[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No i to ty miałaś gacha, a nie ja.U mnie dusza i ciało czyste.Ot co,codziennie się kąpię  dorzucił bez sensu, napiął muskuły i zaczął dreptać wmiejscu.Zobaczyłam przed sobą pingwina w godowym pląsie.Mało brakowało,żebym i ja się drugi raz nie przeżegnała.Zwłaszcza że w tej samej chwili wypełzłspod jakiegoś wywróconego wazonu długi zaskroniec. Jezu!  wrzasnęłam, wskazując nogami na fotel kryty futrzanym błamem! Nie bój się, dziecko  zarechotał dobrodusznie. Taż to mój jedynyprzyjaciel.Nazywa się Ormuz i pije mleko jak chaliera! Ot, tam miseczka stoi dlaniego  wskazał w kącie jakąś skorupę obok brzuchatej, pozbawionej nóżekkomódki.Na tej komodzie między kwiatami z wosku, których barwy nie możnabyło rozpoznać spod warstwy kurzu, stała piękna nowa maszynka do mięsa.Wzdrygnęłam się. Więc czego ode mnie chcesz?  spytałam przez łzy.Dalsza rozmowa zBusiem wydała mi się ponad siły i pragnęłam jak najszybciej wydostać się zpokoju-pułapki, w którym jedynie on poruszał się ze swobodą lawirując zręczniemiędzy przedmiotami zalegającymi podłogę. Alimentów od ciebie nie żądam, do coitusu cię nie przymuszam  wyliczałBusio. Na razie żadnych trudności robił nie będę, ale zobowiążesz się napiśmie, że jak znajdziesz się za granicą. popatrzył na mnie z namysłem. Adokąd ty się wybierasz? Do Anglii.  No więc jak pojedziesz do Anglii, to będziesz mnie paczkami wspierała.Jestem biedny, chory.Wymagam leczenia, diety  zakręcił się w miejscu jakbąk, błysnął nagim torsem, pośladkami w czarnych gaciach i przyskoczył dojednej z szuflad komody.Wyciągnął arkusz liniowanego papieru, drewnianąstaroświecką obsadkę z nadżartą rdzą stalówką z krzyżykiem i atrament wbutelce. Piszi!  zaświszczał mi nad uchem, robiąc porządek na stole, wszystkieprzedmioty zrzucając dłonią na podłogę.Wyglądał jak Mefisto podsuwający cyrograf. Co mam pisać?  bąknęłam, sięgając po usłużnie podane pióro.Nie namyślając się, Busio zaczął dyktować długą listę leków i przeróżnychodżywek zagranicznych, o których nawet ja nie miałam pojęcia.Podawał ichnazwy, znaki fabryczne i dawkowanie.Zależało mu głównie na produktach zróżnych mączek: bananowej, kokosowej, z ryżu z domieszką cukru słodowego,rodzynków, suszonych jabłek.Zażyczył sobie także zestaw farb olejnych i to w najlepszym gatunku firmyholenderskiej, gdyż, jak mnie objaśnił, postanowił namalować portret białejklaczy ze swoich snów.Chciał go zawiesić nad barłogiem obok wiszącego tamjuż krzyża, ikony, szkaplerza, dwóch ryngrafów i małego podręcznego łomuoplecionego skórką.Notowałam skrupulatnie, Busio bowiem zaglądał mi przez ramię sprawdzając,czy poprawnie wpisuję nazwy zagranicznych firm, i wciąż mu się przypominałocoś nowego, co dorzucał do i tak już długiej listy.Wreszcie odetchnął głęboko, spojrzał na mnie z ukosa i krygując siępowiedział: Nu, dziecko, tak ja mam jeszcze taką jedną wstydliwą prośbę do ciebie.Jakjuż tam będziesz, w tej przeklętej po trzykroć Anglii, to wyszukaj dla mnie jakiśbłyskawicznie i skutecznie działający środek na obniżenie popędu płciowego roześmiał się sztucznie, nerwowo. U mnie, widzisz, ciało domaga się swegood rana do nocy, a zły duch czuwa, łapy zaciera, myśli, że mu się uda mnie namanowce sprowadzić.Wciąż różne pokusy pod nos podstawia i tak naprawdę toja nie wiem, czy on i ciebie do mnie nie nasłał.Poruszyłam się niespokojnie i przełknęłam ślinę.Zaschło mi od duchoty i upałuw gardle. Bo po prawdzie, taż ja przecież wiem, że piersi masz niewielkie, a mnie onew oczach rosną i rosną wydaje się, że u ciebie pod tą dureńską sukienką ogromnyarbuz na dwoje równiutko przecięty siedzi i ze mnie w kułak się śmieje.Bo tenarbuz, ma się rozumieć, to sam diabeł we własnej osobie. Spojrzałam na udręczoną, niespokojną twarz Busia, jego oczy myszkowały pomnie i zawadzały o kąty pokoju. A nie byłoby prościej, żebyś poszedł do dziwki?  zaproponowałamnieśmiało. Z pewnością ksiądz da ci rozgrzeszenie i wszyscy będązadowoleni. Z tego miałby uciechę tylko szatan!  Busio przeżegnał się, zerkającponownie w kąty pokoju, jakby tam właśnie miał siedlisko ów osobnik piekielny.Złożyłam we czworo arkusz zapisanego papieru i wsunęłam do torebki,podnosząc się jednocześnie z fotela.Z lękiem zerkałam na podłogę, aby nienadepnąć jakiegoś gada lub się na czymś nie potknąć. Wiesz, dziecko. zaczął Busio, patrząc na mnie zmrużonymi oczyma.Pomyślałem sobie, że ta Anglia to nie na mój bronchit i skłonności do zapaleniapłuc.Wobec tego nie będę nalegał na przysłanie zaproszenia.Wystarczy, jakwyznaczysz mi skromną miesięczną pensyjkę.Ja człowiek nie wymagający uśmiechał się krzywo z obłudnym zakłopotaniem. Wariat, ale swój rozum ma"  pomyślałam zaciskając palce na poręczy fotela. Na razie jestem jeszcze w kraju, nie mam rozwodu, nie orientuję się wdochodach mego przyszłego męża, a ty już dyktujesz warunki  wybuchnęłam,nie mogąc zapanować nad złością jaka we mnie od dłuższej chwili narastała, bojednocześnie pomyślałam i o rodzicach.Mieli także gotowy plan eksploatowaniamnie i człowieka, który nie tylko nie jest jeszcze moim mężem, ale nawet niewiem, jak wygląda. Głodnego nakarmić, spragnionego napoić, bezdomnego w dom przyjąć recytował Busio natchnionym głosem.Przewiesiłam torebkę przez ramię i ostrożnie, lawirując między gratami,ruszyłam w kierunku drzwi. I znów zostaję sam!  załkał rozpaczliwie Busio. Ten przeklęty angielskigach zabierze ciebie!  Chwycił drapieżnym gestem za odstawiony pod ścianęłom.Wciągnęłam bezwiednie głowę w ramiona, skurczyłam się w sobiewstrzymując oddech. A wszystkiemu winien Asmodeusz!  ryknął strasznym głosem.Wspiął sięna palce, wyprężył chude nóżki w czarnych, przetartych gdzieniegdziekalesonkach, podskoczył, przykucnął, błyskawicznie poderwał się, zamachałłomem, który świsnął gdzieś w pobliżu mojej głowy i z hukiem rąbnął wzmatowiałe lustro, rozpadające się z brzękiem.Wybiegłam do przedpokoju, rzucając się do drzwi zaryglowanych na zasuwy iłańcuchy. Busio doskoczył do moich pleców, ziejąc gorącym oddechem. Zdaje się, że przetrąciłem mu dupę  wyszeptał konspiracyjnie izachichotał z uciechy, wciskając mi w rękę pękaty dzbanek z zielonego szkła. A ty, dziecko, zbiegaj prędko ze schodów i leć do najbliższego kościoła.Tamw zakrystii stoi baniak ze święconą wodą.Nabierz jej i co tchu do mnie zpowrotem. Dobrze  skinęłam głową zabierając dzbanek.Pomyślałam, że jest ładny iprzydałby się nam w domu na mleko. Ja tu mu zaraz piekielnikowi kąpiel gorącą zrobię! Aj, jak nie lubią oneświęconej wody!  śmiał się Busio cichutko, radośnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed