[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na razie jednak potrzebuje pieniędzy,masę pieniędzy, całe morze.Z jej chaotycznych wynurzeńwyłaniała się jedna prawda: grozi jej wielkie niebezpieczeństwoze strony zorganizowanej szajki, czyhającej na jej życie, jeżelinie da gigantycznej sumy w charakterze okupu, a być możezwrotu części przywłaszczonego przez nią łupu, pochodzącego,jak się wydaje, z handlu narkotykami.Dlatego zainteresowanajest, aby żaden z członków rodziny Mignon nie doczekałgodziny szóstej rano, z wyjątkiem mnie, oczywiście, jeżeliprzystanę na jej warunki.Przyjechała tu już z zamiaremukatrupienia swoich krewniaków, ale nie spodziewała się, żepotrzeba będzie tak szybkiego tempa w działaniu.Niektórezamysły dojrzewały w niej już od dawna.— Mówisz straszne rzeczy, Ewo.Marie-Louise? Nigdybym nie przypuszczał.Przecież ona także nie żyje.— Słuchaj dalej.Narkotyk wywoływał w niej potrzebęmówienia, zwierzania się.Widocznie zażyła większą dawkęniż zwykle, aby nie mieć żadnych hamulców i oporówwewnętrznych.Zapytałam, w jaki sposób zamierza pozbyćsię takiej dużej liczby ludzi, w tym wielu mężczyzn.Roześmiała się cicho, a śmiech jej był przenikliwy,chrypliwy, jak u obłąkanych.Powiedziała, że kilku już nieżyje.Z Denise załatwiła się niepostrzeżenie, już od dawnawiedziała, na jakiej zasadzie działa mechanizm gilotyny.Dziś dostała się za kulisy bez trudności, ale zobaczył jąMarcel.Głupiec posunął się do szantażu.Przyszedł zaraz powypadku i wymógł na niej obietnicę podziału całegospadku.W ten sposób przesądził swój los.Wiedziała odswego kochanka inżyniera, jakie śruby wykręcić, abybaldachim ze zwisem runął mu w czasie snu na głowę.Byłto jeden ze sposobów uśmiercenia któregoś z krewnych,jakie miała w zanadrzu.Gdyby ten zawiódł, Marcel i tak byzginął.Również ów inżynier wystąpił jako konsultant przyopracowywaniu planu zgładzenia Cyryla, który zresztązostał wciągnięty do spółki przy mordowaniu staregoCharles’a.Obiecała mu pomoc w leczeniu, w zaanga-żowaniu lekarzy-specjalistów mających dokonać operacjijego mózgu.Zgodził się zepchnąć wózek ze zwłokami idlatego musiał przede wszystkim zginąć.— A więc to ona udusiła Charles’a Mignona?— Tak.Mówiła o tym ze śmiechem, jak o dziecinnejigraszce, o małej, podniecającej przyjemnostce, dającejprzedsmak rzeczy wielkich.W tym momencie byłam jużzupełnie pewna, że jest obłąkana.Potem wyznała mi, żezaopatrzyła się w laboratorium swego ukochanego wcyjanek potasu, którym już zdążyła uraczyć ciotkę Elizę,wsypując go do jej kropel do oczu, niedwuznacznie dając dozrozumienia, że zamierza dalej robić z niego użytek.— A Alain? Czy jego śmierć też była jej dziełem?— Naturalnie.Tego wieczoru, przed jego powrotem dodomu, uszkodziła wzmacniacz.— A jej brat Paul? Czy zamierzała go oszczędzić?— Do tej fazy zwierzeń między nami nie doszło.Jejwylewność osiągnęła w pewnej chwili kulminacyjny punkt,a potem nagle, zupełnie niespodziewanie nastąpiła w jejzachowaniu diametralna zmiana.Zamilkła, stała sięnieufna, obrzuciła mnie dziwnym, badawczym spojrzeniem.Zrozumiałam, że moje życie wisi na włosku.Najwidoczniejnarkotyk przestał działać.Natomiast do jej świadomościdotarła brutalna prawda, że powiedziała za dużo i że dlawłasnego bezpieczeństwa musi się mnie pozbyć.Gorączkowoszukała sposobu, w jaki to uczynić, ale nie miała nic pod ręką.Wtedy przyszedł jej do głowy szatański pomysł.Zaproponowała mi zejście do podziemi, do terrariów z wężamina uroczystość złożenia ofiary kobrze.— Przecież mogłaś się nie zgodzić.To była z twojej stronyszalona nieostrożność.— Chciałam w jakikolwiek sposób wydostać się z tegopokoju.Myślałam, że po drodze zdołam się jej wymknąć.— No i dlaczego się tak nie stało?— Niestety, Marie miała na mnie zgubny wpływ.Umiałahipnotyzować i węże i ludzi, a ja jej uległam.Wytężyławszystkie siły, całą swą umiejętność i osiągnęła cel.Zawiozła mnie windą do podziemi.Jednakże mojazależność nie trwała długo.Odzyskałam już trzeźwośćumysłu w momencie, kiedy blokowała windę.Na razieudawałam, że znajduję się w transie.Kiedy otworzyłagablotę z kobrą i rzuciła ją w moim kierunku, odskoczyłamgwałtownie w bok i pchnęłam ją na węża_.W ten sposób poraz pierwszy tej nocy zabiłam człowieka.— Zrobiłaś to w obronie własnej.To nie była zbrodnia, ausprawiedliwione działanie, znajdujące całkowiterozgrzeszenie w przepisach kodeksu karnego.— Czasami zastanawiam się, czy jesteś inżynierem,,butologiem”, czy radcą prawnym.W każdym razie maszwszechstronny umysł.— Dziękuję za uznanie.Jak wydostałaś się z podziemi?— Dodatkowym, zapasowym wyjściem.Znalazłam je dośćłatwo, mimo iż pozornie jest całkowicie zakamuflowane.Teraz, kiedy Marie-Louise nie żyła, jedyne zagrożenie dlamnie stanowił major Dalentin, którego bynajmniej nienależało lekceważyć.Byłam więcej niż pewna, że ponowi onzamach na moje życie, i dlatego postanowiłam gouprzedzić.— Chyba nie zamierzałaś go zabić? — zapytałem z trwogą,że śmierć Marie-Louise roznieciła w niej żądzę krwi idalszych ofiar.— Nie — uspokoiła mnie z wdziękiem.— Ale zde-cydowałam się go związać, zakneblować usta i w ten sposóbprzetrzymać do szóstej rano.Tym razem ja omal nie parsknąłem śmiechem.— Ty? Przecież to mniej więcej jakby mucha chciałazaatakować słonia.— Nie jestem tego taka pewna.Wiedziałam jak postąpić.Zabrałam z jadalni strzelbę, jedną z wielu wiszących naścianie.Bałam się tylko, że drzwi do jego pokoju będązamknięte.Ale tak nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed