[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Szaman nie mówił, że przypłyniecie na takich dobrych statkach - stwierdził z pożądliwym błyskiemw oku.- Wiedziałeś, że przypłyniemy? - nie potrafiłam ukryć zaskoczenia.- Wiedziałem - odparł ponuro.- Wszyscy wiedzieliśmy.- Mam zatem nadzieję, że powitacie nas mile - odparłam, gdyż nie śmiałam pytać o więcej.- Mamybogate dary, które zadowolą Waszą Królewską Mość.Prosimy tylko o trochę jedzenia, wody i możekawałek plaży, byśmy mogli naprawić nasze galery.Jestem pewna, że szaman Waszej Wysokościpowiedział, że nie narzucamy się wam z własnej woli.Jesteśmy ofiarami morza i chcemy tylko jaknajszybciej powrócić do domu.Nie zwrócił uwagi na moje słowa.Spytał: - Jesteście z tamtej strony rafy?- Tak jest Wasza Wysokość.Nie chcieliśmy wcale tu się zapuszczać, ale morze nas pochwyciło iprzez nią przeniosło.- Nieszczęście - rzekł Keehat. - Tak jest.Nieszczęście.- My zaś mamy szczęście - odparł.- To znaczy, mieliśmy je do niedawna.Kilka dni temu bogowie morza się rozgniewali i przeklęli nas.Zesłali wielkie fale, które spustoszyłynasze ziemie.Zniszczyły całe wioski.Całe pola.Wiele dzieci straciło ojców i matki, a wielurodziców - swoje dzieci.- A więc spotkał nas ten sam zły los, Wasza Wysokość - powiedziałam.- I my straciliśmy wieludrogich przyjaciół i towarzyszy broni.Król Keehat wpatrywał się we mnie bez słowa, z kamienną twarzą.Nie wyczuwałam w nim ani krztyprzyjaznych uczuć.Oświadczył: - Szaman twierdzi, że to wy jesteście przyczyną naszych nieszczęść.- To niemożliwe - odparłam.- My też do niedawna mieliśmy szczęście.Prawdę mówiąc, morze nas porwało w niedługi czas po tym, jak stoczyliśmy zwycięską bitwę zestraszliwym wrogiem, tak niebezpieczną, że tylko wybrańcy bogów mogli ją przetrwać, a cóż dopierowygrać.Król obejrzał galery i dostrzegł uszkodzenia, odniesione w bitwie.- Może to i prawda -powiedział w końcu.- Mój szaman nie wiedział też, że macie takie dobre statki.Ale jest młody, chociaż zanim skazałem jego ojca na śmierć, stary obiecywał, że syn będzie midobrze służył.Nie odpowiedziałam, bo nie było takiej potrzeby.Skłoniłam się tylko z szacunkiem. - Gdzie jest wasz szaman? - spytał Keehat.Wskazałam na Gamelana.- Oto nasz mag.W naszym kraju jest największym spośród Mistrzów Magii.Jest bardzo mądry ipotężny.Gamelan wystąpił naprzód, by powitać króla, ale wyraznie zle stąpnął, potknął się i chwycił laskękróla, szukając oparcia.Obrażony król wyrwał mu ją z ręki, ale mag zdążył już niepostrzeżeniepochwycić jedno z ozdabiających ją piór.Ukrył je w szatach i skłonił się w niewłaściwą stronę.- Przepraszam uniżenie, Wasza Wysokość - rzekł i spojrzał wielkimi, pustymi oczyma.- To z powoduran jestem taki niezgrabny.Gniew Keehata zmienił się w niesmak.- Znowu zły los - gderał.- Wasz mag przecież jest ślepy.- A mag Waszej Wysokości za młody - odpaliłam.- Jedno i drugie niedomaganie jest przejściowe, awięc jesteśmy sobie równi.- Nie całkiem równi - odparł.- To wy mnie prosicie o łaskę.- Wasza Wysokość chyba mnie zle zrozumiał.Nie chcemy nic za darmo.Zapłacimy za wszelką pomoc, jaką nam uprzejmie ofiarujecie. Keehat zamilkł.Wyraznie nas oceniał w myśli, drapiąc się przy tym po nabrzmiałym woreczku.Wkońcu kiwnął głową.- Zobaczymy - powiedział.- Poczekajcie.Muszę porozmawiać z doradcami.Odwrócił się na pięcie i skoczył do morza.Cisnął falliczną laskę jednemu ze swych ludzi ipodciągnął się bez wysiłku, za to z dużym wdziękiem, na burtę czółna, które powróciło do innychłodzi.Stryker zawołał do mnie: - Admirał sygnalizuje! Prosi o instrukcje, kapitanie.Uważnie przypatrywałam się szeregowi łodzi i starałam się odgadnąć zamiary Keehata.Przez głowęprzebiegały mi różne podejrzenia, a żołądek ściskał się z niepokoju.Czy wódz rzeczywiście będzienaradzał się ze swoimi ludzmi? A może właśnie wydaje rozkazy do walki? Moim zdaniem nienależał do dowódców, którzy zasięgają czyjejkolwiek rady.Ale czy zaryzykuje walkę, by pomścićnieszczęścia, które jego zdaniem ściągnęliśmy na to królestwo?Prawdopodobnie nie.Choć z drugiej strony, wyraznie pragnął zagarnąć nasze galery.Od zachodu pośród trzcin zaczęły krzyczeć czaple.Dwa ptaki krążyły nad kępą zarośli, to zniżająclot, to się oddalając.Trąbiły groznie, jakby ktoś atakował ich gniazdo.- Trzeba będzie walczyć - powiedziałam do Corais.Krzyknęłam w stronę Strykera: - Nadawaj doadmirała, że ma się natychmiast wycofać.My zostajemy w tylnej straży.Gdy tylko sygnałówki powędrowały na maszt, usłyszałam wysokie, wojenne okrzyki, wykrzykiwaneprzez setki gardeł.Czólna pomknęły w naszą stronę, prowadzone przez samego króla. - Idą z zachodu, kapitanie - krzyknęła Polillo.Stało się to, czego się obawiałam.Kilkanaścienieprzyjacielskich łodzi wysunęło się z trzcin, by zajść nas z boku.Z grupy czółen Keehata nadleciała w naszą stronę czarna chmura strzał.Powstrzymać abordaż - rozkazałam i kompania pikinierek, pod dowództwem Polillo, skoczyła doprzodu.Jeden mężczyzna właśnie przechodził przez burtę, ale Polillo dopadła go pierwsza, błysnąłopadający topór, obcinając mu palce.Barbarzyńca spadł do wody, wrzeszcząc przerazliwie.Gdypikinierki rozpoczęły robotę, nad wodami zatoki rozległy się kolejne okrzyki bólu.Posłałam do relingu łuczników w chwili, gdy spadł nas kolejny rój wrogich strzał.I znowu nikt zmoich ludzi nie został zabity, ja zaś miałam satysfakcję widząc, jak nasze strzały trafiają wroga; conajmniej dziewięciu wyspiarzy od nich ucierpiało, a jeden zginął.Ismet poprowadziła na tylnypokład grupę procarek i po chwili barbarzyńców zasypał grad ołowianych kulek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed