[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobimy to w sposób idiotoodporny.Chcę, żebyś."93 Były momenty, gdy wyliśmy jak wściekli, i inne, kiedy śmialiśmy się jakwariaci.Ale cały czas szliśmy naprzód.Umieraliśmy z pragnienia, a o krok od ścieżki była woda.To samo było zjedzeniem.Szliśmy naprzód.Przed nami otwierały się przepaście, groziły nam potwory znajgorszych koszmarów, zdradzali przyjaciele i lżyli wrogowie.Szliśmy naprzód.Sądząc po zaciśniętych szczękach, postawie i bladości, dla Morrolana było tonaprawdę trudne, ale wiedział, że jeśli się zatrzyma, nigdy nie wyruszy ponownie,a jeśli zejdzie ze ścieżki, zgubi się.Ja także to wiedziałem, choć nie wiem skąd.Dlatego szliśmy prosto w lawinę i w zadymkę śnieżną, a Morrolan wybierałdrogę, zgrzytając zębami, gdy ścieżka rozwidlała się lub krzyżowała z innymi.Nie wiem, czy szliśmy tak minuty, godziny czy lata.Większość kamieniomijaliśmy z prawej strony, dzięki czemu ataki rozmaitych stworzeń byłyniegrozne.Zapamiętałem ogłupiałą minę pewnego niedzwiedzia, którego łapaprzeszła przez moją głowę, zamiast ją urwać.Prawdę mówiąc, pojęcia nie mam, jak udaje się przejść przez to upiorstwozmarłym.W końcu musieliśmy zrobić przerwę na odpoczynek i posiłek.Uczyniliśmy totuż przed kolejnym szarym kamieniem.Zjedliśmy w milczeniu - przestałemzadawać głupie pytania, wiedząc, że Morrolan nie odpowie na nie, i wiedzącrównież, że gdy następny raz wzruszy ramionami, wsadzę mu nóż w plecy.Sądzę,że w tym czasie był równie zadowolony z mojego towarzystwa.Po posiłku Morrolan obszedł kamień z lewej strony.Zgrzytnąłem zębami i poszedłem za nim."Trzymasz się, Loiosh?""Ledwie, ledwie, szefie.A ty?""Podobnie.Szkoda, że nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa.choć z drugiejstrony może i dobrze.""Ano."I na tym inteligentna wymiana poglądów się zakończyła.Subiektywnie rzecz oceniając, niedługo potem ścieżka nagle się poszerzyła.Morrolan stanął, spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i ruszył w dalszą drogęznacznie energiczniejszym krokiem.Po kilkudziesięciu krokach drzewa zniknęływe mgle, która z kolei stopniowo rozwiewała się, aż zniknęła.Naszym oczomukazał się wysoki, kamienny łuk z wyrzezbionym nad przejściem łbem smoka.Zcieżka, czy raczej już droga, prowadziła przez ten właśnie łuk pod smoczymłbem.Przeszliśmy pod nim i Morrolan oświadczył:- Kraina Umarłych.Zdziwiło mnie to:94 - Sądziłem, że znajdujemy się w niej od chwili, w której wyszliśmy z rzeki.- To był pas zewnętrzny.Teraz dopiero zaczną się dziwy.95 Rozdział 12 Zacisnąłem prawą dłoń w pięść i powoli zacząłem zbliżać ją do lewej dłoni.Czułemopór, tyle że nie fizycznej natury.To było tak, jakbym wiedział, co muszę zrobić, ichciał to zrobić, ale wykonanie ruchu wymagało pokonania olbrzymiego bezwładu.Rozumiałem dobrze dlaczego - opór stawiał wszechświat nie mający ochoty napodobne traktowanie.Zwiadomość stanowiła niewielką pomoc, jednakże moja rękaporuszała się powoli.Kiedy złączę dłonie, nastąpi połączenie, o które mi chodziło iuzyskaniu którego poświęciłem wszystkie siły.Niepowodzenie było już teraz w pewnym sensie niemożliwe.Mogłem tylko odnieśćsukces albo oszaleć i umrzeć.Moja prawa pięść dotknęła mojej lewej dłoni.Zbliżał się do nas wolnym krokiem Dragaerianin w barwach Domu Smoka zolbrzymim dwuręcznym mieczem na plecach.Na wszelki wypadekprzystanęliśmy, czekając, aż podejdzie.Korzystając z chwili spokoju,przyjrzałem się niebu, a raczej miejscu, gdzie powinno się znajdować, bo nadsobą zobaczyłem jedynie szarość bez żadnych odcieni, kształtów, czy choćbyśladu innych barw.Zastanawianie się, jak wysoko jest ta szarość i czym w ogólejest, wywołało dziwny zawrót głowy, toteż czym prędzej przestałem.Mężczyzna podszedł bliżej.Wyraz jego twarzy nie wydał mi się wrogi, czynawet niemiły.Wątpię, by był zdolny do tego, aby wyglądać przyjemnie - nie przytak wąskich ustach i ostrym podbródku - ale sprawiał wrażenie sympatycznego.Jak na Smoka, ma się rozumieć.Zauważyłem, że oddycha, i nie potrafiłemzdecydować, czy jestem tym zaskoczony, czy nie.Zatrzymał się parę kroków od nas i zmarszczył brwi.- Jesteś człowiekiem - przeniósł wzrok na Morrolana.- A ty jesteś żywy.- Skąd wiesz? - spytałem odruchowo.- Zamknij się, Vlad! - warknął Morrolan, po czym dodał, patrząc naprzybysza: - Mamy misję do wypełnienia.- %7ływi tu nie przybywają.- Zerika - odparł Morrolan zwięzle.Dragaerianin skrzywił się leciutko, lecz przyznał:- Feniks.Specjalny przypadek.- Tym niemniej jesteśmy tu - zauważył Morrolan.- Możecie zostać zmuszeni, by stanąć przed Władcami Sądu.- Po to przybyliśmy.- I będziecie zobowiązani udowodnić, ile jesteście warci.- Oczywiście - zgodził się Morrolan.- Przepraszam, że jak? - wtrąciłem.Przybysz spojrzał na mnie i skrzywił się wyraznie, ale wyjaśnił:- Będziecie musieli walczyć i pokonać mistrzów.- Chory żart! - przerwałem mu z uczuciem.- Zamknij się, Vlad! - powtórzył Morrolan.Potrząsnąłem głową przecząco:96 - Nie zamknę się.Podaj mi jeden rozsądny powód, dla którego mamywywalczyć sobie drogę do Władców Sądu, którzy mogą nas zniszczyć za to, że siętu zjawiliśmy.No, słucham?Zamiast niego odpowiedział obcy:- My z Domu Smoka walczymy, ponieważ sprawia nam to przyjemność.Po czym uśmiechnął się paskudnie i odszedł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed