[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dawali mi wtedy za niego dwieście dolarów.Nikt by się teraz nie domyślił, jaki to był piękny koń.- Zamilkł, ponieważ nie lubił się roztkliwiać.- Trzeba by go dobić - powiedział.- Ma prawo do odpoczynku - upierał się Billy Buck.Ojcu Jodyego przyszła do głowy zabawna myśl.Obrócił się do Gitana: - Gdyby na stokachrosły jaja z szynką, też bym was zatrzymał i wypuścił na pastwisko.Ale nie mogę sobie pozwolićna pasienie was w mojej kuchni.Zaśmiał się do Billy Bucka z dowcipu, gdy obaj ruszyli w stronę kuchni.- Dobrze by byłodla wszystkich, gdyby na łące rosły jajka z szynką.Ojciec szukał sposobu dokuczenia staremu Gitano.Ojciec wypróbował już wiele sposobówna Jodym, dobrze wiedział, jak zranić uczucia chłopca, jak go urazić słowem.- On tylko tak mówi - powiedział Jody.- Wcale nie ma zamiaru zabijać Eastera.On lubiEastera.To jego pierwszy koń.Słońce utonęło za wysokimi górami, na ranczy zrobiło się cicho.Wieczorem Gitano był ja-kiś bardziej swobodny.Wydał dziwny ostry dzwięk i wyciągnął rękę za ogrodzenie.Stary Eastersztywno podszedł bliżej.Gitano klepał chudą szyję.- Podoba ci się? - spytał cicho Jody.- Podoba.Ale to koń do niczego.Usłyszeli bicie prętem w żelazny triangel.- Kolacja! - zawołał Jody.- Chodz na kolację.Kiedy szli w stronę domu, Jody znowu zauważył, że Gitano trzyma się prosto jak młody.Tylko sztywność ruchów i powłóczenie nogami wskazywały, że jest już stary.Indyki ciężko podfruwały na niższe gałęzie cyprysu.Tłuste domowe kocisko szło drogą nio-sąc wielkiego szczura.Ogon szczura wlókł się po ziemi.Na stokach wzgórza przepiórki porozumie-wały się dzwięcznymi okrzykami.Jody i Gitano podeszli pod schody kuchenne; pani Tiflin widziała ich przez siatkę, którą ob-ciągnięta była rama drzwi.- Szybko, Jody! Proszę na kolację, Gitano! Carl Tiflin i Billy Buck już jedli siedząc przydługim stole pokrytym ceratą.Jody wsunął się na swoje krzesło nie ruszając go z miejsca.Gitanostał dalej trzymając w rękach kapelusz, póki Carl Tiflin nie podniósł głowy i nie powiedział: - Sia-dajcie.Trzeba sobie dobrze napchać brzuch przed dalszą drogą.- Carl się obawiał, że może ustąpići pozwoli staremu człowiekowi zostać na ranczy.Szorstkie słowa pomagały mu zapamiętać, że tegonie wolno robić.109 John Steinbeck Kasztanek i inne opowiadaniaGitano położył kapelusz na ziemi i z godnością usiadł.Nie sięgał po jedzenie, więc Carl muje podsunął.- No, jedzcie, jedzcie!Gitano jadł bardzo wolno, krając mięso na drobniutkie kawałeczki i biorąc maleńkie porcyj-ki tłuczonych kartofli na talerz.Sytuacja nie przestawała drażnić Carla Tiflina.- Nie macie żadnych krewnych w okolicy? - spytał.Gitano odpowiedział z pewną dumą w głosie: - Mój szwagier jest w Monterey.I paru kuzy-nów.- Więc możecie mieszkać z nimi, nie?- Urodziłem się tutaj - odparł Gitano z delikatną wymówką w głosie.Z kuchni wyszła matka Jody ego niosąc wielką salaterkę budyniu z tapioki.Carl zakrztusił się ze śmiechu mówiąc jej: - Czy ci mówiłem, co mu powiedziałem? Powie-działem, że jeśliby na stokach rosły jajka z szynką, to mógłby zostać.Wypuściłbym go na nasze pa-stwisko jak starego Eastera.Gitano patrzył w talerz.- Szkoda, że on nie może zostać - stwierdziła pani Tiflin.- No, tylko nie wyskakuj mi znowu z takimi pomysłami - obruszył się Carl Tiflin.Po kolacji Carl Tiflin, Jody i Billy Buck poszli posiedzieć chwilę w sąsiednim pokoju, aleGitano bez słowa pożegnania czy podziękowania wyszedł na dwór.Jody spod oka przyglądał się oj-cu.Ojciec był zacięty i zdecydowany.W okolicy kręci się pełno tych starych paisanos - powiedział Carl Tiflin do Billy Bucka.- Cholernie dobrzy ludzie - bronił ich Billy.- Potrafią pracować w pózniejsze lata niż biali.Widziałem jednego, co miał sto i pięć lat i jeszcze jezdził konno.Nie spotka się białego w tym wie-ku, żeby przeszedł pieszo dwadzieścia albo trzydzieści mil.- Twardzi są, to prawda - zgodził się Carl.- Ty też za nim gadasz? Słuchaj mnie, Billy, i takciężko mi utrzymać ranczę, żeby nie puścić jej w łapy Banku Włoskiego, a ty gadasz o jeszcze jed-nej gębie do żywienia.Rozumiesz chyba, Billy?- Rozumiem, rozumiem.Gdyby pan był bogaty, wszystko byłoby inaczej.- Zwięta prawda, a on ma krewnych, do których może pójść.Szwagier i kuzyni.Tuż obok,w Monterey.Dlaczego ja się mam nim zajmować?Jody siedział cicho i słuchał, i zdawało mu się, że słyszy też łagodny głos Gitana i jednozdanie, na które nie ma odpowiedzi:  Ja się tu urodziłem.Gitano był tak samo tajemniczy jakWielkie Góry.Za wysokimi szczytami są jeszcze wyższe szczyty i za ostatnią widoczną granią, pod110 John Steinbeck Kasztanek i inne opowiadaniasamym niebem, znajdowała się tajemnicza kraina.Gitano był starym człowiekiem, póki się niespojrzało w jego matowe czarne oczy.W głębi tych oczu było coś, do czego nie można dotrzeć.Inie mówił tyle, by można odgadnąć, co się kryje w głębi tych oczu.Jody ego nieodparcie ciągnęłodo starego baraku.Zsunął się z krzesła, kiedy ojciec coś mówił do Billyego, i wyszedł nie zwraca-jąc niczyjej uwagi.Noc była bardzo ciemna i daleko niosła odgłosy zza wzgórza, którym biegła droga.Jodyszedł po omacku ciemnym podwórzem.Z okna baraku padało światło.Ponieważ noc była taka ta-jemnicza, Jody cichutko podkradł się pod okno i zajrzał do środka.Gitano siedział w bujającym fo-telu, plecami odwrócony od okna.Prawą ręką poruszał miarowo tam i z powrotem.Jody otworzyłdrzwi i wszedł do środka.Gitano poderwał się i chwytając kawałek jeleniej skóry usiłował zakryćto, co trzymał.Ale skóra się zsunęła.Jody stał skamieniały patrząc na piękny smukły rapier ze zło-coną rękojeścią.Klinga była cieniutka jak wątły promień ciemnego światła.Rękojeść była pokrytaintarsją i pięknie rzezbiona.- Co to jest? - spytał Jody.Gitano spojrzał na chłopca niechętnymi oczami, podniósł jelenią skórę, która spadła na zie-mię, i owinął dokładnie piękną klingę.Jody wyciągnął rękę.- Mogę to zobaczyć?W oczach Gitana zapalił się zły ogień.Stary człowiek potrząsnął przecząco głową.- Skąd to masz? Skąd to jest?Gitano patrzył mu teraz głęboko w oczy, jakby się zastanawiał, czy odpowiedzieć.- Dostałem to od mojego ojca.- A skąd on to miał?Gitano spojrzał na podłużny pakunek w ręku.- Nie wiem.- Nigdy ci nie powiedział?- Nie.- Co tym robisz? Gitano spojrzał zdziwiony.- Nic.Chowam to.- Mogę obejrzeć?Stary człowiek powoli odwinął błyszczącą klingę i przez chwilę pozwolił jej skrzyć się wświetle lampy.Potem zawinął ją.- Idz sobie.Chcę spać.Zgasił lampę, nim Jody zamknął za sobą drzwi.Wracając w stronę domu Jody już wiedział,wiedział to lepiej niż cokolwiek w życiu, że nie wolno nikomu powiedzieć o rapierze.To byłoby111 John Steinbeck Kasztanek i inne opowiadaniastraszne, gdyby ktoś się o tym dowiedział, zniszczyłoby to jakąś delikatną konstrukcję prawdy.Prawdy, którą unicestwić mogą ludzie.Na ciemnym podwórku Jody minął Billy Bucka.- Rodzice cię szukają - mruknął Billy.Jody wśliznął się do pokoju.Ojciec podniósł głowę.- Gdzie byłeś?- Wyszedłem zobaczyć, czy w nową pułapkę złapał się jakiś szczur.- Czas spać - powiedział ojciec.Następnego dnia rano Jody przyszedł pierwszy na śniadanie.Potem wszedł ojciec, a ostatniBilly Buck.Pani Tiflin wyjrzała z kuchni.- Gdzie stary Gitano, Billy? - spytała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed