[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Napisali mu, żeurodziłam, ale to wszystko, bo gość nie żyje odosiemnastu lat.A najgorsze, że muszę porozmawiać zKlarą, a nie wiem, jak ona przyjmie wiadomość, że jejszesnastoletnia wówczas matka zaszła w ciążę pewnejpięknej sylwestrowej nocy, a potem zgodziła się nawielką mistyfikację.Oddała córkę swoim rodzicom,pozwalając jej dojść niemal do pełnoletności wprzeświadczeniu, że jest jej siostrą.Ale poza tym –wszystko w porządku.Gdybym mogła to powiedzieć Borysowi, gdyby tobyło możliwe! Oczami wyobraźni widziałam jegozdziwienie, zaskoczenie.Może obawę.„Jesteś trzeźwa,kochanie?”, brzmiałaby najprawdopodobniej reakcja.„Ostatnio dużo przeszłaś, ale to minie.W sobotę przyjadęz Czarkami i spokojnie pogadamy.A teraz odeśpij,przejdź się na spacer”.– W porządku.– Zdecydowałam się na najprostszą inajbezpieczniejszą odpowiedź, próbując nadać głosowinaturalne brzmienie.– Odwiedziła mnie koleżanka zeszkoły, pogadałyśmy o tym i tamtym.Widziałeś się zKlarą?– Taaak.– Trochę zbyt długo zastanawiał się nadodpowiedzią.– Julka, zadzwonię później, mam drugitelefon.Trzymaj się.Zanim w komórce zapanowała głucha cisza,poprzedzona kilkakrotnym pikaniem zwiastującym koniecpołączenia, zdążyłam jeszcze usłyszeć: „Panie prezesie,już są” i głosy osób wchodzących do pomieszczenia.Borys ugrzązł na spotkaniu, przepadł w odmętachnegocjacji z klientem, który zapewne ma zamiar zamówićw jego firmie usługę merchandisingową.Jeśli się uda,mój mężczyzna podpisze kolejną intratną umowę zkolejną siecią handlową i niebawem zatrudni watahęludzi, którzy będą rozstawiać towar na sklepowychpółkach, dbać o jego promocję i ekspozycję.A Borys jużdopilnuje, by pracownicy wywiązywali się z właściwejrealizacji planu i w sobotę opijemy to z Czarkami, czyliwspólnikiem i jego żoną.Trzeba przyznać, że Borys jestbardzo sprawnym właścicielem firmy, doskonalewykształconym, obytym, znającym rynek i bystrymbiznesmenem.A te cechy mogą człowieka przyprawić okompleksy.Podświadomie konkurowałam z nim, kreującwłasną firmę na lidera rynku, przyznajmy – z roku na rokcoraz trudniejszego.Kończąc prawo, nie przypuszczałam,że wyląduję jako właścicielka interesu obsługującegonajwiększe korporacje w Polsce, pisząc, wydając idystrybuując dla ich pracowników i klientów gazetyfirmowe.Kiedy koledzy po studiach zdawali egzaminy naróżnego rodzaju aplikacje, mnie ciągnęło coś innego.Zahaczyłam się w czasopiśmie „Temida”, popełniałamdrobne kawałki w tygodniówkach, radząc czytelnikom,jak spisać testament czy nie dać się oszukaćdeweloperowi.Pełna współczucia dla bitych przez mężówkobiet, mobingowanych pracownic, przejęta problemamirodzin zastępczych, kłopotami z adopcją – doradzałam,chroniłam pokrzywdzonych, wspierałam ich na duchu.Młoda, chętna, zadowolona z życia w stolicy, wdzięcznapracodawcom, że mnie chcą! Swymi namowami, żebymw kolejnym roku przystąpiła do aplikowania – dowolnie,jako przyszły radca, adwokat czy notariusz – rodzicetrafiali jak kulą w płot.– Tato, nie patrz na Gośkę – tłumaczyłam rzeczyoczywiste.– Przecież jej rodzice mają kancelarię.Zgadnij, gdzie będzie praktykowała? A mnie ktoprzyjmie? Masz jakichś kolegów prawników wWarszawie? Wyobrażasz sobie może, że wrócę doBrodnicy? Nigdy!Rodzice nijak nie potrafili zrozumieć, że ich córkarozmienia się na drobne, wycierając się po kolorowychpismach, zamiast wybrać solidną drogę prowadzącą doprawniczej stabilizacji w jakiejś okrzepłej kancelarii.Bojeżeli już pauperyzacja, to pożyteczna.Na przykładpowrót do Zbiczna i uczenie w szkole albo wsparciezdobytą wiedzą urzędu miejskiego na stanowiskumłodszego asystenta do bardzo ważnych spraw.Wtedyprzynajmniej miałabym kontakt z Klarą, która niebawempójdzie do szkoły.Nie rozumiałam, dlaczego po kilkulatach studiów i niezbyt częstych przyjazdów do domu,starań mamy, by przywiązać do siebie Klarę, sytuacjamiałaby się radykalnie odmienić.Moje wątpliwościrozwiał tata, którego zapytałam wprost, wyczekawszy namoment, kiedy zostaliśmy sami.– Tatuś, czy nie uważasz, że powinniśmy Klarzepowiedzieć prawdę? Bo mama ciągle mi przypomina obraku kontaktu z małą.– Dziecko… – Spojrzał znad okularów.– O czym tymówisz? Mama chciałaby tylko, żebyś była blisko nas.AKlara jest całym jej życiem.Oczywiście, nie licząc ciebie– dodał bez przekonania.Potwierdził jedynie to, co sama czułam i wiedziałam,i czemu nie miałam zamiaru się przeciwstawiać.Chociażczasami, gdy przypomniałam sobie Leona, gdy Klarawitała „siostrę”, zarzucając mi ręce na szyję… Jakieśdrobne kiełki dawno zapomnianej, głęboko zakopanej,nigdy niepielęgnowanej matczynej miłości próbowały sięprzebić przez skorupę mistyfikacji.To się kiedyś zmieni, tłumaczyłam sobie.Gdy tylkoKlara skończy osiemnaście lat.Tymczasem porzucałamniepokojące myśli i ograniczałam wizyty w domurodziców, by unikać mało komfortowych sytuacji.Biegałam, szukając tematów do gazet, publikowałamkawałki jeden za drugim, ale kasy za tę działalność ledwiewystarczało na jedną czwartą czynszu w mieszkaniuwynajmowanym na spółkę z trzema kumpelami zestudiów i na skromne wyżywienie w barach szybkiejobsługi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed