[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy Hess wymusił na nim milczenie? Czy jej mama przeżyważałobę? Co Lumina chciała jej przekazać w ostatniejwiadomości? Aria usiadła, aby odpocząć.Przypomniała sobieswoje ostatnie spotkanie z mamą w Reverie.Zpiewananiedziela. Odkąd pamiętała, w każdą niedzielę o jedenastej spotykałysię z matką w Sferze Opery Paryskiej, replice wystawnej OperyGarnier.Lumina zawsze pojawiała się pierwsza i czekała nanią, siedząc na swoim ulubionym miejscu w pierwszymrzędzie, wyprostowana jak struna, trzymając ręce eleganckozłożone na kolanach.Zawsze miała na sobie to samo -wizytową czarną sukienkę i sznur pereł na smukłej szyi, awłosy upinała w gładki, idealny kok.Przez godzinę Aria śpiewała dla matki na scenie, któramogłaby pomieścić czterystu wykonawców.Była Julią, Izoldą,Joanną dArc.Zpiewała o skazanej na klęskę miłości,poświęceniu i odwadze w obliczu śmierci.Jej sopran falconrozbrzmiewał historiami operowych heroin aż po anielskiefreski na stropach, pomiędzy kolumnami i karmazynowymikurtynami.Występowała co tydzień, wiedząc, że matka przy-chodzi właśnie po to i że w ten sposób spędzają razem więcejczasu niż w ciągu tygodnia.Robiła to, mimo że nie znosiła opery i wszystkiego, co się znią wiązało - przesadnej dramaturgii, przemocy i lubieżności.Nikt nigdy nie umarł w Reverie z powodu złamanego serca.* Rodzaj sopranu dramatycznego, nazwany tak na cześćoryginalnego głosu francuskiej śpiewaczki operowej CornelieFalcon.W języku angielskim falcon to sokół (przyp.tłum.). Zdrada nigdy nie prowadziła do morderstwa.Takie rzeczyjuż się nie zdarzały, bo teraz ludzie wiedli życie w Sferach.Mogli doznać wszystkiego, nie ponosząc żadnego ryzyka.Teraz życie było LEPSZE NI%7ł RZECZYWISTOZ.Ostatnia śpiewana niedziela z Luminą była jednak inna niżpoprzednie i to już od samego początku.Dotyk zimnej dłonimatki na jej nagim ramieniu gwałtownie wyrwał ją ze snu.- O co chodzi? - zapytała.Jej Wizjer pokazywał piątą rano.-Coś się stało?Lumina siedziała na brzegu jej łóżka.Miała na sobie szarypodróżny kombinezon z odblaskowymi paskami wzdłuż ra-mion, a nie zwyczajny kitel.Mimo to nadal wyglądałaelegancko.- Dział transportu chce ominąć złe warunki pogodowe.Muszę wyjechać wcześniej, niż zamierzałam.Aria przełknęła ślinę przez ściśnięte gardło.Nie chciała siężegnać.Choć miały codziennie spotykać się w Sferach,Lumina będzie daleko.Nie będą już mieszkać w tej samejKapsule.- Zaśpiewasz dla mnie?- Ter a z?- Czekam na to cały tydzień - odparła Lumina.- Nie każ misię męczyć do następnej niedzieli.Aria schowała twarz w poduszce.Opera z samego rana?Prawo powinno tego zabraniać.- Czemu musisz wyjechać? Nie możesz prowadzić badań wSferach? - Tym razem zadanie wymaga mojej obecności wBliss.- Dlaczego nie mogę pojechać z tobą? - dopytywała Aria.- Wiesz dobrze, że nie wolno mi o tym mówić.Aria jeszcze mocniej wtuliła się w poduszkę.Jakim cudemmama mówiła tak spokojnie? Sprawiała wrażenie, jakbyukrywanie rzeczy przed córką było dla niej czymś najprost-szym na świecie. - Proszę - powiedziała Lumina.- Nie mam zbyt wiele czasu.- Dobra.- Aria przewróciła oczami i zaczęła gapić się w sufit.- Miejmy to już za sobą.Znalazła Sferę Opery na swoimWizjerze.Ikonka powinna przedstawiać kolumny przedniejfasady budynku, ale Aria zamieniła je na swoje zdjęcie, naktórym udaje, że próbuje się udusić.Wybrała ją i rozpoczęłafrakcjonowanie.Jej umysł z łatwością otworzył się na nowyświat.Była teraz w dwóch miejscach naraz.W swoim ciasnympokoiku i w wytwornej, przepastnej sali operowej.Aria wybrała opcję, w której pojawia się za główną kurtyną.Utkwiła wzrok w ciężkiej płachcie czerwonego aksamitu.Niech Lumina poczeka jeszcze kilka sekund.To ją dopierozirytuje.Gdy w końcu wyszła na scenę, nie zobaczyła mamy najej ulubionym miejscu, w pierwszym rzędzie.Sala była pusta.W pokoju Arii Lumina nachyliła się do niej i położyła jejrękę na ramieniu.- Słowiczku, zaśpiewasz mi tutaj?Aria wyrwała się ze Sfer i usiadła na łóżku, nieco zasko-czona.- Tu? W moim pokoju?- W Bliss nie będę mogła usłyszeć twojego prawdziwegogłosu.Aria odgarnęła włosy za uszy, czując, jak z nerwów ściska jąw dołku.Rozejrzała się po swoim pokoju, spoglądając na ciągwbudowanych w szafę szuflad i lustro nad umywalką.Znałaswój głos i jego moc.Zatrzęsie ścianami tak niewielkiejprzestrzeni i poniesie się przez mały salonik za ścianą aż doPanopu.Co, jeśli wszyscy ją usłyszą?Serce zaczęło jej szybciej bić.Nigdy wcześniej tego nie ro-biła.Aria poczuła się niezręcznie.Zpiewanie poza Sferamibyło dla niej zbyt dużym odstępstwem od ich rutyny.- W Sferach brzmię przecież tak samo. - Chcę usłyszeć twój dar - odparła Lumina, wpatrując się wcórkę błagalnie.- To nie dar! - krzyknęła Aria! To tylko geny.Lumina ko-chała operę, więc zaprojektowała jej DNA w taki sposób, byAria miała dodatkowe umiejętności wokalne i zawsze mogładla niej śpiewać.Jeśli rzeczywiście Aria posiada wyjątkowydar, to był to raczej prezent, jaki Lumina podarowała samejsobie.Słowik na własność, jak Lumina zwykła ją nazywać.Aria nigdy nie widziała większego sensu w swoim doposa-żeniu.Opalenizna Sorena przynajmniej poprawiała jego wy-gląd w realu, ale nikt nie śpiewał poza Sferami.Bycie córkąpani genetyk nie miało plusów.- Zrób to dla mnie - powiedziała Lumina.Znów chciała zapytać dlaczego.Dlaczego, skoro Luminęobchodziła tylko praca i opera? Miała spełniać jej prośby,skoro mama za chwilę miała wyjechać? Zamiast tego Ariaprzewróciła oczami i wstała z łóżka.Lumina podała jej szary kombinezon, ale Aria potrząsnęłaprzecząco głową.Jeśli dziś miało być inaczej, to będzie na-prawdę inaczej.Lekkim gestem zaprezentowała swojąpi-dżamkę.- Zaśpiewam w tym.Lumina wydęła usta, najwyrazniej nierozbawiona żartem.- Zaśpiewasz moją arię?- Nie.Mam lepszy pomysł - odpowiedziała Aria, z trudempowstrzymując się od złośliwego uśmieszku.Lumina złożyłaręce, spoglądając na córkę podejrzliwie.Aria wzięła kilkagłębszych wdechów i zaśpiewała.Jesteś słodka jak cukierek, Jak cukierek, jak cukierek, Jesteśsłodka jak cukierek, A ja na słodycze mam chęć! Aria wybuchnęła śmiechem, śpiewając ostatni wers jednej zeswoich ulubionych piosenek z repertuaru Tilted Green Bottles.Gdy zobaczyła minę Luminy, zrobiło jej się głupio.Niedlatego, że matka wyglądała na zawiedzioną.Nie wyglądała.Aria wiedziała jednak, że to tylko poza, co w dziwny sposóbpogarszało sytuację.Lumina wstała, niedbale przytuliła córkę i pogładziła jejpoliczek zimną dłonią.- Niezła nuta, Słowiczku - powiedziała, po czym wyszła.Po tej niedzieli coś się między nimi zmieniło.Aria urywałasię z codziennych lekcji śpiewu, nie dbając, co o tym myśliLumina.Zrezygnowała też ze śpiewanych niedziel.Postanowiła nie robić matce takiego prezentu.Co wieczórLumina nadal sprawdzała z Bliss, czy wszystko u Arii w po-rządku, ale ich spotkania były sztywne i męczące.Aria wie-działa, że głupio się zachowała.Zmarnowała ich wspólny czasna dąsy i humory.Teraz pragnęła jedynie, by mama wróciła dodomu.Kombinezon leczniczy zaszeleścił, gdy skrzyżowała ręce napiersiach.Słońce nad pustynią zaczęło zachodzić, a eterbłyszczał coraz jaśniej.Płynął po niebie błękitnymi, lśniącymistrumieniami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed