[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmienili broñ; od szabel sz³o na pistolety.Staj¹, krzyczym, ¿e nadto przybli¿yli mety;Oni na z³oSæ, przysiêgli przez niedxwiedzi¹ skórêStrzelaæ siê, Smieræ niechybna! prawie rura w rurê.Oba têgo strzelali.-139 .- wrzaSli.Czas? - jutro, miejsce? - karczma Usza.Rozjechali siê.Ja zaS do Wirgilijusza.Tu Wojskiemu przerwa³ krzyk:  Wyczha! Tu¿ spod koniSmykn¹³ szarak; ju¿ Kusy, ju¿ go Soko³ goni.Psy wziêto na ob³awê, wiedz¹c, ¿e z powrotemNa polu ³atwo mo¿na napotkaæ siê z kotem;Bez smyczy sz³y przy koniach; gdy kota postrzeg³y,Wprzód nim strzelcy poszczuli, ju¿ za nim pobieg³y.Rejent te¿ i Asesor chcieli koñmi natrzeæ;Lecz Wojski wstrzyma³ krzycz¹c:  Wara! staæ i patrzeæ!Nikomu krokiem ruszyæ z miejsca nie dozwolê;St¹d widzim wszyscy dobrze, zaj¹c idzie w pole.W istocie, kot czu³ z ty³u mySliwych i psiarnie,Rwa³ w pole, s³uchy wytkn¹³ jak dwa ró¿ki sarnie,Sam szarza³ siê nad rol¹ d³ugi, wyci¹gniêty,140 Skoki pod nim stercza³y jakby cztery prêty,Rzek³byS, ¿e ich nie rusza, tylko ziemiê tr¹caPo wierzchu, jak jaskó³ka wodê ca³uj¹ca.Py³ za nim, psy za py³em; z daleka siê zda³o,¯e zaj¹c, py³ i charty jedne tworz¹ cia³o:Jakby jakaS przez pole suwa³a siê xmija,Kot jak g³owa, py³ z ty³u jakby modra szyja,A psami jak podwójnym ogonem wywija.Rejent, Asesor patrz¹, otworzyli usta,Dech wstrzymali; wtem Rejent pobladn¹³ jak chusta,Zblad³ i Asesor, widz¹ - fatalnie siê dzieje,Owa xmija im dalej, tym bardziej d³u¿eje,Ju¿ rwie siê wpó³, ju¿ znik³a owa szyja py³u,G³owa ju¿ blisko lasu, ogony - gdzie z ty³u!G³owa niknie, raz jeszcze jakby kto kutasemMign¹³: w las wpad³a; ogon urwa³ siê pod lasem.Biedne psy, og³upia³e biega³y pod gajem,Zdawa³y siê naradzaæ, oskar¿aæ nawzajem;Wreszcie wracaj¹, z wolna skacz¹c przez zagony,SpuSci³y uszy, tul¹ do brzucha ogonyI przybieg³szy, ze wstydu nie Smiej¹ wznieSæ oczu,I zamiast iSæ do panów, sta³y na uboczu.Rejent spuSci³ ku piersiom zasêpione czo³o,Asesor rzuca³ okiem, ale nieweso³o,Potem zaczêli oba s³uchaczom wywodziæ:Jak ich charty bez smycza nie nawyk³y chodziæ,141 Jak kot znienacka wypad³, jak xle by³ poszczutyNa roli, gdzie psom chyba trzeba by wdziaæ buty,Tak pe³no wszêdzie g³azów i ostrych kamieni.M¹drze rzecz wy³uszczali szczwacze doSwiadczeni;MySliwi z tych mów wiele mogliby korzystaæ,Lecz nie s³uchali pilnie; ci zaczêli Swistaæ,Ci Smiaæ siê w g³os, ci, maj¹c niedxwiedzia w pamiêci,Gadali o nim, Swie¿¹ ob³aw¹ zajêci.Wojski ledwie raz okiem za zaj¹cem rzuci³;Widz¹c, ¿e uciek³, g³owê obojêtnie zwróci³I koñczy³ rzecz przerwan¹: Na czem wiêc stan¹³em?Aha! na tem, ¿e obu za s³owo uj¹³em,I¿ bêd¹ strzelali siê przez niedxwiedzi¹ skórê.Szlachta w krzyk:A ja w Smiech, bo mnie uczy³ mój przyjaciel Maro,¯e skóra xwierza nie jest lada jak¹ miar¹.Wszak wiecie Waæpanowie, jak królowa DydoPrzyp³ynê³a do Libów i tam z wielk¹ biéd¹Wytargowa³a sobie taki ziemi kawa³,Który by siê wo³ow¹ skór¹ nakryæ dawa³;Na tym kawa³ku ziemi stanê³a Kartago!Wiêc ja to sobie w nocy rozbieram z uwag¹.Ledwie dnia³o, ju¿ z jednej strony taradejk¹Jedzie Dowejko, z drugiej na koniu Domejko.Patrz¹, a¿ tu przez rzekê le¿y most kosmaty,142 Pas ze skóry niedxwiedziej porzniêtej na szmaty.Postawi³em Dowejkê na zwierza ogonieZ jednej strony, Domejkê zaS na drugiej stronie.Oni w z³oSæ; a tu szlachta k³adnie siê na ziemiOd Smiechu, a ja z ksiêdzem s³owy powa¿nemiNu¿ im z Ewanieliji, z statutów dowodziæ;Nie ma rady: - Smieli siê i musieli zgodziæ.Spor ich potem w dozgonn¹ przyjaxñ siê zamieni³,I Dowejko siê z siostr¹ Domejki o¿eni³,Domejko poj¹³ siostrê szwagra, Dowejkównê,Podzielili maj¹tek na dwie czêSci równe,A w miejscu, gdzie siê zdarzy³ tak dziwny przypadek,Pobudowawszy karczmê nazwali N i e d x w i a d e k.143 KSIÊGA PI¥TAK£ÓTNIATreSæ:Plany mySliwskie Telimeny - Ogrodniczka wybiera siê na wielki Swiat is³ucha nauk opiekunki - Strzelcy wracaj¹ - Wielkie zadziwienie Tadeusza -Spotkanie siê powtórne w Rwi¹tyni dumania i zgoda, u³atwiona zapoSrednictwem mrówek - U sto³u wytacza siê rzecz o ³owach - PowieSæWojskiego o Rejtanie i ksiêciu Denassów, przerwana - Zagajenie uk³adówmiêdzy stronami, tak¿e przerwane - Zjawisko z kluczem - K³Ã³tnia - Hrabiaz Gerwazym odbywaj¹ radê wojenn¹.144 Wojski, chlubnie skoñczywszy ³owy, wraca z boru,A Telimena w g³êbi samotnego dworuZaczyna polowanie.Wprawdzie nieruchomaSiedzi z za³o¿onemi na piersiach rêkoma,Lecz mySl¹ goni xwierzów dwóch; szuka sposobu,Jak by razem obsaczyæ i u³owiæ obu:Hrabiê i Tadeusza.Hrabia, panicz m³ody,Wielkiego domu dziedzic, powabnej urody;Ju¿ trochê zakochany! Có¿? mo¿e siê zmieniæ!Potem, czy szczerze kocha? czy siê zechce ¿eniæ?Z kobiet¹ kilku laty starsz¹! niebogat¹!Czy mu krewni pozwol¹? co Swiat powie na to?Telimena, tak mySl¹c, z sofy siê podnios³aI stanê³a na palcach; rzek³byS, i¿ podros³a;Odkry³a nieco piersi, wygiê³a siê bokiemI sama siebie pilnym obejrza³a okiem,I znowu zapyta³a o radê zwierciad³a;Po chwili wzrok spuSci³a, westchnê³a i siad³a.Hrabia pan! zmienni w gustach s¹ ludzie majêtni!Hrabia blondyn! blondyni nie s¹ zbyt namiêtni!A Tadeusz? prostaczek! poczciwy ch³opczyna!Prawie dziecko! raz pierwszy kochaæ siê zaczyna!Pilnowany, nie³acno zerwie pierwsze zwi¹zki,Przy tem dla Telimeny ma ju¿ obowi¹zki,Mê¿czyxni, póki m³odzi, chocia¿ w mySlach zmienni,W uczuciach s¹ od dziadów stalsi, bo sumienni.D³ugo serce m³odzieñca proste i dziewicze145 Chowa wdziêcznoSæ za pierwsze mi³oSci s³odycze!Ono rozkosz i wita, i ¿egna z weselem,Jak skromn¹ ucztê, któr¹ dzielim z przyjacielem.Tylko stary pjanica, gdy ju¿ spali trzewa,Brzydzi siê trunkiem, którym nazbyt siê zalewa.Wszystko to Telimena dok³adnie wiedzia³a,Bo i rozum, i wielkie doSwiadczenie mia³a.Lecz co powiedz¹ ludzie? Mo¿na im zejSæ z oczu,W inne strony wyjechaæ, mieszkaæ na uboczuLub, co lepsza, wynieSæ siê ca³kiem z okolicy,Na przyk³ad zrobiæ ma³¹ podró¿ do stolicy,M³odego ch³opca na Swiat wielki wyprowadziæ,Kroki jego kierowaæ, pomagaæ mu, radziæ,Serce mu kszta³ciæ, mieæ w nim przyjaciela, brata!Nareszcie - u¿yæ Swiata, póki s³u¿¹ lata!Tak mySl¹c, po alkowie Smia³o i weso³oPrzesz³a siê kilka razy - znów spuSci³a czo³o.Warto by te¿ pomySliæ o Hrabiego losie -Czyby siê nie uda³o podsun¹æ mu Zosiê?Niebogata, lecz za to urodzeniem równa,Z domu senatorskiego, jest dygnitarzówna.Je¿eliby do skutku przysz³o o¿enienie,Telimena w ich domu mia³aby schronienieNa przysz³oSæ; krewna Zosi i Hrabiego swatka,Dla m³odego ma³¿eñstwa by³aby jak matka.146 Po tej z sob¹ odbytej, stanowczej naradzieWo³a przez okno Zosiê bawi¹c¹ siê w sadzie.Zosia w porannym stroju i z g³ow¹ odkryt¹Sta³a, trzymaj¹c w rêku podniesione sito;Do nóg jej bieg³o ptastwo; st¹d kury szurpateTocz¹ siê k³êbkiem, stamt¹d kogutki czubate,Wstrz¹saj¹c koralowe na g³owach szyszakiI wios³uj¹c skrzyd³ami przez bruzdy i krzaki,Szeroko wyci¹gaj¹ ostro¿aste piêty;Za nimi z wolna indyk sunie siê odêty,Sarkaj¹c na trzpiotalstwo swej krzykliwej ¿ony;Owdzie pawie jak tratwy d³ugimi ogonySteruj¹ siê po ³¹ce, a gdzieniegdzie z góryUpada jak kiSæ Sniegu go³¹b srebrnopióry.W poSrodku zielonego okrêgu murawyRciska siê okr¹g ptastwa krzykliwy, ruchawy,Opasany go³êbi sznurem na kszta³t wstêgiBia³ej, Srodkiem pstrokaty w gwiazdy, w cêtki, w prêgiTu dzioby bursztynowe, tam czubki z koraliWznosz¹ siê z gêstwi pierza jak ryby spod fali.Wysuwaj¹ siê szyje i w ruchach ³agodnychChwiej¹ siê ci¹gle na kszta³t tulipanów wodnych;Tysi¹ce oczu jak gwiazd b³yskaj¹ ku Zosi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed