Jedwab skinął głową.– Jak ci mówiłem, zostaniesz schwytany, patere – mówił dalej Alka.– Może uda ci się porozmawiać z Krwią.Ale najpierw cię złapią.Nie podoba mi się ten pomysł, lecz tak się stanie.Nie będziesz zatem potrzebował osła na powrót, a ja dałem kaucję, przewyższającą jego cenę rynkową.– Rozumiem – mruknął Jedwab.Jechał wąską drogą, której prawie nie widział.Szorował po kamienistej nawierzchni podeszwami swych najlepszych butów.Słowa Alki nie dawały mu spokoju.– Ostrzegałeś mnie, że wpadnę w ręce Krwi – powiedział, odrywając wzrok od krain niebios.– Jak sądzisz, co mi zrobi?Twarz Alki niewyraźnie majaczyła w cieniu rzucanym przez porastające pobocza drogi drzewa.– Nie wiem, patere, ale z całą pewnością nie przypadnie ci to do gustu.– Może nie wiesz dokładnie, ale czegoś się domyślasz.Znasz Krew lepiej niż ja.Bywałeś w jego domu i z pewnością poznałeś niektórych jego znajomych.Robiłeś z nim interesy.– Próbowałem, patere.– W porządku, próbowałeś.Zatem wiesz, jakiego pokroju jest to człowiek.Czy za próbę włamania się do jego domu zabije mnie? Albo za to że będę mu grozić? Mówię poważnie, jeśli nie odda Kapitule manteionu, zabiję go.– Mam nadzieję, że nie wyrządzi ci większej krzywdy, patere.Przed oczyma Jedwabia pojawił się nieproszony i nie chciany wizerunek Piżma.Twarz paskudna niczym oblicze diabła.– Zastanawiałem się, czy powinienem sam sobie odebrać życie – powiedział cicho.Aż dziwne, że jego słowa dotarły do Alki.– Naturalnie jeśli mnie złapią, a zrobię wszystko, by tak się nie stało.Samobójstwo to wielkie zło…Alka zachichotał.– Chcesz odebrać sobie życie, patere? Tak, to dobry pomysł.Ale o mnie Krwi nie wspominaj.– Przecież dałem słowo – przypomniał Jedwab.– Nigdy nie łamię obietnic.– To dobrze.Alka odwrócił się, próbując przebić wzrokiem otaczający ich mrok.Wzmianka o samobójstwie nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia i Jedwab w pierwszej chwili poczuł się urażony.Lecz Alka miał rację.Jak mógłby służyć jakiemukolwiek bogu, skoro był zdecydowany zrezygnować z zadania, gdyż okazało się zbyt trudne? Nic dziwnego zatem, że słowa Jedwabia Alka skwitował śmiechem.W czymże był lepszy od dziecka, które z drewnianym mieczem próbuje podbić whorl? Upłynęło niewiele lat od czasu, kiedy wymachiwał taką bronią…Niemniej Alce łatwo było zachowywać spokój i kpić z lęku Jedwabia.Doświadczony rabuś, który niewątpliwie włamał się do dziesiątków wiejskich willi, do domu Krwi nie miał zamiaru ani się włamywać, ani pomagać w tym Jedwabiowi.A co więcej, Alka to człowiek niezachwiany w swych decyzjach.– Nigdy nie złamałem przysięgi danej któremuś z bogów – oświadczył z mocą Jedwab.– W dodatku gdyby Krew dowiedział się o tobie i zrobił ci krzywdę, choć nie sprawił na mnie wrażenia człowieka, który morduje bliźnich, nie zostałby wówczas nikt, kto pomógłby mi w ucieczce.Alka chrząknął, splunął i odezwał się głosem, który zabrzmiał wyjątkowo donośnie w otaczającym ich ciemnym lesie.– Nie zamierzam brać udziału w takiej hecy, patere.Zapomnij o tym.Pracujesz dla bogów, niech więc oni służą ci pomocą.– Rozumiem.– Kicham na to!– Bo nie jesteś pewien, czy ci wszystko powiedziałem.Powiedziałem wszystko, ale ty mi nie ufasz.Alka parsknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed