[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.*Czy¿ ucieka³em, kiedyS mierzy³ do mnie z góry?Utkwi³em oczy we dwie twojej broni rury,Rozpacz jakaS! ¿al dziwny do ziemi mnie przybi³!Czemu¿, ach, mój Gerwazy, czemuS wtenczas chybi³?£askê byS zrobi³! Widaæ, za pokutê grzechuTrzeba by³o.Tu znowu brak³o mu oddechu. Bóg widzi - rzecze Klucznik -szczerze trafiæ chcia³em!Ile¿ ty krwi wyla³eS twoim jednym strza³em,Ile¿ klêsk spad³o na nas i na tw¹ rodzinê,A wszystko to przez Wasz¹, Panie Jacku, winê!A wszak¿e gdy dziS jegry Hrabiê na cel wziêli,Ostatniego z Horeszków, chocia¿ po k¹dzieli,TyS go zas³oni³, i gdy Moskal do mnie pali³,TyS miê rzuci³ o ziemiê, tak nas dwóch ocali³.JeSli prawda, ¿e jesteS ksiêdzem zakonnikiem,Ju¿ci sukienka broni ciê przed Scyzorykiem.B¹dx zdrów, wiêcej na Waszym nie postanê progu,320 Z nami kwita - zostawmy resztê Panu Bogu.Jacek rêkê wyci¹gn¹³ - cofn¹³ siê Gerwazy: Nie mogê - rzek³ - bez mego szlachectwa obrazyDotykaæ rêkê, takiem morderstwem skrwawion¹Z prywatnej zemsty, nie zaS pro publico bono.Ale Jacek, z poduszek na ³o¿e upad³szy,Zwróci³ siê ku Sêdziemu, a by³ coraz bladszyI niespokojnie pyta³ o ksiêdza plebana,I wo³a³ na Klucznika:  Zaklinam Waæpana,AbyS zosta³; wnet skoñczê, ledwie mam doSæ mocyZakoñczyæ.Panie Klucznik!.ja umrê tej nocy! Co, bracie? - krzykn¹³ Sêdzia - widzia³em, wszak ranaNiewielka, co ty mówisz? po ksiêdza plebana?Mo¿e xle opatrzono - zaraz po doktora,W apteczce jest.Ksi¹dz przerwa³:  Bracie, ju¿ nie pora.Mia³em tam strza³ dawniejszy, dosta³em pod Jena," le zgojony, a teraz draSniono - gangrenaJu¿ tu - znam siê na ranach, patrz, jaka krew czarnaJak sadza; co tu doktor? Ale to rzecz marna;Raz umieramy, jutro czy dziS oddaæ duszê.-Panie Klucznik, przebaczysz mnie, ja skoñczyæ muszê!*321 Jest w tem zas³uga: nie chcieæ zostaæ winowajc¹Narodowym, choæ naród okrzyczy ciê zdrajc¹!Zw³aszcza w kim taka, jaka by³a we mnie duma!*Imiê zdrajcy przylgnê³o do mnie jako d¿uma.Odwracali ode mnie twarz obywatele,Uciekali ode mnie dawni przyjaciele;Kto by³ lêkliwy, z dala wita³ siê i stroni³;Nawet lada ch³op, lada ¯yd, choæ siê pok³oni³,To miê z boku szyderskim przebija³ uSmiechem;Wyraz brzmia³ w uszach, odbija³ siê echemW domie, w polu; ten wyraz od rana do zmrokuWi³ siê przede mn¹, jako plama w chorym oku.Przecie¿ nie by³em zdrajc¹ kraju!.Moskwa mnie uwa¿a³a gwa³tem za stronnika,Dano Soplicom znaczn¹ czêSæ dóbr nieboszczyka,Targowiczanie potem chcieli mnie zaszczyciæUrzêdem.Gdybym wtenczas chcia³ siê przemoskwiciæ!Szatan radzi³ - ju¿ by³em mo¿ny i bogaty;Gdybym zosta³ Moskalem? Najpierwsze magnatySzuka³yby mych wzglêdów; nawet szlachta braty,Nawet gmin, który swoim tak ³acnie uw³acza,Tym, którzy Moskwie s³u¿¹, szczêSliwszym - przebacza!Wiedzia³em to, a przecie¿ - nie mog³em.*322 Uciek³em z kraju!Gdziem nie by³! com nie cierpia³!A¿ Bóg raczy³ lekarstwo jedyne objawiæ.Poprawiæ siê potrzeba by³o i naprawiæ,Ile mo¿noSci to.* Córka Stolnika, ze swym mê¿em Wojewod¹GdzieS w Sybir wywieziona, tam umar³a m³odo;Zostawi³a tê w kraju córkê, ma³¹ Zosiê,Kaza³em j¹ hodowaæ.* Bardziej nixli z mi³oSci, mo¿e z g³upiej pychyZabi³em; wiêc pokora.wszed³em miêdzy mnichy,Ja, niegdyS dumny z rodu, ja, com by³ junakiem,SpuSci³em g³owê, kwestarz, zwa³em siê Robakiem,¯e jako robak w prochu. Z³y przyk³ad dla Ojczyzny, zachêtê do zdrady,Trzeba by³o okupiæ dobremi przyk³ady,Krwi¹, poSwiêceniem siê.Bi³em siê za kraj; gdzie? jak? zmilczê; nie dla chwa³yZiemskiej bieg³em tylekroæ na miecze, na strza³y.323 Milej sobie wspominam nie dzie³a waleczneI g³oSne, ale czyny ciche, u¿yteczne,I cierpienia, których nikt.Uda³o mi siê nieraz do kraju przedzieraæ,Rozkazy wodzów nosiæ, wiadomoSci xbieraæ,Uk³adaæ zmowy.Znaj¹ i GalicyjanieTen kaptur mnisi - znaj¹ i Wielkopolanie!Pracowa³em przy taczkach rok w pruskiej fortecy,Trzy razy Moskwa kijmi zrani³a me plecy,Raz ju¿ wiedli na Sybir; potem AustryjacyW Szpilbergu zakopali mnie w lochach do pracy,W carcer durum - a Pan Bóg wybawi³ miê cudemI pozwoli³ umieraæ miêdzy swoim ludem,Z Sakramentami.Mo¿e i teraz, kto wie? mo¿em znowu zgrzeszy³!Mo¿em nad rozkaz wodzów powstanie przySpieszy³!Ta mySl, ¿e dóm Sopliców pierwszy siê uzbroi,¯e pierwsz¹ Pogoñ w Litwie zatkn¹ krewni moi!.Ta mySl.zdaje siê czysta.Chcia³eS zemsty? masz! boS ty by³ narzêdziem karyBo¿ej! twoim Bóg mieczem rozci¹³ me zamiary.TyS w¹tek spisku, tyle lat snowany, spl¹ta³!Cel wielki, który ca³e ¿ycie me zaprz¹ta³,Ostatnie moje ziemskie uczucie na Swiecie,Którem tuli³, hodowa³, jak najmilsze dzieciê,TyS zabi³ w oczach ojca, a jam ci przebaczy³!Ty!.324  Oby tylko równie Bóg przebaczyæ raczy³! -Przerwa³ Klucznik.- Je¿eli masz przyj¹æ wijatyk,Ksiê¿e Jacku, toæ ja nie luter, nie syzmatyk!Kto umieraj¹cego smuci, wiem, ¿e grzeszy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed