[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raj jestprzeznaczony dla dorosłych.Musisz urosnąć, pobyć z tatusiem i ciocią Egle.Chyba nie chcesz zostawićmnie samej, prawda, kochanie?Sara potrząsnęła głową.Potem z błyskiem w oczach spytała niecierpliwie: - Wezmiesz mnie do siebie?Rozumuje z typowo dziecięcą logiką, pomyślała Chiara.Skoro ciotka nie lubi być sama, powinna zabraćją do Padwy.Była wdzięczna Egle, że wykazala tyle inteligencji i delikatności.- Oczywiście, że wezmę cię do siebie.Ale jeszcze nie dzisiaj.Dziś wrócę do domu, przygotuję pokójpełen zabawek, a za kilka dni przyjadę po ciebie, zgoda? Bądz grzeczna i czekaj na mnie.- Tak.Chiara popatrzyła na Marca i ujrzała na jego twarzy wyraz odprężenia.Zapomniała niemal o jegoobecności, tak była zaprzątnięta obserwowaniem reakcji Sary, i teraz miała wyrzuty sumienia.Z innychpowodów córka również nie zwracała na niego uwagi, zupełnie jakby go nie było.Chiara pomyślała zesmutkiem o tym, jak wielka musi być jego samotność i poczucie winy.Nie przypuszczała nigdy, że możeżywić do Marca tego rodzaju uczucia, i w chwili gdy zdała sobie z tego sprawę, z głębi pamięci wyłonił się mężczyzna, którego kiedyś tak bardzo kochała: prowokujący, dynamiczny.Gdzie podziała się jegopewność siebie, jego siła? Przeniknęło ją przejmujące poczucie straty.Ciocia Egle wyjęła z torby prezent dla Sary: paczuszkę zawiniętą w kolorowy papier.Sara zaczęła jąobracać w rękach z grymasem bólu na buzi, który sprawił, że Chiara natychmiast powróciła dorzeczywistości.Wyglądało to tak, jakby coś powstrzymywało małą przed rozwinięciem pakunku.Zachęcana przez ciotkę, która uśmiechała się niechętnie, zdecydowała się wreszcie ostrożnie otworzyćpaczuszkę.Gdy zobaczyła, że w środku jest przepaska na włosy, cała w małe motylki, odetchnęła głęboko w sposób,który wydał się Chiarze nieuzasadniony i przesadny.- Och, jaka śliczna! -wykrzyknęła dziewczynka, dotykając w zachwycie motylków.- Zawsze przepadała za takimi przepaskami - wyjaśniła ciocia Egle i zwróciła się z uśmiechem do Sary: -Chiara pomoże ci ją założyć.Chiara jest twoją przyjaciółką i bardzo cię kocha, wiesz?- Pojedzie z nami?- Nie, zostanie tu z tobą, a ja zajmę się przygotowaniem pokoju dla ciebie.- Nie podoba mi się tu.Chiara zauważyła, że Marco spuszcza wzrok i garbi się.- Mnie też nie - wtrąciła się do rozmowy.- Lecz musimy zostać w instytucie, dopóki pokój nie będziegotowy.- Dokładnie tak - dorzuciłaEgle.- Ale wy jesteście niemądre.Ja jestem zachwycona tym, co tu widzę.Saro, dlaczego nie zabierzeszmnie na spacer? Chcę się przekonać, czy rzeczywiście jest tak brzydko, jak mówisz.Dała znak Chiarze, żeby na nią zaczekali, wzięła małą za rękę i oddaliły się obie.Marco pierwszy przerwałmilczenie.- Za chwilę, kiedy zaczniemy się zbierać do odjazdu, małej będzie bardzo przykro - powiedział.- Nie, jeśli będzie miała pewność, że ciocia po nią wróci.Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.Egle jest wspaniała i świetnie potrafi nawiązać z Sarą psychiczny kontakt.- Czy nie sądzisz, żemoglibyśmy wysłać małą do Padwy? Sama mówiłaś, a Sara wcale tego nie ukrywa, że nie znosiinstytutu i nie potrafi się przyzwyczaić do warunków, jakie tu panują.- Niestety, nie potrafi się przyzwyczaić jeszcze do wielu innych rzeczy.Ja też zastanawiałam sięwielokrotnie, czy nie byłoby jej lepiej u ciotki, ale doszłam do wniosku, że nie jest to najszczęśliwszypomysł Sara potrzebuje w równym stopniu miłości i opieki, a opiekę specjalistów zapewnić może tylkoinstytut.Marco spojrzał jej prosto w oczy.- Wiele lat temu to samomówiono o tobie, a jednak opuściłaś  Dom Spokoju - stwierdził obojętnym tonem.Chiara odwzajemniłaspojrzenie.- To prawda, ale po naszym rozstaniu trafiłam do innej kliniki.To był jedyny sposób, żeby postawićmnie na nogi - odparła spokojnie, jakby dotyczyło to kogoś innego.- Przepraszam.Przez całe życie zaciągałem długi i teraz muszę je wszystkie spłacić.Marco wydawał się zrozpaczony.- Nie powinieneś myśleć już o tym, co się stało.- Chiara położyła mu rękę na ramieniu.- Twojaprzyszłość to Sara.I nie trać nadziei.Ma tylko cztery lata, na pewno wyzdrowieje. Egle i Marco wyjechali dwie godziny pózniej i jak przewidywała Chiara, dziewczynka zniosła dośćdobrze rozstanie z ciotką.Chiara zabrała ją do gabinetu i posadziła sobie na kolanach; po raz pierwszymała zdawała się bez zastrzeżeń akceptować jej bliskość.Poprosiła Sarę, aby pokazała jej przepaskę, którą trzymała w dłoni, po czym na temat każdego motylka napoczekaniu zaczęła wymyślać jakąś bajkę.- Jeszcze - poprosiła mała,kiedy Chiara skończyłaopowiadać.W porze kolacji Chiara, której wyczerpały się już pomysły, zadzwoniła do opiekunki, poprosiła oprzyniesienie posiłku małej Zambiasi do swojego gabinetu, nakryła kawałek biurka i patrzyła, jak Sara je,powstrzymując się siłą przed wzięciem jej na kolana i nakarmieniem.- Czy mama mot.motylków umarła? - zapytała Sara, kiedy Chiara obierała jabłko.- Odleciała, kochanie.- Do nieba?- Tak, do nieba, jest tam z twoją mamą i cieszy się, że jej dzieci są z tobą, w twoich włoskach.- A gdzie ja jestem?- Tutaj, ze mną, Saro.Wkrótce będziesz z tatusiem i ciocią Egle.- Czy mama jest zadowolona?- Oczywiście, bo jesteśgrzeczną dziewczynką.Przecież ciocia powiedziała ci, że mama patrzy na ciebie z nieba i kocha cię.Ateraz zjedz jabłko.Sara włożyła automatycznie do ust kawałek jabłka i Chiara odniosła wrażenie, że mała chce zapytać ją ocoś bardzo ważnego.Zamilkła jednak, marszcząc brwi i najwyrazniej usiłując sama sobie odpowiedziećna jakieś dręczące pytanie.Nic już nie dodała, nie zaprotestowała też, gdy Chiara odprowadziła ją dopokoju, pocałowała na dobranoc i wycofała się na korytarz.Wróciła do domu o dziesiątej.- Coraz lepiej! - zawołała na powitanie matka.- Szkoda, że nie możesz wyjść za mąż za instytut!Poszła za nią do łazienki, poczekała, aż Chiara umyje ręce, zdejmie buty i włoży kapcie.- Przygotowałam dla ciebie spaghetti, ale teraz zrobiła się z nich papka - gderała.- Nie szkodzi, mamo, na pewno są pyszne - zapewniła ją Chiara.Nie pozostawało jej nic innego, jak usiąść w kuchni naprzeciwko matki i zacząć jeść z apetytem, aby niesprawić jej przykrości.- Dzwoniła Giovanna, prosiła,żebyś się do niej odezwała.Ona uważa, że stanowczo za dużo pracujesz.Praca, praca, praca, co to zażycie?- Mamo, dokonałam wyboru i taki tryb życia bardzo mi odpowiada.Powtarzała to matcecodziennie, Lucia zaśkonsekwentnie trwała przy swoim:- Teraz ci odpowiada, bojesteś młoda, ale czas szybko mija.Zrób coś, póki nie jest za pózno.Nie możesz przecież zostać sama jak palec.Chiara zauważyła z zaniepokojeniem, że matka nie mówi w charakterystyczny dla siebie, nerwowysposób.Patrzyła na córkę zatroskana i nie zdawała się potępiać jej jak zwykle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed