[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I właśnie tak było.Nie wydaje mi się, abym kiedykolwiekzaśpiewała to lepiej.Na mgnienie przed tym, jak jego oddech musnął moją szyję, poczułamjego bliskość.Zaskoczyła mnie fala emocji, która przeszyła mnie od razu,gdy tylko jego usta przylgnęły do mojej skóry.Strach.Tylko przezsekundę, niemniej jednak się pojawił.Moje zdradliwe ciało wzdrygnęło się.Otworzyłam oczy, a Lukę sięodsunął.- Straszę cię? - zapytał.Dziwnie to ujął.Zamiast  przestraszyłem cię?" spytał, czy mniestraszy.Zmrużyłam oczy, próbując rozszyfrować jego twarz.Bardzo wyraznieczułam, że w jego oczach odnajdę swoje własne odbicie.Także coś zmojej obsesji muzycznej, walki o kontrolę nad własnym życiem.Niebyłam pewna dlaczego, ale po prostu czułam w głębi, że to, co sprawiało,że byłam sobą, powodowało też, że sobą był również Luke.Odpowiedziałam mu pytaniem.-A powinieneś? Uśmiechnął się delikatnie.- Wiedziałem, że jesteś mądra.- Nagle jego uśmiech zniknął.Par trzyłna coś przez moje ramię.Odwróciłam się.Koło samochodu siedział bielusieńki królik i nieruchomo wpatrywałsię w nas czarnymi oczami.%7łołądek podszedł mi do gardła.Lukę dokładnie mu się przyjrzał, a następnie rozkazał mi niskim,napiętym głosem: -Lepiej idz.' Iść?-Acoz.?- Co z czym? - zapytał bez wyrazu.Spojrzałam na królika, a potem odezwałam się chłodno:- Z niczym.Masz rację.Zresztą mam dzisiaj występ.Mama mi głowęurwie, jeśli zaraz nie wrócę.Położyłam rękę na klamce gotowa wysiąść, ale Lukę szybko dotknąłmojej drugiej dłoni, spoczywającej jeszcze na siedzeniu.Zrozumiałam.%7łeby królik nie widział.Wysiadłam i zamknęłam zasobą drzwiczki.Królik pokicał powoli w zarośla, jakby to miało mnieprzekonać, że był zwykłym królikiem, a nie magicznym zabójczymkrólikiem podglądaczem.Rye przydreptał z drugiej strony i dołączył do mnie, nie spojrzawszynawet w kierunku miejsca, gdzie zniknął królik.Ja także poma-szerowałam w dół ulicy, nie oglądając się za siebie.Przeszłam kil-kadziesiąt metrów i mogłabym przysiąc, że usłyszałam, jak otwierają się izamykają drzwi samochodu.Obejrzałam się ukradkiem, potrząsającgłową i udając, że odpędzam komara.Oczywiście auto było puste.Gdzie on się podział?Skup się.Te twoje telekinetyczne zdolności muszą się na coś przydać.Wytężyłam słuch.Nic.Tylko monotonne ćwierkanie kardynałów w koronach drzew.Trudno było się skupić na czymś tak małowyrazistym jak odgłosy.Potrzebowałam czegoś konkretnego.Wyobraziłam sobie Lukea trzymającego telefon, dzwoniącego do mnie, apotem zapominającego się rozłączyć.Wyobraziłam sobie szelest ściółki,po której Lukę ściga królika, szmer jego oddechu.Jego niski i oddalonygłos.- Czy kiedykolwiek wcześniej zawiodłem?- Nigdy nie zajęło ci to tyle czasu.- Inny głos, ordynarny i szorstki,dziwnie brzmiący, jednocześnie mnogi i pojedynczy.- Mam swoje powody, by się nie spieszyć.- Pieprzyć ją.Miej to z głowy.- Pojedynczy głos, którego było takwiele, zabrzmiał pogardliwie.Nastąpiła o sekundę za długa przerwa, a potem Lukę się roześmiał.-Jasne.To takie oczywiste, co?- Po prostu ją przeleć.Skończ to.- Kamienny głos wcale się nie śmiał.- Nie mogę dłużej czekać.- Tym razem nie było przerwy.Zerwałam się do biegu, klapiąc po chodniku bosymi stopami.Niechciałam już więcej słuchać.Telefon w mojej wyobrazni zapiszczał irozmowa się rozłączyła.Kłamał.Kłamał kamiennemu głosowi.Kłamał.Skoro powiedziałam to trzykrotnie, to musiała być prawda. Rozdzial 8Mama odwiozła mnie na występ.Ponieważ zajmowała sięcateringiem, znali nas wszyscy organizatorzy wesel w promieniu dwóchgodzin jazdy.Wszyscy dosyć szybko orientowali się, że mama urodziłatakże oprawę muzyczną ślubów.Nie było to nawet takie złe.Zazwyczajprzyjeżdżałam pół godziny wcześniej, połowę tego czasu spędzałam,rzygając, a potem pojawiałam się na scenie, by z gracją pograć za kilkasetdolców.Warto było tyle rzygać: za dwieście dolarów przez kilkamiesięcy do następnego występu mogłam oddawać się nałogowikupowania płyt [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed