[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PrzezwyciężyÅ‚ kryzys dziÄ™ki diecie mleczno-pomidorowej.Przekroczyli ZagÅ‚Ä™bie Donieckie,by dotrzeć do Taganrogu.Anna otrzymaÅ‚a kilka listów jeden po drugim.Awarie ciężarówkispowalniaÅ‚y tempo.Samochód odmawiaÅ‚ posÅ‚uszeÅ„stwa, Rosja za duża.O osiem dni za póznodotarli do miasta nad Morzem Azowskim, skÄ…d powinni lecieć na wielki finaÅ‚ do Stalingradu.Nie zaczekano na nich, tylko zgÅ‚oszono jako zaginionych.Tak oto zaÅ‚oga tej ciężarówkiwypadÅ‚a poza Wielki Plan - zostaÅ‚a oficjalnie wysÅ‚ana na urlop.Rok po próbie generalnejMartin otrzymaÅ‚ wreszcie pozwolenie na małżeÅ„stwo.- Anno, Anno, chodz, tu jest telegram do ciebie! - gÅ‚os Frau von Garlitz rozlegaÅ‚ siÄ™ pokorytarzach.Jedna ze sprzÄ…taczek ze wsi, która na odÅ‚ożony Å›lub trzymaÅ‚a jeszcze wpogotowiu utuczonÄ… gęś, zarżnęła pospiesznie przyszÅ‚e danie główne uczty weselnej.Jednawalizka ze Å›wiÅ„skiej skóry wypchana zostaÅ‚a jedzeniem, druga sukniÄ… Å›lubnÄ…, koniecznymidokumentami i rzeczami stanowiÄ…cymi wyprawÄ™ Anny.- Nie wierzysz chyba, że tym razemsiÄ™ uda? - szydziÅ‚ przy pożegnaniu Herr von Garlitz.Przy Å›wietle księżyca stary kamerdynerOttchen odwiózÅ‚ jÄ… na stacjÄ™ ostatnim, pozostaÅ‚ym w zamku koniem.PrzepeÅ‚niony pociÄ…g miaÅ‚ wÅ‚aÅ›nie odjechać.Ottchen poderwaÅ‚ walizy z wozu iwÅ‚adowaÅ‚ je do Å›rodka ponad brzuchami Å›piÄ…cych na platformie żoÅ‚nierzy.- Zum Teufel mitdoppeltem t!1 - protestowali.Anna przepraszaÅ‚a nieustannie, stÄ…pajÄ…c ostrożnie miÄ™dzy nimi.Po przeprawie przez zapchane korytarze znalazÅ‚a kÄ…cik w przedziale pierwszej klasy.Jakszalony, pociÄ…g huczaÅ‚ przez caÅ‚Ä… noc.W Protektoracie Czech i Moraw zatrzymaÅ‚ siÄ™.Wydawano gÅ‚oÅ›ne rozkazy, a potem pociÄ…g pojechaÅ‚ dalej, aż w pobliże Wiednia, gdzie1(niem.) - A niech to wszyscy diabli! musiaÅ‚ czekać cztery godziny do odwoÅ‚ania alarmu lotniczego.Przy przyjezdzie okazaÅ‚o siÄ™, że walizka ze Å›wiÅ„skiej skóry zniknęła.JakiÅ› żoÅ‚nierzprzypominaÅ‚ sobie, że w Czechach ktoÅ› wysiadÅ‚ z jakÄ…Å› walizkÄ…, może wyczuÅ‚ zapach gÄ™si.Zpowodu zamieszania wokół zaginionej rzeczy nie dotarÅ‚o do Anny, że Martin, przybyÅ‚y wtowarzystwie swego ojca, ostrożnie jÄ… dotknÄ…Å‚.Cofnęła siÄ™.DzieliÅ‚y ich tysiÄ…ce kilometrów,caÅ‚e tygodnie istniaÅ‚ jedynie w charakterze pisma swych towarzyszy broni, byÅ‚ punktem, wktórym skupiaÅ‚y siÄ™ koncentrycznie wszystkie jej uczucia, magnesem dla strachu i tÄ™sknoty.a teraz tu staÅ‚, byÅ‚o w tym coÅ› banalnego, powitali siÄ™ wzajemnie powÅ›ciÄ…gliwie - nie tutaj,gdzie wszyscy mogÄ… siÄ™ przyglÄ…dać.Po drodze do mieszkania jego ojca, w tramwaju,zafascynowaÅ‚ jÄ… jego gÅ‚adko wygolony kark, wrażliwy, wzruszajÄ…cy kark, tak nieskazitelnymimo Å›niegu, choroby, niegoÅ›cinnoÅ›ci, mimo wojny.WziÄ™li Å›lub w koÅ›ciele Å›w.Karola Boromeusza.Pan mÅ‚ody podjÄ…Å‚ ostatniÄ… próbÄ™uzyskania zgody od swojej matki i przekonania jej do udziaÅ‚u w uroczystoÅ›ci.- Tonajważniejszy dzieÅ„ w moim życiu! - zawoÅ‚aÅ‚ i potrzÄ…snÄ…Å‚ niÄ….- Najważniejszy dzieÅ„ w moimżyciu! - Koniuszkami palców ucisnęła skronie i zacisnęła mocno powieki.Tak zostawiÅ‚ jÄ… nazawsze w jej królestwie, gdzie - jako ofiara ucisku - miaÅ‚a już tylko siebie samÄ….PrzytÅ‚oczonawspaniaÅ‚oÅ›ciÄ… i przepychem wnÄ™trza kopuÅ‚owego koÅ›cioÅ‚a, Anna daÅ‚a siÄ™ poprowadzić dooÅ‚tarza.Kolumny, okÅ‚adziny Å›cienne i balkony z bladoróżowego, brÄ…zowego, piaskowego,czarnego marmuru.PrzypuszczaÅ‚a, że za jednÄ… z kolumn zaczaiÅ‚a siÄ™ jej przyszÅ‚a teÅ›ciowa, zbezbÅ‚Ä™dnym wyczuciem czasu wyczekujÄ…c momentu kulminacyjnego, by wtedy wyskoczyć iodegrać dramatycznÄ… rolÄ™, przy której zbladÅ‚aby scena łóżkowa sprzed roku.Lecz malowidÅ‚azdobiÄ…ce plafon kopuÅ‚y odwróciÅ‚y uwagÄ™ Anny, tak samo jak zÅ‚ote promienie wydobywajÄ…cesiÄ™ z trójkÄ…ta z hebrajskÄ… inskrypcjÄ… nad oÅ‚tarzem, anioÅ‚y unoszÄ…ce siÄ™ tam w górze, okno zezÅ‚otym witrażem, przez które do wnÄ™trza wpadaÅ‚ brÄ…zowy pÅ‚omieÅ„ spowijajÄ…cy niewielkiorszak weselny - gdzieÅ› w sferach niebieskich musiaÅ‚a istnieć wyższa harmonia, jakiÅ›tajemny, precyzyjnie ustalony plan, w którym drogi ich życia byÅ‚y wytyczone z chwili nachwilÄ™, z jakimÅ› gÅ‚Ä™bszym, niepojÄ™tym zamysÅ‚em.SpojrzaÅ‚a w bok, na profil pana mÅ‚odego -jego jabÅ‚ko Adama uniosÅ‚o siÄ™ w górÄ™ i z powrotem, gdy bogato zdobione zÅ‚otem organyrozpoczęły hymn.Gdy ceremonia dobiegÅ‚a koÅ„ca, zeszli lekko jak na skrzydÅ‚ach schodami w dół,pomiÄ™dzy greckimi kolumnami, obeliskami i dwoma anioÅ‚ami z biaÅ‚ego marmuru,wznoszÄ…cymi ku niebu krzyż.Anna mimowolnie obejrzaÅ‚a siÄ™ na nie.ByÅ‚y to anielice, ta zprawej z peÅ‚niÄ… wewnÄ™trznego spokoju wpatrywaÅ‚a siÄ™ w dal, ta z lewej spoglÄ…daÅ‚a niecosurowo - wokół jej krzyża wiÅ‚ siÄ™ przecież wąż.Uroczystość obudziÅ‚a nagle w Annie rzekomo wygasÅ‚e już uczucie.Lotta.Nie ta obca, która odwiedziÅ‚a jÄ… w Kolonii, lecz Lotta, taka, jakÄ…byÅ‚a wtedy.to byÅ‚a ona.jeÅ›li nie mogÅ‚o kogoÅ› zabraknąć na tym Å›lubie, to wÅ‚aÅ›nie jej.adlaczego nie miaÅ‚aby teraz być obecna w postaci anioÅ‚a, ona sama byÅ‚aby wtedy tym drugimanioÅ‚em, tym z wężem.marmurowymi oczami patrzyÅ‚y na Å›wiat, jak gdyby coÅ› z niegorozumiaÅ‚y.Orszak weselny dotarÅ‚ na drugÄ… stronÄ™ Karlsplatz, wiatr zawÅ‚adnÄ…Å‚ welonemAnny - zza delikatnego tiulu, namacalna rzeczywistość wydaÅ‚a siÄ™ jej przez chwilÄ™ czymÅ›mglistym i nieokreÅ›lonym.Wprowadzili siÄ™ do mieszkania zmarÅ‚ej babki Martina.W grzebieniu pozostawionymna komodzie tkwiÅ‚y jeszcze jej wÅ‚osy.WÅ‚asne mieszkanie.z nienasyconym gÅ‚odem szukaliwzajemnej bliskoÅ›ci, jak gdyby musieli nadrobić tysiÄ…ce straconych godzin.Miasto i jegookolice stanowiÅ‚y odpowiednie tÅ‚o dla ich miodowego miesiÄ…ca - z wyjÄ…tkiem maÅ‚egoincydentu, gdy w starym centrum, na Mölkerbastei, natknÄ™li siÄ™ na grupÄ™ ludzi z żółtÄ…gwiazdÄ… na pÅ‚aszczu, powoli schodzÄ…cych wydeptanymi schodami.Martin osÅ‚upiaÅ‚.Zosobliwego rodzaju pietyzmem wyciÄ…gnÄ…Å‚ ramiÄ™ podtrzymujÄ…ce rÄ™kÄ™ Anny i wpatrywaÅ‚ siÄ™,wytrÄ…cony z równowagi, w ludzi, milczÄ…co przechodzÄ…cych obok nich.Bardziej niż tympochodem, niemo coÅ› wyrażajÄ…cym, który byÅ‚ dla niej czymÅ› nowym, a jednak od razuzrozumiaÅ‚ym, przeraziÅ‚a siÄ™ poruszeniem Martina.- Chodz - prosiÅ‚a, ciÄ…gnÄ…c go za ramiÄ™ - niepatrz na to, proszÄ™, chodz ze mnÄ….- Z trudem daÅ‚ siÄ™ odciÄ…gnąć.Przez caÅ‚y dzieÅ„ miaÅ‚a za zÅ‚epochodowi, że pojawiÅ‚ siÄ™ na ich drodze, jak ponury znak.ChciaÅ‚a żyć, żyć intensywnie przez te trzy tygodnie, które byÅ‚y im dane, a miaÅ‚ywystarczyć na caÅ‚e życie.Kiedy wieczorem przed odjazdem pakowaÅ‚a niechÄ™tnie swojÄ… walizkÄ™, z sÄ…siedniegopokoju zabrzmiaÅ‚y stÅ‚umione gÅ‚osy Martina i jego ojca.- Hier mein Junge1, kupiÅ‚em cikalesony, bo tam jest tak zimno, wez je ze sobÄ….- Nie - protestowaÅ‚ Martin - nie trzeba.-Dlaczego nie, Anny przecież przy tobie nie bÄ™dzie? - Krótki, suchy Å›miech.- To nie o tochodzi.- WiÄ™c o co? - Ach tato, to zimno jest niczym w porównaniu z innyminiebezpieczeÅ„stwami, na które jesteÅ›my narażeni [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed