[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wy­da­wa­ło mi się, że jesz­cze nie pod­ję­łaś de­cy­zji – po­wie­dzia­ła.– Nie mogę zbyt dłu­go zwle­kać, bo za­pro­po­nu­ją to sta­no­wi­sko ko­muś in­ne­mu – od­par­ła Olan­na.– Do Nsuk­ki? Na­praw­dę po­sta­no­wi­łaś prze­nieść się do Nsuk­ki? – za­py­tał pre­zes Okon­ji.– Tak, ubie­ga­łam się o sta­no­wi­sko wy­kła­dow­cy na wy­dzia­le so­cjo­lo­gii i wła­śnie je otrzy­ma­łam – od­rze­kła Olan­na.Za­zwy­czaj awo­ka­do sma­ko­wa­ło jej bez soli, ale tym ra­zem było ja­kieś mdłe, nie­omal przy­pra­wia­ło ją o mdło­ści.– Ach, czy­li zo­sta­wisz nas sa­mych w La­gos – po­wie­dział pre­zes Okon­ji.Jego twarz zda­wa­ła się roz­pły­wać, jak­by za­pa­da­ła się w so­bie.Po chwi­li się od­wró­cił i za­py­tał z prze­sad­ną ra­do­ścią w gło­sie: – A ty, Ka­ine­ne, co za­mie­rzasz?Ka­ine­ne po­pa­trzy­ła pre­ze­so­wi Okon­jie­mu pro­sto w oczy, rzu­ca­jąc mu spoj­rze­nie tak po­zba­wio­ne wy­ra­zu, tak obo­jęt­ne, że nie­mal wro­gie.– Tak, to cie­ka­we, co ja mogę za­mie­rzać? – Unio­sła brwi.– Ja rów­nież wy­ko­rzy­stam nie­daw­no uzy­ska­ny dy­plom.Jadę do Port Har­co­urt, gdzie będę za­rzą­dzać in­te­re­sa­mi taty.Olan­na bar­dzo ża­ło­wa­ła, że już nie zda­rza­ją się jej te chwi­le olśnie­nia, w któ­rych do­kład­nie wie­dzia­ła, co my­śli Ka­ine­ne.Kie­dy cho­dzi­ły do pod­sta­wów­ki, czę­sto wy­star­czy­ło, że spoj­rza­ły na sie­bie, nie mu­sia­ły nic mó­wić, i wy­bu­cha­ły śmie­chem, bo obie my­śla­ły o tym sa­mym żar­cie.Wąt­pi­ła, czy Ka­ine­ne zda­rza się te­raz mie­wać ta­kie prze­bły­ski, prze­cież już nie roz­ma­wia­ły o ta­kich rze­czach.O ni­czym już nie roz­ma­wia­ły.– Czy­li Ka­ine­ne bę­dzie za­rzą­dzać ce­men­tow­nią? – za­py­tał pre­zes Okon­ji, zwra­ca­jąc się do jej ojca.– Bę­dzie nad­zo­ro­wać wszyst­kie na­sze in­te­re­sy na wscho­dzie, za­rów­no fa­bry­ki, jak i nowe in­we­sty­cje naf­to­we.Za­wsze mia­ła dryg do in­te­re­su.– Je­śli ktoś twier­dził, że stra­ci­łeś na po­sia­da­niu có­rek bliź­nia­czek, łgał jak pies – oświad­czył pre­zes Okon­ji.– Ka­ine­ne zna­czy wię­cej niż syn, ona wy­star­czy za dwóch sy­nów – od­rzekł jej oj­ciec.Spoj­rzał na Ka­ine­ne, lecz od­wró­ci­ła wzrok, jak­by ma­lu­ją­ca się na jego twa­rzy duma nie mia­ła dla niej żad­ne­go zna­cze­nia, a Olan­na po­spiesz­nie sku­pi­ła się na swo­im ta­le­rzu, nie chcąc, żeby któ­reś spo­strze­gło, że ich ob­ser­wu­je.Ta­lerz był ele­ganc­ki, w ko­lo­rze zie­lo­nym, jak awo­ka­do.– A może by­ście tak wszy­scy przy­je­cha­li do mnie na week­end, co?– za­py­tał pre­zes Okon­ji.– Choć­by po to, żeby skosz­to­wać zupy pa­pry­ko­wej z rybą przy­rzą­dzo­nej przez mo­je­go ku­cha­rza.Fa­cet po­cho­dzi z Nem­be i do­sko­na­le wie, co na­le­ży zro­bić ze świe­żą rybą.Jej ro­dzi­ce gło­śno za­re­cho­ta­li.Olan­na nie wi­dzia­ła w tym nic śmiesz­ne­go, ale prze­cież był to dow­cip mi­ni­stra.– Wspa­nia­ły po­mysł – ode­zwał się oj­ciec Olan­ny.– Miło bę­dzie wy­brać się wspól­nie przed wy­jaz­dem Olan­ny do Nsuk­ki – do­da­ła mat­ka.Olan­na po­czu­ła lek­ką iry­ta­cję, jak­by swę­dze­nie skó­ry.– Z chę­cią bym sko­rzy­sta­ła z za­pro­sze­nia, ale wy­jeż­dżam na week­end.– Wy­jeż­dżasz? – za­py­tał oj­ciec.Za­cie­ka­wi­ło ją, czy rze­czy­wi­ście w jego oczach po­ja­wił się wy­raz roz­pacz­li­we­go bła­ga­nia.Za­sta­na­wia­ła się rów­nież, w jaki spo­sób jej ro­dzi­ce, w za­mian za uzy­ska­nie kon­trak­tu, obie­ca­li pre­ze­so­wi Okon­jie­mu ro­mans z nią.Czy wy­ra­zi­li to wprost, na głos, czy tyl­ko dys­kret­nie dali mu do zro­zu­mie­nia?– Za­pla­no­wa­łam wy­jazd do Kano, chcę się zo­ba­czyć z wuj­kiem Mba­ezim i ro­dzi­ną, a tak­że z Mo­ham­me­dem – od­par­ła.Oj­ciec wbił nóż w awo­ka­do.– Ro­zu­miem.Olan­na bez sło­wa łyk­nę­ła tyl­ko wody.Po ko­la­cji wy­szli na bal­kon na­pić się li­kie­ru.Olan­na lu­bi­ła ten wie­czor­ny ry­tu­ał i czę­sto od­da­la­ła się od ro­dzi­ców i go­ści, żeby sta­nąć przy ba­lu­stra­dzie i pa­trzeć na wy­so­kie la­tar­nie oświe­tla­ją­ce ścież­ki w dole, la­tar­nie tak ja­sne, że w ich bla­sku ba­sen się sre­brzył, a ket­mia i bu­gen­wil­la ja­rzy­ły się na­lo­tem po­kry­wa­ją­cych ich czer­wo­nych i ró­żo­wych barw.Kie­dy Ode­nig­bo, po raz pierw­szy i do­tąd je­dy­ny, od­wie­dził ją w La­gos, sta­li ra­zem, spo­glą­da­jąc z góry na ba­sen.Ode­nig­bo rzu­cił ko­rek z bu­tel­ki i pa­trzył za nim, do­pó­ki nie ude­rzył w wodę.Ode­nig­bo wy­pił spo­ro bran­dy i kie­dy jej oj­ciec oświad­czył, że ten cały po­mysł z uni­wer­sy­te­tem w Nsuc­ce to głu­po­ta, bo Ni­ge­ria jesz­cze nie jest go­to­wa na lo­kal­ny uni­wer­sy­tet, a ko­rzy­sta­nie ze wspar­cia ame­ry­kań­skie­go uni­wer­sy­te­tu – nie zaś z od­po­wied­nie­go uni­wer­sy­te­tu w Wiel­kiej Bry­ta­nii – to czy­sty idio­tyzm, Ode­nig­bo w od­po­wie­dzi pod­niósł głos.Olan­na są­dzi­ła, że od­bie­rze sło­wa jej ojca jako pró­bę wy­pro­wa­dze­nia go z rów­no­wa­gi oraz po­ka­za­nia, jak małe wra­że­nie robi na nim star­szy wy­kła­dow­ca z Nsuk­ki, i my­śla­ła, że Ode­nig­bo pu­ści je mimo uszu.Tym­cza­sem jego głos pod­no­sił się co­raz bar­dziej, w mia­rę jak Ode­nig­bo ar­gu­men­to­wał, że Nsuk­ka jest wol­na od wpły­wów ko­lo­nial­nych.Olan­na mru­ga­ła zna­czą­co, da­jąc mu znać, żeby prze­rwał, lecz mógł tego nie za­uwa­żyć, po­nie­waż na we­ran­dzie pa­no­wał pół­mrok.W koń­cu za­dzwo­nił te­le­fon i trze­ba było za­koń­czyć roz­mo­wę.W oczach ojca Olan­na do­strze­gła prze­peł­nio­ny ura­zą sza­cu­nek, któ­ry nie prze­szko­dził ro­dzi­com po­uczać ją, że Ode­nig­bo jest czło­wie­kiem sza­lo­nym, zu­peł­nie dla niej nie­od­po­wied­nim, po pro­stu jed­nym z tych w go­rą­cej wo­dzie ką­pa­nych uni­wer­sy­tec­kich typ­ków, któ­rzy tyl­ko w kół­ko coś mó­wią, i choć wszyst­kich w koń­cu boli od tego gło­wa, nikt nic nie ro­zu­mie z tego ich ga­da­nia.– Ależ chłod­na noc – ode­zwał się sto­ją­cy za nią pre­zes Okon­ji.Olan­na od­wró­ci­ła się do nie­go.Nie za­uwa­ży­ła, kie­dy ro­dzi­ce i Ka­ine­ne we­szli do środ­ka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed