[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczęła pracować w redakcji  Głosu Młodych jako kierownik działu zagranicznego.Określenie to brzmiało bardzo dumnie - w rzeczywistości Maria musiała starczyć na cały ów dział.Wyjazdów za granicę było wówczas niewiele.Nale\ało uzyskać od ka\dej młodzie\owej delegacjiwracającej z podró\y do innych krajów jakiś ciekawy materiał.Polubiła tę pracę i dawała sobie znią radę coraz lepiej.Znajomość języków okazała się istotnie bardzo po\yteczna.Chocia\ bowiemrzadko i nieregularnie pojawiała się w redakcji prasa zagraniczna - najczęściej zresztą radziecka -często udawało jej się wyłowić coś przydatnego dla  Głosu Młodych.Języka rosyjskiego nieznała, lecz pomagał jej chorwacki.Oswoiwszy się nieco z Warszawą i z redakcją  Głosu Młodych , postanowiła jechać doKrakowa.Wysłała do siostry telegram:  Wszystko dobrze jestem zdrowa do zobaczenia środa.Nie podała godziny przyjazdu.Baga\ miała niewielki, tylko torbę podró\ną.Dworzec krakowski,jak zapewniali nowi znajomi, funkcjonował całkiem normalnie.Tyle \e dniem i nocą przewalałysię po nim tłumy.Ale to było na wszystkich dworcach w kraju.Maria nie podała orientacyjnej godziny przyjazdu.Siostra jest na urlopie macierzyńskim, jejmą\ w pracy - po có\ ktoś z nich ma tracić czas wyczekując na dworcu? onadto chciała sama prze\yć spotkanie z miastem rodzinnym.Z kiastem szczęśliwego dzieciństwa i pierwszych,pogodnych lat młodości.Tu było całkiem inaczej ni\ w zdruzgotanej Warszawie.Wszystko przetrwało na dawnymmiejscu: ulice i place, Brama Floriańska i Planty, Kościół Mariacki, Rynek i Wawel.Rozglądała sięwokół z niedowierzającym zdumieniem.Widok tak bardzo kochanego miasta, które ocalało,sprawił radość, a zarazem ból.Przywodził na myśl ludzi, których nie ma i nigdy ju\ nie będzie -zwłaszcza matkę i ojca.Z bijącym sercem stanęła przed wejściem.Mosię\na tabliczka z poczerniałym od starościnazwiskiem i tytułem naukowym ojca była jak pamiątka z innej epoki.Nie po raz pierwszy Mariaprzekonywała się o trwałości martwych przedmiotów, których istnienie często jest znacznie dłu\szeani\eli \ycie ludzkie.Nacisnęła guzik dzwonka.Furtka otwarła się.Ktoś stanął na tarasie.Zośkanie od razu poznała siostrę.Przez chwilę patrzyła, jakby nie wierząc własnym oczom.Potemkrzyknęła coś nieswoim głosem, zbiegła po schodkach i rzuciła się Marii na szyję.Splecioneramionami, obydwie płakały i śmiały się na przemian wśród bezładnych wykrzykników.Z głębiogrodu dobiegł płacz niemowlęcia.Dopiero wtedy Zośka oprzytomniała nieco i wypuściła siostrę zuścisku.- Moja malutka się odzywa.Chodz, zaraz ją zobaczysz.- Ale ja przecie\ prosto z pociągu!- To nic.Nie będziesz jej całować ani brać na ręce.Upomina się o swoje.Muszę jąnakarmić.- Moja Hanulka - powiedziała czule Zośka przewijając niemowlę.- Dostała imię napamiątkę naszej mamy.Bardzo dobre dziecko.Je i śpi jak nale\y.W nocy prawie jej nie słychać.- A gdzie Krzyś? - rozejrzała się Maria.- Jak to gdzie? W szkole.To przecie\ ju\ stare chłopisko! Zobaczysz go niedługo.Bardzojesteś głodna? - zatroszczyła się Zośka.- Mo\e coś teraz przekąsisz do herbaty, a obiad zjemy,kiedy Andrzej przyjdzie? Powinien być za godzinę.Czemu nie napisałaś, którym pociągiemprzje\d\asz? Ktoś z nas byłby wyszedł na dworzec!- Wiedziałam, \e jesteście zajęci.Pociągi się przecie\ teraz spózniają.- Te\ prawda.Ale jak sobie dałaś radę z baga\em?- Mam tylko torbę.Rzeczy zostawiłam w Warszawie.Niebawem wrócił ze szpitala mą\ Zośki, ze szkoły jej synek.Siostra pozostawiła ich troje ipobiegła do kuchni, aby przyspieszyć Obiad.Nowy szwagier pozyskał od razu sympatię Marii.Z listów siostry wiedziała, \e jestlekarzem wojskowym.Przygotowana była na spotkanie z człowiekiem stanowczym i szorstkim, o energicznych ruchach i donośnym głosie.Tymczasem Andrzej Gostowski był małomówny iłagodny.Z twarzy przypominał nieco Marii Wiktora Dalewicza.Pochodził ze Lwowa.Przeszedłcię\kie koleje losu podczas wojny, nim zza Uralu trafił do I Armii, a potem odnalazł rodzinę.Zośka poznała go przed wojną na jakimś balu medyków.Odnalezli się jednak dopiero w tysiądzdziewięćset czterdziestym piątym roku, kiedy Andrzej pracował w wojskowej słu\bie zdrowia naterenie Krakowa.Ujmujący był stosunek Andrzeja do obojga dzieci, widać było zresztą, \e małylgnie do niego jak do rodzonego ojca.Doktor Gostowski usprawiedliwiał się przed szwagierką: -Wiem, \e właściwie z mojej winy zrobił się w domu taki tłok.Mój brat ju\ stąd wyjechał na studiado Poznania.Ale wcią\ jeszcze jest matka i obie siostry.Dlatego będzie ci z początku niewygodniew tej ciasnocie.To się zmieni.Moja matka bardzo chce przenieść się do Wrocławia, a teraz tam ju\trudno o przyzwoite, obszerne mieszkanie.Aatwiej byłoby w Jeleniej Górze albo w Wałbrzychu.Ale o tym mama nie chce słyszeć.Trzeba to zrozumieeć: jest lwowianką, a we Wrocławiu zrobiłasię teraz filia Lwowa.- A gdzie są twoje siostry?- Jedna w biurze.Tam te\ jada obiady.Druga na wykładach na uniwersytecie, wróci dziśpózniej.Na pewno się polubicie - zapewniał.- Zresztą to kwestia czasu, chyba ju\ niedługo.- Andrzej! - Maria wykorzystała chwilową nieobecność siostry.- Ja wolę zostać wWarszawie, nie tutaj.Wszystko ci wytłumaczę - dodała widząc jego zdumioną minę.- Zosi na razienic nie mów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed