[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W żadnym razie nie chcę ichprzypominać.Zapewne za wiele wymagam od Richiego.Mimo to.Nagle poczuła się całkiem bezradna, niepewna słuszności własnego postępowania.Po dłuższej chwili zwróciła się w stronę syna.- Obiecujesz, że więcej sam nie wezmiesz samochodu? - spytała.- Ze jeśli będzieszchciał się przejechać, powiesz mi o tym, nawet gdybyś miał mnie obudzić w środku nocy?- Obiecuję - wykrztusił Richie.- Twój wybryk mógł nas wpędzić w bardzo poważne kłopoty, gdyby, nie daj Boże,wydarzyło się coś złego.- Tak, wiem, mamo.Naprawdę cię przepraszam.- I obiecujesz też, że nie będziesz pił, póki nie jesteś pełnoletni?Potaknął skinieniem głowy.Carolina spojrzała uważnie na syna.Musiała mu wierzyć.- No, dobrze.A więc wracajmy do nauki.Teraz pojedziemy do sklepu.Richie wrzuciłwsteczny bieg, wycofał i ruszył polną drogą - równie gładko jak poprzednio.- A właściwie, jakim cudem tak dobrze ci idzie? - spytała, gdy znów zatrzymał przyPump House Road.- Czy tak wiele się nauczyłeś, tylko nas obserwując?- Ja.to znaczy.- Urwał i w milczeniu ruszył przed siebie.Było oczywiste, że nadalcoś ukrywa.- No, już, Richie.Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć, cokolwiek by to było.Ostatecznie zawarliśmy układ, a jego częścią jest bezwzględna wzajemna szczerość.- Rzecz w tym, że ja obiecałem.- Co takiego obiecałeś?- O rany! - jęknął Richie głucho.- Co obiecałeś?- Obiecałem wujkowi Mattowi, że nie pisnę słowa ani tobie, ani tacie - wyrzuciłw końcu z siebie Richie.- A o czym mianowicie miałeś nam nie mówić?- Ze wujek.że wujek pozwalał mi prowadzić samochód u siebie w Connecticut, kiedy przyjeżdżałem do niego na weekendy.- Chcesz powiedzieć, że Matt pozwalał ci prowadzić swojego wielkiego landrowera?- Uhm.A także pikapa.- I pikapa.- To się niczym nie różni od prowadzenia dżipa, mamo - stwierdził autorytatywnieRichie, wjeżdżając na szosę i kierując się w stronę sklepu.Jasna cholera, zaklęła w duchu.Powinnam się była domyślić.Cóż, czy chcę czy nie,dzisiejszego wieczoru będę musiała przeprowadzić poważną rozmowę ze swoim braciszkiem! Rozdział 12Carolina krzątała się pilnie po kuchni, gdy usłyszała, jak samochód brata wjeżdża napodjazd.Chwilę pózniej trzasnęły drzwi z siatką - to Richie wybiegł przed dom, by powitaćMatta i Thada.Uśmiechając się z zadowolenia, owinęła sałatkę z homara folią i wstawiła do lodówki,by przekąska się schłodziła, po czym wyjęła butelkę szampana.Cieszyła się niezmiernie, żeRichie tak bardzo lubił - nie, właściwie miał bzika na punkcie Matta i Thada, i że jej brat orazjego partner tak ciepło traktowali jej syna.Było to tym bardziej cenne, że poza bratem Lyonwłaściwie nie miał żadnych bliskich krewnych, Matt zaś był jedyną rodziną Caroliny.- Cześć, siostrzyczko.- Matt z rozmachem wkroczył kuchennymi drzwiami.- Witaj, skarbie - odrzekła, napełniając jednocześnie lodem wiaderko do chłodzeniaszampana.Matt cmoknął ją w policzek.- Musisz być jasnowidzem - stwierdził.- A to czemu?- Bo jakimś cudem odgadłaś, że mam ze sobą butelkę bąbelków.- Przywiozłeś szampana na własne przyjęcie urodzinowe? - zdziwiła się Carolina.- Jasne, czemu nie? Chciałem, żebyśmy należycie uczcili to święto.- Pokaż więc, co przywiozłeś.Matt wyciągnął przed siebie butelkę, którą chował za plecami.- Cristal! Mój ulubiony veuve clicquot może się przy nim schować!- Wypijemy oba - odrzekł Matt ze śmiechem.- Ostatecznie to moje urodziny!Zaczniemy od tego, a skończymy na twoim.- Niech tak będzie.Jest już schłodzony?- Jasne.Przywiozłem go w torbie termoizolacyjnej.- Oczywiście, powinnam była od razu zgadnąć.Zawsze przezornyi samowystarczalny.Czemu jednak wykosztowałeś się na coś tak niebywale ekskluzywnego?- Cóż, prawdę mówiąc, nie kupiłem tego szampana - wyznał z uśmiechem Matt.- Toprezent od Sybil Conroy.Przysłała mi całą skrzynkę.- Chyba żartujesz? Toż to prawdziwie królewski podarunek! Choć oczywiście ją na tostać.A jak tam prace w ogrodzie?- Wszystko przebiega świetnie - pochwalił się Matt.- Opracowaliśmy już nawet plany na przyszłą wiosnę.Sybil marzy o poważnych zmianach.- Ma szczęście, że znalazła ciebie i Thada - powiedziała Carolina.- A gdy już o tymmowa, gdzie podział się Thad? I Richie?- Pojechali do sklepu - wyjaśnił Matt.- Thadowi skończyły się papierosy.- A więc zostawił cię samego, żebyś pomógł mi przygotować przyjęcie - mimo żejesteś dziś dostojnym jubilatem?!- Sam go wysłałem, bo chciałem pobyć tylko z tobą.- Rozumiem więc, że akupunktura nie pomogła mu zerwać z nałogiem.- Wytrzymał bez papierosa zaledwie parę tygodni.- Matt potrząsnął z rezygnacjągłową.- Bardzo chciałbym, żeby udało mu się rzucić palenie, ale nie zamierzam z nimwalczyć.Carolina spojrzała na brata z uśmiechem.- Zapewne żadne z nas nie powinno wyrażać sądów w tej sprawie.Ostatecznie jeszczeniedawno oboje kopciliśmy jak lokomotywy.- No właśnie - zgodził się Mat.- Tym bardziej że wszelkie perswazje tylko zaostrzająkonflikt, a do niczego nie prowadzą.No, dobrze, daj mi tę butelkę.Zaczniemy świętować wedwoje.- Zwietnie - ucieszyła się Carolina.- Może usiądziemy na zewnątrz?- Jasne.- W takim razie idziemy z kieliszkami nad staw.Oboje rozsiedli się na leżakach.Matt nalał im po kieliszku szampana, po czympostawił wiaderko z lodem i butelką na kamiennym patio.- Nasze zdrowie! - Wzniósł toast.- Wszystkiego najlepszego! - odrzekła Carolina.Stuknęli się kieliszkami, a potemznowu opadli na leżaki.- Cieszę się, że Richie i Thad pojechali do sklepu - przyznała się Carolina - bochciałam z tobą porozmawiać w cztery oczy.- No to wal.- Dzisiaj rano Richie jezdził ze mną samochodem.- Super - stwierdził Matt.- I jak mu poszło?- Myślę, że sam mógłbyś z powodzeniem odpowiedzieć na to pytanie - odrzekła,patrząc bratu prosto w oczy.- Co.?- Nie baw się ze mną w tanie gierki, Matt - powiedziała Carolina.- Wiem, że pozwalałeś mu prowadzić samochód na swoim terenie.Nie chciał się do tego przyznać, boobiecał ci, że nie piśnie słowa, ale w końcu to z niego wyciągnęłam.Matt wypił potężny łyk szampana.- Przepraszam, siostrzyczko - odezwał się po chwili cichym głosem.- Masz święte prawo być na mnie wkurzona, ale chłopak tak bardzo chciał prowadzić.Pomyślałem więc, czemu nie? Mój teren jest wprost wymarzony do nauki - żwirowe alejkiprowadzące do szklarni i puste, leśne trakty.- Powinieneś był mi o tym powiedzieć - fuknęła Carolina.- A raczej zapytać mnieo zgodę!- Wiem, że tak właśnie należało postąpić.Ale ostatecznie doszedłem do wniosku, żenie robię nic złego.- Ja jestem jego matką, Matt.Dlatego nie należało z nim spiskować za moimi plecami.Nie w tak poważnej sprawie.Skinął głową.- To już się więcej nie powtórzy - zapewnił.- Obiecuję.Carolina zauważyła smutek natwarzy brata i natychmiast złagodniała.- To, co zrobiłeś dla Richiego, było naprawdę wspaniałe i bardzo doceniam twój gest.Tyle tylko, że powinieneś mi o tym powiedzieć.- Wypiła łyk szampana, po czym znówspojrzała na Matta.- Czy Richie mówił ci, że podkradał mi samochód, gdy spałam?- Co takiego?! Chyba żartujesz! Pokręciła zdecydowanie głową.- Nie.Sam się do tego przyznał.Robił tak za każdym razem, gdy tu przyjeżdżaliśmy.- Jeeezu - jęknął Matt [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed