[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostałe gniazda są dalej od brzegu.Może jakośocaleją.No cóż, musimy się zdać na siły natury.Cara popatrzyła na Lovie. Mamo, co chcesz zrobić? Sama nie wiem. Podejmij jakąś decyzję.Tak albo nie.Lovie podniosła głowę wyżej. Tak.Ale tylko to jedno gniazdo.I ja to zrobię.Wy będziecie się przyglądać.Gdy Lovie odkopywała gniazdo, Cara włączyłatelewizor, żeby posłuchać ostatnich prognoz.Domwyglądał jak skład mebli.Cała podłoga zastawionabyła sprzętami z werandy.Przy drzwiachstały walizkii plastikowe kosze z rzeczami do zabrania.Na dzwięk klaksonu wyszła na werandę.Flo i Mi-randa siedziały w samochodzie wyładowanym do-słownie po brzegi. Chciałam się pożegnać  wyjaśniła Flo. Tonumer do motelu, w którym się zatrzymamy.Ty teżpodaj mi numer do was.349 Cara nabazgrała na skrawku papieru telefon domotelu w Columbii, gdzie miały zarezerwowany po-kój, i krótko wyjaśniła, którędy zamierzają jechać. Zadzwonię, gdy tam dotrzemy  obiecała. A gniazdo?  niepokoiła się Miranda, kurczowozaciskając palce na ramieniu Flo. Zajmiemy się nim, Mirando.Nie martw się o nic. Nie wyjeżdżacie jeszcze? Niedługo.Czekam tylko na mamę. Jak to?  przeraziła się Flo. Czy ona wciąż jestna plaży? Zaraz po nią pójdę. Idz natychmiast i przyprowadz ją, nawet gdybystawiała opór! Wiatr przybiera na sile, niedługo za-mkną most!  Po raz ostatni zatrzymała wzrok nadomu. Ciekawe, czy jeszcze go zobaczę.Nie podobami się ten huragan.Bardzo mi się nie podoba. Jedzcie już  zniecierpliwiła się Cara.Toy siedziała w samochodzie, gdy Darryl ładowałrzeczy do bagażnika.Spędzili okropną noc na na-dmuchiwanym materacu w jego pustym mieszkaniu.Było tak gorąco i parno, że o zaśnięciu nie mogło byćmowy.Darryl sprzedał klimatyzator razem z meblamii w mieszkaniu został tylko stary, skrzypiący wiatrakpod sufitem, który niewiele pomagał.Toy nie posiada-ła się ze zdumienia, gdy w środku nocy poczuła nasobie ręce Darryla.Tuż przed porodem! Kilka tygodniwcześniej może zacisnęłaby zęby i pozwoliła mu nawszystko, ale tej nocy brzuchmiała twardy jak kamieńi czuła się tak zle, że stanowczo odepchnęła Darryla.Teraz rzucał torbami, wściekły jak dzieciak.Niebo nad350 nimi stawało się coraz ciemniejsze.Naprawdę musielisię śpieszyć.Naraz poczuła przeszywający ból i zaparło jej dech.Przez całą noc męczyły ją bóle, ale nie tak silne jak ten.Gdy po chwili udało jej się złapać oddech, spojrzała nazegarek.Czytała o tym, że należy liczyć czas międzyskurczami.Odchyliła głowę i spróbowała się uspoko-ić.Po chwili jednak ból powrócił, tym razem tak silny,że zaczęła jęczeć.Darryl wsiadł do samochodu i otarł pot z czoła. Ależ gorąco.Jedzmy wreszcie z tego piekła. Spojrzał na nią i zaklął. Czy ty znów płaczesz? Toy wycedził dobitnie. Co się dzieje? Mam skurcze. Co to znaczy? Chyba nie zaczynasz rodzić? Nie wiem.Jeszcze nigdy nie rodziłam. Ale kobiety chyba powinny wiedzieć takie rze-czy! Cholera! Mówię ci przecież, że nie wiem!Darryl włożył kluczyk do stacyjki i zapalił silnik. Spokojnie.Może to minie.Toy nie mogła uwierzyć, że jest taki głupi. Chyba powinieneś zawiezć mnie do szpitala! Teraz? Przecież wyjeżdżamy!Poczuła, że jej twarz czerwienieje z gorąca i wściek-łości. Nie mam zamiaru rodzić w samochodzie!  wy-krzyknęła dobitnie.Nie wiedziała, co dało jej tyle siły,ale w tej chwili gotowa była wysiąść z auta i pójść doszpitala piechotą.Darryl chyba wyczuł jej stan, bo tylko wymamrotałcoś pod nosem i ruszył.Po kilku sekundach Toy351 poczuła, jak coś ciepłego spływa jej między nogamii krzyknęła z przestrachu. Co się do diabła znowu dzieje?  zapytał zezłością Darryl. Nie wiem.Coś ze mnie wycieka!Po chwili jednak Toy przypomniała sobie, że czyta-ła na ten temat.Tak, po prostu odeszły jej wody,wszystko przebiegało normalnie.Natychmiast sięuspokoiła.Teraz dla odmiany ogarnęła ją fala pod-niecenia. O mój Boże! To się naprawdę dzieje! Zaczynamrodzić! Darryl!  Wyciągnęła rękę i dotknęła jegoramienia, ale on ją strząsnął. Najwyższy czas  powiedział, wyciągając papie-rosa z paczki zębami.Ręka trzęsła mu się tak bardzo,że nie mógł go zapalić.Toy skurczyła się i położyła rękę na brzuchu.Patrząc przez łzy na burzowe chmury za oknem zdałasobie jasno sprawę, że jest zupełnie sama.Nie mogłaliczyć na panią Lovie i Carę.Nie mogła liczyć naDarryla.Mogła liczyć tylko na siebie.Lovie przykucnęła, chroniąc się przed porywemwiatru, i delikatnie włożyła ostatnie jajo do wiaderka,a potem przysypała wszystkie osiemdziesiąt dwa jajawilgotnym piaskiem, lekko przyklepała i przykryłaręcznikiem.Wiadro było ciężkie i ręka jej drżała, aleszła powoli, starając się nim nie potrząsać.Idąc, nuciłakołysanki jak matka, która usypia dziecko do snu.Wiatr szarpał jej spódnicę, ale deszcz w każdymrazie przestał padać. Dzięki Ci, Boże  powiedziała Lovie głośno.352 Nie chciała już o nic Go prosić, chociaż znalazłabysię długa lista takich spraw [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed