[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbował on na próżno rozmaitymi pytaniami wywołać z niego choć wyraz,choć westchnienie.Bezprym usta miał zaciśnięte i nie otworzył ich nawet dla poczciwego sługi. Ręką tylko zimną pogłaskał go po głowie za odpowiedz całą.Gheza mówił za dwu:Sokole mój, orle mój złoty! Zobaczysz, doczekamy, wybije zemsty godzina.Odpłaci nam za to Mieszek, wezmiemy mu królestwo, zabierzemy żonę.wyżeniem go z tej ziemi, tak jak on śmiał.I Gheza nogi wychowanka swojego obejmując rękami tulił, osłaniał, aż pókiznużenie i ból zdrętwienia okrutnego nie zmieniły w sen gorączkowy.Gdy Mieszko po łazni przyodziawszy się powrócił do żony i matki, Ryksa łatwopoznać mogła po twarzy jego, która nigdy nic ukryć nie umiała, że nim jeszczejakiś nie dogorzały gniew miotał, ale pytać go nie śmiała.Posępnym był królewicz i milczącym, a zwierzać się nie chciał z tego, couczynił.Nie mogło to pozostać w ukryciu tajemnicą dla nikogo.Z okien owego podwórka wielu na to patrzało ludzi, czeladz królewicza byłaświadkiem wypadku, natychmiast wieść się rozbiegła po dworze, doszła dokrólowej, która ją przyjęła z przerażeniem, do Ryksy, wcale nie myślącejujmować się za Bezpryma, na ostatek do Ody, która się tym uradowała.Tegoż wieczora pózno już do celi księdza Petrka, który jeszcze odprawiałmodlitwy, zapukał zdyszany Harno.Z twarzy zaraz poznał ksiądz, że mu wieść jakąś ciekawą przy nosił, i posunąłsię naprzeciw niemu.Królewicz powrócił! ozwał się przybyły.Nie miałeś z czym przychodzić, bo to dla mnie nie nowina - przerwał kwaśnoksiądz Petrek.To nic dodał komornik to nic.ale zaraz przybywszy zachciało mu się do łazni.Tam parzył się Bezprym i ustąpić mu nie chciał.Kazał go precz na dwór, naśnieg wyrzucić.i łaziebnicy ledwie mu dali radę.Ksiądz Petrek słuchał z widoczną radością, której w pierwszej chwili zapomniałnawet ukryć.Harno też, jak człowiek prosty, co się z każdej psoty śmieje, niemal się cieszył ztej przygody.I Bezprym to zniósł?.Tak?.zapytał księżyna, i nic?A co miał czynić? Zamknięto drzwi łazni wewnątrz drągiem.Gheza go wziął,otulił i niemal zaniósł do izby, bo ledwie mógł iść potłuczony.Uśmiechu błogiego jakiegoś uszczęśliwienia, który się po ustach księdza Petrkaprześliznął, nie podobna opisać.Rad był widocznie tej katastrofie, lecz przed Harnem nie chciał się zdradzić,wprędce więc twarz zasępił i rzekł po cichu.Wielkie to nieszczęście, gdy się ludzie bliscy tak nienawidzą.i takichdopuszczają gwałtów na sobie.A byli świadkowie?Aaziebnicy, czeladz, pełno ludzi.srom widzieli wszyscy.Ksiądz Petrek głową litościwie potrząsał. Harno ucałowawszy rękę jego, rad, że pierwszy mu przyniósł wiadomość tę takważną, pokłonił się i z izby wysunął.Tegoż wieczora wiedziano o tym na podzamczu, mówiono w całym grodzie.Ludzie jedni brali stronę królewicza, mniejsza liczba litowała się nadBezprymem, w tych wiekach panowania siły, uczucie chrześcijańskie nie byłojeszcze tak wyrobionym, ażeby po stronie słabszego stanąć miało.Cieszono się, że spadkobierca Bolesława takie męstwo okazał.Rozdział 11.Gdy się Jaksowie znalezli w nowym więzieniu, do którego dalekie jakieśdochodziły mruczenia i głosy nie byli jeszcze pewni ocalenia.Zdawało się im, że śmierć mogła być tylko odroczoną.Wśród ciemności poczęli szukać, na czym by się zeprzeć lub położyć mogli,lecz izba była pustą.Legli więc przy ścianie na ziemi z obojętnością ludzi, co nic do stracenia niemając nie troszczą się, jak ostatnie chwile przeciągniętego życia przepędzą.Upłynął czas długi, a nic ciszy i mroku nie przerwało.Na ostatek usłyszeli klucz chodzący w zamku drzwi nie tych, którymi ichwprowadzono, lecz w innej umieszczonych ścianie.Ukazało się w nichświatełko i wszedł maleńki, przygarbiony człowiek niemłody, z lampką w ręku,którą osłaniał.Okryty był suknią czarną, kroju, jakim ją duchowni nosili, zsukna grubego.Na głowie miał czapeczkę z futrem, która mu uszy i częśćbladych okrywała policzków.Wszedłszy jakby z obawą i wahaniem, wzrokiemniepewnym, strwożonym popatrzał na dwu braci, pilno się im przyglądając.Być może, iż inaczej wcale wyobrażał sobie zbójców na śmierć skazanych.Gdy zobaczył łagodne a smętne twarze Jaksów, którzy za ręce się trzymającpowstali z ziemi, mocno zdziwionym się zdawał.Palec położył na ustach.Zawrócił się szybko ku drzwiom, którymi wszedł i zza nich wydobył koszzostawiony.Było w nim jedzenie, jakiego dawno już dwaj skazani niekosztowali, był dzbanek z napojem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed