[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.40VIINA SAU%7łBIEPan Jarosz Spytek, u którego pan Heliasz służył za starszego sprawcę i wiernika, był aro-matariuszem, tj.kupcem korzennym i aptekarskim, ale przy tym i inne wielkie handle miał,bo nie tylko w sklepie u niego na małą wagę się sprzedawało, ale inni kupcy lwowscy i po-zalwowscy brali z jego składu towar, a osobliwie korzenie i wina z dalekich krajów.W po-dwórzowej tylnej części jego domu albo w indermachu, jako to we Lwowie nazywają, były dwie wielkie izby sklepiste z żelaznymi drzwiami i kowanymi kratami u okien, a pod tymiizbicami dwie głębokie piwnice, a tak izby jako i piwnice pełne były zamorskiego towaru.W piwnicach stały kufy wina, które najpierw morzem a potem lądem przystawiano z dale-kich wysp greckich, a było tych win siła gatunków, jeden przedniejszy nad drugi, a wszystkiebardzo drogie, jako to: małmazja, muszkatel, alikant, latyka, kocyfał  w izbach nad piwni-cami były aromata, korzenie, zioła lekarskie, co wszystko po łacinie nazywało się materiamedica, a dalej przeróżny towar, sam przedni, osobliwy i prawie na wagę złota płatny, któryprawie że z samego końca świata, bo z zamorskich pogańskich krajów, kędy czarne Murzynytylko żyją pod gorącym słońcem, sprowadzać trzeba było okrętami przez morza, to na gar-batych wielbłądach przez nieskończone pustynie, na których nic nie rośnie w piasku, a odżaru słonecznego piasek ten taki gorący, że ano jaje w nim bez ognia upiec możesz.Jak się weszło do tych izb, to trzeba było co rychlej okienka rozwierać i powietrze wpusz-czać, bo woń wprawdzie przyjemna, jakby z kadzidła, ale taka mocna była, że się aż głowazawracała jakby od gorącego trunku.Tedy były tu obok ałunu, kamfory, merkuriuszu,bursztynu rozmaite wonne żywice, jak ambra, bryłeczka nawlekana niby pacierz albo róża-niec, benzoe, który pan Spytek z Indii od portugalskich kupców sprowadzał, manna sycylij-ska, mastyks grecki, tragant z wyspy Morei, co gorączkę u chorych chłodzi; dalej, bardzoosobliwe pachnące trzaski, jak aloes arabski, brazylia, sandał czerwony i żółty, indygo zBagdadu, a wreście i korzenie na leki i na przyprawy dla pańskich kuchmistrzów, jak gozdzi-ki molluckie, bobki, kmin turecki, imbier albo zinziberum indyjskie, kardemony, muszkato-we kwiaty i gałki, tatarskie ziele, pieprze rozmaite, a najprzedniejszy z nich malabarski, egip-ska kassia w strągach, szafrany, włoski i hiszpański, cynamony, cukier biały i lodowaty bag-dadzki, i hiszpański w plackach, stożkach i mące, owoce zamorskie, jak limonie, migdały,figi, daktyle, rozyny i inne jeszcze specjały, które swego czasu prawie że wszystkie wymienić umiałem, kiedy jeszcze pamięć była młoda, a których teraz już i w części nie pomnę.Wszystko to leżało jeszcze tak, jak przyszło karawaną do Lwowa, w węzełkach, pakach,belach, pudłach, beczułkach, miechach albo łykowych kozubach, na których czarną farbąwypisane były rozmaite znaki i litery, a najczęściej widzieć było można napis, któregom jaodczytać nie mógł, a który taki był:KATAKAONie widziałem nigdy takich liter, choć i niemieckie, i ruskie od polskich odróżnić jużumiałem, a taka mnie zawsze zbierała ciekawość, co by napis ten znaczył, jak kiedyby od41tego coś bardzo ważnego dla mnie zależało, a pan Dominik, który był młodszym sprawcą upana Spytka i miał klucze od tych składów, czytać tego także nie umiał.Nareszcie mendy-czek, który codziennie przychodził do nas po szkole i dostawał obiad u pana Heliasza, na-uczył mnie, że to są litery greckie i że to słowo czyta się: Katakallo, ale co by znaczyło Kata-kallo: miasto, osobę czy rzecz jaką, tego i on nie wiedział.Tak było w indermachu, zaś w dwóch izbach przy bramie, z których jedna miała okno zwidokiem na rynek, był kantor i sklep pana Spytka.U wnijścia samego do sklepu wisiał obraz Matki Boskiej i pod nim bezustawnie dniem inocą paliła się lampa oliwna, a niżej nad ocapem drzwi były wykute w kamieniu wielkimiliterami słowa:BOGA SI BJ,CNOTY SI DZIER%7łFORTUNIE NIE UFAJW sklepie tym wszystkie ściany aż po samo sklepienie zastawione były szafami i półkamiz jesionowego drzewa, a na wszystkich półkach stały słoje z gdańskiej gliny polewanej, wszystkie jednakowe, a każda pięknie malowana i na każdej napis łaciński, zaś w szafachsame szufladki i almaryjki, niektóre zawsze otwarte, inne znowu zawsze na klucz pilnie za-mykane, a wszędy znowu napisy po łacinie.W tych słojach i almaryjkach było tego wszyst-kiego po trosze, co w indermachu było w całych pudłach i pakach, bo tu się sprzedawało namałą wagę, a tam na wielką, ale były tu także takie osobliwsze rzeczy, jakich tam nie było, conajdroższe i najprzedniejsze, pod kluczem bezustawnie trzymane, a nie wolno było ani sprze-dawać, ani ruszyć ich nikomu jeno samemu panu Spytkowi i Heliaszowi.Były tu rzeczy i dla zdrowia, i dla rozkoszy, leki przeróżne, a także łakocie, jak konfekta,kandyzy, marcypany soki i wódki drogie o rozmaitych przedziwnych smakach i zapachach:Ale z leków i przypraw sekretnych najdroższe i jakoby skarb strzeżone były w sklepie balsamdriakiew.Opowiadał pan Heliasz, że balsam ciecze z osobliwych drzewek, które na całymświecie tylko w jednym jedynym miejscu rosną, a to jest w Afryce, między czarnymi ludzmi,w kraju Egipcie, na tym samym kawałku ziemi, na których spoczywała ongi NajświętszaPanna z Najświętszym Dzieciątkiem Jezus i św.Józefem, kiedy do Egiptu uciekać musiała a rośnie tych drzewek wszystkiego 400.Płynie ten balsam z onych drzewek, jako oskoła znaszej brzozy, kiedy się ją natnie, a ma przedziwnie piękny zapach i potrzebny jest do Zw.Krzyżma, na ostatnie pomazanie, i do ran, które cudownie goi.Driakiew była także zawsze pod kluczem i sprzedawała się bardzo drogo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed