[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drgnął i spojrzał na leżące obok papiery.Spojrzał na papiery i przeniósł powoli wzrok na radców.Lecz ci, pogrążeni w myśleniu, wlepili oczy każdy przed siebie.Na kajmakana nie patrzył żaden.Trzeba więc było uciec się do mowy ustnej. E. odezwał się Ali-aga, nazywając po imieniu radcę, co siedział najbliżej. Co z tymrobić? Bilmem (nie wiem), effendim. była odpowiedz krótka.Ten przeto nic przez dwie blisko godziny nie wymyślił.Kajmakan do następnego z pytaniem się zwrócił.I tego Ałłach nie natchnął odpowiedzią inną jak  bilmem.Trzeci cmoknął i głową rzucił.Czwarty także cmoknął.Zapytanie przeszło przez cały szereg poważnych mężów, którzy przez dwie blisko godzinymyśleli i nie wywołało odpowiedzi innej, jeno albo taką, jaką dał pierwszy i drugi, albo taką,jaką dał trzeci i czwarty.Tak chciał Ałłach.Gdy jednak w sposób ten wola Ałłacha przez usta radców się wyraziła, zabrał głos kawe-dżi, pomimo że prawa do zabierania głosu urzędownie nie posiadał.Kroków kilka od kominaodszedł, dłonią nos utarł, turban na głowie poprawił, imbrykiem, który w ręku trzymał, wy-wijał i tak mówił: Albo spalić, albo paszy do Belgradu odesłać.Gdyby te kitaby zabrane były prawowier-nemu, wypadałoby spalić, ażeby ludziom nie szkodziły.%7łe jednak znaleziono je u niewier-nego, niechże pasza-effendi wie, na jakie to niewierni biorą się sposoby.Przez usta kawedżego rozum boży przemówił, co się w tym okazało, że propozycja jegotrafiła do przekonania wszystkim od razu, a mianowicie kajmakanowi, który oddawanie jejnawet pod głosowanie uważał już za zbyteczne.Na mezliszach zresztą głosowania nie ma.Operacja ta sprzeciwia się duchowi islamizmu, odnoszącemu wszystko do jednostki.Chrze-ścijaństwo stawia jednostkę zbiorową, islamizm absolutną.Rada przeto jest do rady, nie zaśdo wydawania postanowień.Te ostatnie należą do jednostki, której wolno spomiędzy zdań,jakie się o jej uszy obijają, wybrać trafiające jej do przekonania.Wszelkie mezlisze, w któ-rych niektórzy upatrują ziarno, mogące zakiełkować w parlamentaryzm turecki, mają głosczysto i wyłącznie doradczy.Z tego też powodu Ali-aga bez odwoływania się do członkówmezliszu przyjął propozycję kawedżego za swoją, propozycję tę przerobił w umyśle swoim napostanowienie, a postanowienie zakomunikował kitabdżemu pod postacią skinienia głową.Ajak się w owej piosnce o Sahajdacznym mówi:Skinął szablą ku kozaczy,Musnął ręką po kołpaku:Wie kozacza, co to znaczy tak kitabdżi wiedział co ma robić.Poprawił kałamarz za pasem, wydobył ze szkatułki ar-kusz papieru, podstawił kolano i począł pisać przedstawienie do paszy, prowadząc wiersze odprawej ręki do lewej, jak porządek nakazuje, i z ukosa, jak etykieta wymaga.Pisał.przery-wając sobie niekiedy i przypatrując się z daleka pisaniu własnemu, jak to czynić zwykli mala-rze, gdy się im obraz pod pędzlem formuje.U Turków bowiem pod względem pisania naj-przód idzie kaligrafia, a potem dopiero sens.Kitabdżi przeto pisał i przypatrywał się, głowę35 przekrzywiał, brwiami mrugał i dalej pisał  aż skończył.Skończywszy po raz ostatni całośćw perspektywie obejrzał, uśmiechem wewnętrznym zadowolenia oblicze swoje oblał i powie-dział do siebie półgłosem: Czok ji.(bardzo dobrze).Kajmakan pieczęć swoją zamiast podpisu wycisnął i wszystko było skończone.Radcyzsuwali się jeden po drugim z miejsc swoich, schodzili ze schodków, brali papucze i opusz-czali izbę.Kawedżi węgle popiołem przysypał.Kitabdżi wyszedł ze szkatułką pod pachą.Kajmakan schyliwszy się posunął w głąb domu.Podrzędni agenci władzy wykonawczej wy-nieśli się.Pozostał tylko sam jeden kir-Kosta.Powiedzieć należy, że w chwili, kiedy obrady, z powodu interwencji kawedżego, przybrałyobrót prowadzący je do rozstrzygnięcia, za kratą dało się słyszeć kobiece kaszlnięcie.Przedtem było chrząknięcie, potem kaszlnięcie.Różnica pomiędzy jednym a drugim, zdajesię, niewielka, a przecie na odgłos pierwszego drgnął Ali-aga i przyśpieszył obrady, na odgłosdrugiego drgnął kir-Kosta i kiedy wszyscy inni izbę opuścili, on pozostał.Pozostał i kaszlnął.Zza kraty powtórne odpowiedziało mu kaszlnięcie.Po drugim kaszlnięciu nastąpił śmiech. Cha, cha, cha.Chi, chi, chi.Zmiech był kobiecy.Trwał przez chwilę i ustał.Kir-Kosta zapytał: Hanem, czego się śmiejesz?Głos zza kraty: O, toż radzili!.Zasnęłam, zbudziłam się, a oni radzili jeszcze.Jakiż ten Ali-aga głu-pi!.Kir-Kosta chrząknął. Głupi, bo stary.Och! stary. wymówił głos zza kraty z przyciskiem. Gdyby nie ka-wedżi, byliby radzili do jutra i jutro, i pojutrze.Cha, cha, cha. Hanem, kazałaś mi pozostać. Kazałam.Przecież ty wiesz, że jak kaszlę, to na ciebie. Wiem, ale nie wiem, co rozkażesz. Poczekaj, dowiesz się.Powiedz mi tymczasem, o czym to mezlisz tak radził? O kitabach. Cóż to za kitaby?.Skąd się one wzięły? Znaleziono je u Hadżi-Petara. Czy Hadżi-Petar przywiózł co dla mnie?. podchwycił głos zza kraty. Sztukę materii zielonej. To dobrze.Stara mi ją przyniesie.To dobrze.Ja tak już dawno chciałam materii zie-lonej!.Zrobię z niej sobie strój piękny i każę takowy złotem wyhaftować.O!.jakaż jakontenta!.O!.strój zielony.Ho, ho! Będziesz, hanem dopiero tod-gebi.(podobna do armaty)  odezwał się Grek. Cóż z tego, kiedy Ali-aga taki stary.taki stary!.Nadaremnie go poję zielem na kocha-nie i zaprawiam mu tatły39 proszkami od hekim-baszi.40. Dam ci radę, hanem.posłuchaj. No?. tonem wysoko nastrojonej ciekawości zabrzmiał głos zza kraty. Trzeba złapać nietoperza, zarżnąć go lewą ręką tym nożem, którym Ali-aga. Ta, ta, ta!. przerwał głos zza kraty. Już ja i to robiłam.Nic nie pomaga.Czy nieznasz sposobu innego jakiego? Nie znam, ale będę się dowiadywał.Przechodzą tędy fakiry i derwisze, hekimy i Cy-ganki.39Tatły  słodycze40Hekim-baszi  lekarz36  Dowiaduj się.Nastąpiła chwilka milczenia, które przerwał głos zza kraty: Jakimże to sposobem znaleziono u Hadżi-Petara te kitaby?Kir-Kosta począł o rewizji rozpowiadać; lecz jak tylko wspomniał o przybyszu obcym,natychmiast głos zza kraty mu przerwał: Czy to nie ten sam, co przyszedł z tą rają, która wczoraj wieczorem sól przywiozła? Ten sam, hanem.Czyś go widziała? O, widziałam!.Ton odpowiedzi tej był taki, iżby go można rekomendować aktorkom na wymawianie wy-razów, nabrzmiałych namiętnością. Widziałam.Byłam w czarszji, kiedy oni przechodzili.Widziałam go.Hadżi-Petarszedł przodem, on za nim.Właśnie dlatego kazałam ci pozostać, ażeby się ciebie rozpytać:skąd on? co za jeden? i co się z nim stało?. Skąd?.nie wiem. odpowiedział Grek. Podobno zza Dunaju.tak Hadżi-Petar po-wiada.Co to za jeden?.giaur.handluje świnkami. Nieprawda! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed