[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Klimat był, w istocie, więc Klara nieprotestowała.Fałszywa skromność to obrzydlistwo.Nawet jeśli chodzi o dom.- Chcecie się najpierw rozlokować, czy siądziemy i napijemy się czegoś, zjemy?- Trochę się rozlokujemy - zarządziła Marianne, która była małą pedantką.- A potemto my przygotujemy kolację.Przywieźliśmy smakołyki.Co stacja paliw, to zmienialiśmy lódw lodówce.Mamy nawet ostrygi!- Może zaprosimy Bogusię i chłopców? - zaproponowała babcia.- Przytargaliśmyzapasy jak dla pułku wojska.Te jej dzieci już przyjechały?- Mają być pojutrze.- Do pojutrza ostrygi nie wytrzymają.Bogusia, Kazio, Egon, Erwin i Jacek.- I Kinia z Miniem.Nie wiem, czy Jacek nie ma jakiegoś dyżuru w szpitalu.- No to sprawdź.Ronan, ty się bierz za ciężkie rzeczy, a my z dziewczynkamizorganizujemy przyjęcie na tarasie! Trzeba korzystać z resztek słońca i pogody!Tak pogoniony Ronan poszedł do auta po bagaże, a kobiety zajęły się znoszeniem iumieszczaniem w lodówce albo na półmiskach istnych gór smakołyków.Pajton robił, comógł, żeby pomóc wszystkim naraz.To cud, że uniknął rozdeptania.Późnym popołudniem stół na tarasie zastawiony był francuskimi smakołykami.Głównie były to ryby i owoce morza.Nie zabrakło też bretońskiego ciasta kouign amann ikilku wybitnie woniejących lokalnych serów.Szampan, wina i cydr dopełniały całości.Goście zjawili się, chociaż nie w komplecie.Nie było Jacka, ale nikt poza Klarą nieodczuł jego nieobecności.Rozmawiano po polsku, francusku i angielsku, więc na tarasiezrobiła się istna wieża Babel.Bracia EE ponownie zrobili jak najlepsze wrażenie naMarianne, której podobali się już podczas swego pobytu na wyspie.Teraz wyraźnie patrzyłana nich pod kątem przydatności któregokolwiek z nich do skompletowania z Klarą.Niestety,wyglądało na to, że obaj się nadają.Klasyczne embarras de richesse!- Claire.nie, Klara.już nie wiem, jak do ciebie mówić! - Siostry zostawiły nachwilę towarzystwo i udały się do kuchni po sery.Zabezpieczyły je uprzednio porządnie, nauczone widokiem Pajtona.jakiś czas temuszczeniak, wskoczywszy po fotelu na stół, omal nie udławił się ostrygą, którą usiłowałpochłonąć razem z muszlą.Sery stały wysoko, przykryte kloszem, a wszystkie krzesła i stołkibyły na wszelki wypadek z kuchni wyniesione.- W Polsce jestem Klara.A ty Marianna.Albo Maryśka.Chcesz być Maryśka?- Kto by nie chciał.Patrz, jak to dobrze, że babcia nas tresowała w tym polskim.Słuchaj, ładnie tu, postanowiliśmy z Ronanem, że przyjedziemy do Polski w podróż poślubną.Pomożesz nam wybrać trasę.- Jasne.A kiedy się pobieracie?- Wiosną.Nie tęsknisz do Hervé?- Jakoś nie.Weźmiemy ten klosz na taras?- Weźmiemy, bo inaczej ptaki z drzew pospadają.Strasznie śmierdzi ten jeden.Musibyć przykryty.Ale jest boski, próbowałam.Wiesz, mnie się nawet wydaje, że to dobrze.Przepraszam cię najmocniej.Dobrze, że on cię rzucił.Jakiś taki on był.meduzowaty.Czy jaranie twoje uczucia?- Nie ranisz, nie.Mnie też ulżyło.Aż się sama zdziwiłam.Ale wy z Ronanem.- My z Ronanem wprost przeciwnie niż wy.On ma duże zdolności.tego, jak to sięmówi.dyplomatyczne.- To świetnie, bo ty jesteś trochę wariatka.- Oj tam, od razu wariatka.Ma się temperament.Ty też masz, znam cię.Który z nichdwóch?- O co ci chodzi?- O braciszków.Obaj na ciebie lecą.- Teraz się mówi inaczej.Mam branie u nich.Ale nic z tego.Lubię ich i to wszystko,na co mnie stać.Chodźmy do gości.- Już idziemy.A nie masz mi za złe, że ci babcię przywiozłam?- Nie wygłupiaj się.Bardzo się cieszę z babci.Ona zawsze tęskniła za Starym Krajem,nie?- Chyba tak.W drodze świergotała cały czas jak skowronek.Ach, i żałuj, że niewidziałaś mamy ostatnio.Rozkwitła jak kwiat paproci.Ojciec ją chyba podrywa czy coś.Klara pomyślała, że chyba w tej sytuacji nikt już na nią specjalnie w tej Bretanii nieczeka, ale nie wyrwała się z tym stwierdzeniem.Sama wiedziała, że było głupie.* * *Kolejne dni życia, które Ilse spędzała jako małżonka Theo Bahlowa, mijałybeznadziejnie jednakowo.Mąż, jak wiemy, zajmował się głównie firmą, której po rokupraktyki został prezesem i właścicielem (teściowie mogli wreszcie spokojnie prysnąć wwymarzoną podróż po Europie).Ilse, co też wiemy, nie pracowała, bo małżonek sobie tegonie życzył.Zajmowała się więc domem, co ją śmiertelnie nudziło.Nie miała przyjaciółek odserca ani z czasów studenckich, ani szkolnych, nie miała sąsiadek w zbliżonym wieku.Odwiedzała czasami dziadków, a czasami mamę i brata.Co jakiś czas szła z mężem na jakieśpotwornie nudne przyjęcie albo urządzała potwornie nudne przyjęcie w domu.Theo życzyłsobie utrzymywać przyjazne kontakty z różnymi ludźmi, na których zależało mu zawodowo.Trzeba to było znieść z godnością.Kiedy była sama w domu, bawiła się lalkami.Stawiała je naprzeciwko siebie i w ichimieniu wygłaszała długie monologi albo komponowała dialogi.Od czasu do czasu pojawiałsię w nich temat Lebensbornu i całej reszty.Niestety, lalka Elżunia, najstarsza, pamiętającaczasy piosenki o Boleradzu, góry Dorotki i tacimka, sama z siebie nie chciała nic powiedzieć.A Ilse nie pamiętała wielu rzeczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed