[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem jego koledzy nie mieli takich oporów.Przecież nie jest już niewolnikiem, lecz żołnierzem, który otrzymał rozkaz przeszukania domu, przekonywał samego siebie.Wszedł do pokoju i rozejrzał się po wnętrzu.Ostatni raz, kiedy tu był, pomagał wnieść Kippa, który został ranny w bitwie pod Pea Ridge w Arkansas.Położyli go na łóżku, a potem słuchał opowiadania Aleksa o bitwie.Myślał wówczas, że Jankesi przyjdą wkrótce go wyzwolić.Teraz był wolny, lecz czasami trudno mu było przestać myśleć jak niewolnik.Nawet teraz czuł się niezręcznie, wchodząc bez pozwolenia do tego pokoju.Przy nocnej szafce na podłodze dostrzegł koszyk.Podszedł bliżej i wziął go do ręki.Koszyk pani Tempie z medykamentami.Co on tu robi? Wtedy posłyszał jakiś dziwny dźwięk, jakby ktoś ciężko oddychał.Dochodził gdzieś z okolic łóżka.Jego towarzysze znajdowali się w drugim końcu pokoju.Nie wiedział, dlaczego to zrobił, lecz ukląkł, podniósł brzeg koronkowej kapy i zajrzał ostrożnie pod łóżko.Kiedy zobaczył długi ciemny kształt na podłodze, już miał zamiar oznajmić swoje odkrycie, lecz powstrzymała go przed tym para wpatrzonych w niego udręczonych błękitnych oczu.Twarz Blade’a wykrzywiał grymas bólu, a po policzkach spływał pot.Coś miał w ustach.Początkowo Ike przypuszczał, że to skórzany knebel, lecz po chwili zorientował się, że Blade zaciska na nim zęby, by stłumić jęki bólu.Był ranny.Ciężko ranny.Wolno opuścił kapę.Rozpacz ścisnęła mu gardło.Zacisnął dłoń na karabinie.Nie może tego zrobić.Nie może go wydać.A przecież powinien.Blade był wrogiem.Czemu więc milczy? Czemu nie krzyknie, że go znalazł? Tak na jego miejscu postąpiłby każdy żołnierz.Wstał i wbił wzrok w łóżko.- Znalazłeś coś, Ike?Zawahał się, po czym pokręcił głową i ruszył do drzwi.Po trzech godzinach przeszukiwania domu, posiadłości, murzyńskich baraków i budynków gospodarczych, młody porucznik poinformował Jeda, że niczego nie znaleźli.Ten natychmiast odwrócił się do Tempie, która nie mogła powstrzymać westchnienia ulgi.- Wybacz, Tempie, że zakłóciliśmy ci ranek.- Gdyby naprawdę było ci przykro, zostałbyś na obiedzie.Pragnęła, by jak najszybciej stąd odjechał, by zabrał tych wszystkich żołnierzy, lecz nie chciała tego po sobie pokazywać.- Może innym razem, w bardziej sprzyjających okolicznościach.- Zatem miejmy nadzieję, że już wkrótce.Odjeżdżając, Jed czuł wielką ulgę, że nie znalazł Blade’a w Grand View.Nienawidził siebie za to, że musiał go szukać, podobnie jak wówczas, kiedy wyrzucał Tempie i jej rodzinę z domu w Georgii.Cieszył się, że przynajmniej tym razem nie musiał przysparzać Tempie bólu.Dość już przeszła.Jak tylko żołnierze zniknęli jej z oczu, Tempie wróciła do domu.Susannah czekała na nią przy drzwiach.- Pojechali?Skinęła głową, zamknęła drzwi i oparła się o nie ciężko.- Skręcili na Trakt Teksański.Są w drodze powrotnej do fortu.- Dzięki Bogu - mruknęła Eliza.Tempie odzyskała siły i odsunęła się od drzwi.- Sprawdzałyście, co z Blade’em? Nic mu się nie stało?- Wszystko w porządku, proszę pani - powiedziała Phoebe, stając u szczytu schodów.- Gdzie jest Deu? - zapytała Tempie.- Możemy potrzebować jego pomocy, by przenieść Blade’a na łóżko.- Zdaje się, że widziałam go na zewnątrz - powiedziała Susannah.- Pójdę po niego.Nie musiała tego robić, bo właśnie nadszedł od strony kuchni.- Radziłbym nie ruszać jeszcze pana Blade’a - powiedział.- Zauważyłem dwóch jeźdźców za stajniami.- To niemożliwe.- Tempie zamarła z ręką na poręczy schodów.- Sama widziałam, jak odjeżdżali.- Jesteś pewny, że było ich dwóch? - zapytała Susannah.- Może to Lije.- Na pewno dwóch.Kryli się między drzewami, więc nie mogłem im się przyjrzeć.- Spojrzał na Tempie.- Jankesi są ostrożni.Mogli wysłać oddział, żeby otoczył dwór na wypadek, gdyby pan Blade próbował się wymknąć.- Pójdę to sprawdzić - postanowiła Susannah.- Ale nie możesz tak.- Wyjdę niby po drewno.- Idę z tobą - zadecydowała Tempie.- Elizo, ty i Sorrel stańcie przy oknach od frontu.Phoebe, daj znać Blade’owi, że musi jeszcze pozostać w ukryciu.Deu.- Pan Blade pewnie by chciał, żebym poszedł z panią.- Trzy osoby idące po drewno będą wyglądać śmiesznie.- To wezmę siekierę.- Co za różnica, jak to będzie wyglądać - rzuciła Susannah ze zniecierpliwieniem i ruszyła ku tylnej werandzie, a za nią Tempie i Deu.Jak tylko wyszli z domu, posłyszeli tętent kopyt stłumiony przez trawę.Susannah zamarła przerażona.Zza rogu wyłonił sięjeździec w pełnym galopie.- Lije - szepnęła z ulgą Tempie.Susannah patrzyła jednak na drugiego jeźdźca.Choć prawie rok minął od chwili ich spotkania, natychmiast rozpoznała Ransa Lassitera.Jego widok podziałał na nią niczym mocne wino.Poczuła, jak jej ciało ogarnia żar [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed