[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To ma być próba niesienia pomocy, a nie wyprawa badawcza  mruknąłw końcu zirytowany Conway. Nie możemy wejść siłą? Tylko w ostateczności  powiedział kapitan. Nie chcemy urazić go-spodarzy.Poszukujemy wejścia w okolicy krawędzi.Skoro górna strona dyskuzwrócona jest w kierunku podróży, główny właz załogi zapewne znajduje się wła-śnie tam.Ta część statku jest więc zapewne mieszkalna i w niej mogą znajdowaćsię ewentualni rozbitkowie. Słusznie  stwierdził Conway. Prilicla, możesz przeszukać empatycz-nie górną część? My tymczasem raz jeszcze obejrzymy krawędz.Mijała minuta za minutą, a poszukiwania nie dawały żadnych pozytywnychwyników.Conway był tak zniecierpliwiony, że obleciawszy część obwodu stat-ku, niebawem znowu zawisł kilka metrów od przycupniętego na szczycie Prilicli.Wiedziony impulsem włączył magnesy na butach i rękawicach, a gdy przycią-gnęły go łagodnie do kadłuba, uwolnił jedną stopę i trzykrotnie mocno kopnąłmetalową powierzchnię.Słuchawki hełmu zaraz wypełniły się zgiełkiem, gdyż wszyscy zaczęli rów-nocześnie meldować wykrycie przez czujniki hałasu i wibracji.Gdy znowu zapa-nowała cisza, Conway wyjaśnił, co to było. Przepraszam, powinienem was uprzedzić  mruknął, wiedząc, że gdybytak zrobił, zaraz wywiązałaby się dłuższa dyskusja, a kapitan nie wyraziłby na to124 zgody. Marnujemy czas.To wyprawa ratunkowa, do licha, a my ciągle nie wie-my, czy jest kogo ratować.Potrzebujemy jakiegoś znaku życia ze statku.Prilicla,masz coś? Nie, przyjacielu Conway.Nie ma żadnej odpowiedzi na twoje stukanie, niewyczuwam też przejawów aktywności emocjonalnej czy myślowej.Jednak niejestem wcale pewien, czy tam nikogo nie ma.Odnoszę wrażenie, że nie wszystko,co odbieram, pochodzi tylko od naszej piątki. Rozumiem.Na swój uprzejmy i pełen skromności sposób chcesz nam po-wiedzieć, że rozsiewamy nazbyt wiele emocjonalnych zakłóceń i dobrze by było,gdybyśmy się stąd zabrali, abyś mógł wreszcie popracować w spokoju.Jak dalekopowinniśmy się odsunąć, doktorze? Wystarczy, jeśli wszyscy oddalą się w pobliże kadłuba statku szpitalnego,przyjacielu Conway.Byłoby też dobrze, gdybyście spróbowali skupić się raczej nafunkcjach korowych, a nie emocjonalnych.I wyłączyli nadajniki w skafandrach.Przez czas, który im zdawał się wiecznością, czekali przy skrzydle Rhabwaraobróceni plecami do obcego statku i Prilicli.Conway powiedział im, że patrzącna empatę przy pracy, mogą zacząć odczuwać irytację, jeśli praca ta nie przy-niesie szybkich efektów, a to oczywiście przeszkadzałoby Prilicli.Nie wiedział,jakie formy aktywności korowej wybrali jego towarzysze, sam jednak zdecydowałsię przyjrzeć okolicznym gromadom gwiezdnym, które jaśniały wkoło złocistymifalami i woalami.Po chwili pomyślał jednak, że skupiając uwagę na tak przepięk-nych zjawiskach, ryzykuje żywe doznania estetyczne, które też mogą pobudzićsferę emocjonalną.Nagle kapitan, który zerkał od czasu do czasu na Priliclę, wskazał ręką naobcy statek.Conway czym prędzej włączył radio. Chyba znowu możemy się emocjonować  mówił Fletcher.Conway obrócił się.Prilicla, wiszący obok metalowego dysku niczym minia-turowy księżyc, natryskiwał fluorescencyjną farbę na fragment poszycia pomię-dzy środkiem górnej części statku a jego krawędzią.Pomalowany obszar miał zetrzy metry średnicy, a empata jeszcze go poszerzał. Prilicla?  spytał Conway. Dwa zródła, przyjacielu Conway.Oba tak słabe, że nie potrafię precyzyjnieokreślić ich położenia.Wiem tylko, że to gdzieś pod tym fragmentem poszycia.Emocjonalne pole obu wykazuje cechy typowe dla istot nieprzytomnych i bar-dzo osłabionych.Powiedziałbym, że są w gorszym stanie niż ostatnio uratowanaDwerlanka.Wręcz bliscy śmierci.Zanim Conway zdążył się odezwać, kapitan przeszedł do działania. Mamy co trzeba.Haslam, Chen, dajcie tu przenośną śluzę i palniki do cię-cia metalu.Tym razem przeszukamy krawędz w parach.Wszyscy z wyjątkiemdoktora Prilicli.Jeden będzie oświetlał powierzchnię z boku, drugi będzie wypa-trywał szpar między płytami.Spróbujcie odszukać cokolwiek, co przypominałoby125 właz.Jeśli nie uda nam się go otworzyć, wytniemy sobie drogę.Bądzcie uważ-ni, ale działajcie jak najszybciej.Jeśli w ciągu pół godziny nie dostaniemy się dośrodka przez krawędz, zrobimy otwór od góry w zaznaczonym obszarze.Mamtylko nadzieję, że nie przetniemy przy tym linii zasilających ani obwodów układusterowania.Chce pan coś dodać, doktorze? Tak  powiedział Conway. Prilicla, możesz nam jeszcze coś powie-dzieć o stanie rozbitków?Wracał już do obcego statku.Kapitan leciał nieco przed nim, a Prilicla, ucze-piwszy się magnetycznymi przylgami środka oznaczonego obszaru, mówił: W zasadzie nie mam konkretnych danych, przyjacielu Conway, tylko przy-puszczenia.%7ładna z tych istot nie odczuwa bólu, ale obie wydają się wygłodzonei niedotlenione, a zapewne i potrzebują jeszcze czegoś, żeby pozostać przy życiu.Jedno z nich ciągle walczy o przetrwanie, podczas gdy drugie odczuwa już tylkobliską rezygnacji złość.Jednak ich emanacja emocjonalna jest tak słaba, że nie po-trafię orzec z całą pewnością, które z nich jest stworzeniem inteligentnym, wielejednak wskazuje, że to przejawiające złość należy do rasy nieinteligentnej.Możejest zwierzęciem laboratoryjnym, a może pokładową maskotką.Jednak wszystkoto są domniemania i mogę się mylić, przyjacielu Conway. Wątpię  stwierdził Conway. Zdumiewa mnie to, co mówisz o wygło-dzeniu i niedotlenieniu.Statek nie jest uszkodzony i powinien mieć spore zapasypowietrza i żywności. A może cierpią na zaawansowaną postać jakiejś choroby układu oddecho-wego, przyjacielu Conway? To prawdopodobniejsze niż obrażenia fizyczne. Skoro tak, to będziemy musieli znalezć jakiś lek na pozaziemskie zapaleniepłuc  wtrąciła się z Rhabwara Murchison. Dziękuję, doktorze Prilicla!Ruchomą śluzę, przysadzisty cylinder z lekkiego metalu owinięty płachtamiprzezroczystego plastiku, podprowadzono w pobliże obcego statku.Prilicla trzy-mał się jak najbliżej rozbitków, a Chen i Haslam dołączyli do kapitana i Conwaya,szukujących jakiejś szczeliny, która zdradziłaby położenie luku wejściowego.Starali się nie marnować czasu, gdyż Prilicla uważał, że ze względu na roz-bitków nie stać ich na taką rozrzutność, jednak statek miał blisko osiemdziesiątmetrów średnicy i odpowiednio długi obwód.Wejście musiało gdzieś tam być,jednak poza dziwnymi skazami poszycie było gładkie jak szkło.Wszystko byłow nim idealnie dopasowane. Czy to możliwe, żeby właśnie za tymi dziwnymi skazami kryła się przy-czyna wszystkich problemów?  spytał nagle Conway.Z głową przy kadłubieoświetlał z boku badany przez kapitana fragment poszycia. Może stan roz-bitków jest tego wtórną konsekwencją, a to nienaturalnie ścisłe dopasowanie płytposzycia ma na celu ochronę statku przed tą błyskawicznie przebiegającą korozją,która być może na ich planecie jest czymś normalnym?Zapadła cisza.126  Niepokojąca hipoteza, doktorze  odezwał się po dłuższej chwili Flet-cher  szczególnie że ta dziwna korozja mogłaby zaatakować nasz statek.Alenie sądzę, żeby tak było.Wygląda na to, że owe  inkrustacje są z tego samegometalu co podłoże, nie przypominają typowych dla korozji guzów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed