[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była wściekła na to, co się wydarzyło, ale jednocześnie smutna,bo straciła wizję siebie, jaką miała kiedyś.A ostatnio, gdy jejdni wypełniały jedynie spacery z chaty do ogrodu i z powrotem,smutek zdawał się zwyciężać.Pokora Sitha.Zdumiewające zjawisko, którego właśniebył świadkiem.Jej zbroja się stopiła, obnażając to, co było podspodem.Czy możliwe, że nie każdy Sith na Kesh urodził sięzły?Gniew Ori z powodu wydziedziczenia wydawał się.całkiem normalny.Nie większy niż jego, gdyby się znalazł wpodobnej sytuacji.Nie była to furia, która niszczyła cywilizacjedla sportu.Nie była typowa dla Sithanki.To przykre, że największe nieszczęście w życiu Orisprawiło, iż stała się dla niego bardziej atrakcyjna.Rezerwa,którą sobie wypracował, opadła nagle tamtego wieczoru nabrzegu rzeki.Potrzebowała go, a od tak dawna nie czuł się nikomupotrzebny.Na istoty bez znaczenia nie było chętnych, ani wpuszczy, ani nigdzie indziej.Za to ryzyko zawsze towarzyszyłoszczęściu.Popatrzył na północ.Pomiędzy wzgórzami a chmuramiwidniało wąskie pasemko światła.Znowu pojawią się zorze.Niebawem nocą północneniebo będzie jak w ogniu.A wtedy nadejdzie czas.Przyjrzał się szopie i zaczął obliczać, na jak długo będziemusiał opuścić farmę.Niebezpiecznie byłoby pozostawić tu Ori na czas jegonieobecności.Będzie musiała odejść.A on nie mógł na to pozwolić.161 ROZDZIAA 4Odszedł o świcie, z długą tyczką hejarbo w dłoni,służącą do pchania tratwy w górę rzeki.Ori straciła swój dotychczasowy spokój i wystąpiła zpretensjami.Czy to ważne, czego potrzebują jego klienci najesienne uprawy? Co on jest winien tym ludziom? Wszystko, codostawał za swoją pracę, to kilka przedmiotów, których nawetnie może wyegzekwować.Jelph, patrząc na pokryte dżunglą wzgórza i na niebo,twierdził, że ma jeszcze inne zadania prócz tych, o którychwiedziała.Ori wydrwiła go, ale potem było jej przykro.Martwiło ją to nawet teraz, kiedy wracała z dwiema pułapkami,które zastawił na gryzonie na skraju lasu.Jelph nie gniewał sięna nią, ale i tak odszedł, pomimo jej próśb i błagań.Nie podobało jej się to.Był lekarstwem, któregopotrzebowała; dzięki niemu cały ból serca gdzieś znikał.Przeztak dużą część życia była zależna od stanowiska swojej matki,że kusiło ją, by teraz złożyć swoje życie w jego ręce.Niestety,wciąż potrafił jej odmówić.Nie miała już władzy nad nikim.A nie mogła bez niego żyć.Bez Jelpha nie miała nikogo.Tylko Shyna.Dostrzegła tylne drzwi do stodoły zkompostem.Były uchylone, aby umożliwić dostęp powietrza.Nawet uvak nie powinien mieszkać w takim miejscu, chociaż tośmierdzący gatunek.Odetchnęła głęboko i podeszła bliżej.Większość dnia zajęło jej sprawdzanie i opróżnianie pułapek, wktórych znalazła kilka szkodników, wykorzystywanych przezJelpha do uzupełniania diety.Ohyda.Jeśli zobaczy uvaka,przynajmniej przypomni sobie, że wciąż istnieje wolność, że162nadal ma szansę na.Zmrużyła oczy.Coś się działo w Mocy.Upuściłapułapki, pobiegła do stodoły i otworzyła szeroko rozchwianedrzwi.Shyn nie żył.Wielkie zwierzę leżało w kałuży krwi na klepisku; najego długiej, złocistej szyi widniały wypalone głębokie rany.Natychmiast je rozpoznała, włączyła miecz świetlny i rozejrzałasię po budynku.- Jelph! Jelph, jesteś tam?Ale stodoła była pusta, jeśli nie liczyć kilku narzędzi naścianach i wielkiej kupy nawozu przy wejściu.- Powiedziałem ci, że ją tu znajdziemy - rozległ sięmłody męski głos z zewnątrz.- Idz za smrodem.Ori wyszła na zewnątrz z uniesioną bronią.Bracia Luzo,jej rywale w korpusie Mieczy, stali przy swoich uvakach.Flen,starszy, uśmiechnął się ironicznie.- Za smrodem porażki, chciałeś powiedzieć.- Szukasz śmierci, Luzo? - Wystąpiła naprzód, nieokazując lęku.Bracia nie poruszyli się.Sawj, młodszy, zachichotał.- W tym tygodniu zabiliśmy dwóch Arcylordów.Niezamierzamy sobie teraz brudzić rąk niewolnikiem.- Zabiliście mojego uvaka!- A, to co innego - odparł Sawj.- Może o tym nie wiesz,ale my, Miecze, mamy obowiązek utrzymywać porządek.Niewolnik nie może mieć uvaka!Kipiąc nienawiścią, ruszyła przed siebie, gotowa się nanich rzucić - ale Flen Luzo odwróciłsię spokojnie do swojego wierzchowca.- Handlarze powiedzieli nam, że lubiłaś tu przyjeżdżać -rzekł, otwierając torbę przy siodle.- Jesteśmy tu, by dobić targu.Rzucił do jej stóp dwa zwoje.163 Ori uklękła i obejrzała pieczęć na pergaminie.Rozpoznała herb swojej matki, wzór znany tylko jej i członkomnajbliższej rodziny.Taką pieczęć stosowano, aby potwierdzićautentyczność testamentu.Rozwinęła zwój i stwierdziła, że wpewnym sensie jest to testament.- Tu jest napisane, że mama spiskowała z Dernasem iCzerwonymi, aby zabić Wielkiego Lorda! - warknęła.- A na drugim, że spiskowała z Pallimą i jego ludzmi -odparł Flen, szczerząc zęby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]