[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniały mu się.słowa Benka i zażenowanie dziewczyny w obe-cności eskulapa z podrujnowanej Dekawki.Nie był pewien, czy się nie zrewanżowała pięknym za nadobne przy przewijaniu banda-ży.Parę razy znowu zasyczał, ale innym już tonem.Patrzyła przez chwilę na rozlewiska ciągnące się jak okiem sięgnąć, zmartwiona i pełnaniepokoju. Radio podaje, że koło %7łar i %7łagania zupełna katastrofa.Na Odrze niebezpiecznie,na Nysie.U nas dzisiaj podmyło jeden z pali na moście kolejowym.Ojciec boi się o swójmost.Co można zabezpieczono workami z piaskiem, ale napór wody zrywa to wszystko.Jeszcze trochę, przeleje się wierzchem. Kryśka, ty lepiej patrz, jak u nas, jakie się zrobiło jezioro.Zostanę u Benka, dobrze? Ojciec mówił, żebyś wracał. Wrócę na pewno, ale trochę pózniej. Nie. To powiem doktorowi, wiesz co? Zobaczysz, i Benek powie. Kryśka, czego tak mantyczysz, zostaw Tolka w spokoju.Coś taka wiedzma? obruszony Benek brał kuzyna w obronę. Ja ci go sam odstawię.Popatrywali przymrużonymi oczyma, jak oddalała się ubitą deszczami drogą, przychrzęście nie naoliwionego roweru. To wy nie potraficie inaczej gadać do siostry? Bo co?  zaczepnie wysunął się Tolek. Bo nic.Pętak jesteś i tyle.Zły pokuśtykał do wnętrza domu.Choroba jasna, ładna jednak dziewucha i zgrabnapiekielnie.Te duże oczy.Piersi jak się to rysowały pod bluzką.A nogi, marzenie.Malicki miał jakieś swoje miary na palach powbijanych w wodę.Przybór zaczął sięgwałtownie powiększać.Zadecydował więc, że cokolwiek tylko mogłoby zostać uszkodzoneprzez wodę, trzeba wynieść na strych.Zaraz zatupotało na schodkach, chłopcom tylko takafrajda była potrzebna.Chciał i Roman pomagać, noga go właściwie już mało bolała, byletylko stąpać ostrożnie.Malicki odmówił jednak zdecydowanie. Nas tu i tak za wiele.Choroba zaś jest chorobą.Potem znów był deszcz, nie trzeba było żadnej już miary, woda zagarnęła sad, pokryła go mętami, mułem i piachem, osadzała przy drzewkach słomę i gałęzie. Jeszcze dziesięć centymetrów, a będziemy mieli to paskudztwo przy ganku.frasował się Malicki.Chłopcy gdzieś się zawieruszyli, niedługo nadbiegli z naręczem nowin. W pegeerze na cały gaz groblę wzmacniają, tę, co od stawów.Już i tak klną, żekarpie z wodą spłynęły, nic w tym roku z hodowli.Nasza rzeka dla nich niegrozna, pewnienie sięgnie, ale ta rzeczułka, co to ją grobla tylko dzieli od stawów.Dopiero może być bal, jakw podwórko się wleje. Tam dziwnie budynki stoją, w kotlince, dureń jakiś budował, mówią, że Niemcy tonaród z gospodarskim pomyślunkiem  przysłuchiwał się wieściom Malicki. Mała Franka gadała, że nocą znów straszyło w starym pałacu.Ognie błyskały, huka-ło.Na nieszczęście.Jej matka mówi, że nie ma co nawet próbować ratunku, i tak już zgubasądzona, skoro biała dama się pokazała  Benek triumfująco spojrzał na Romana. A niemówiłem, że straszy w zrujnowanym pałacu? Proszą o pomoc, groblę podsypywać  dodał Tolek. Ba, żeby to wiedzieć, jak będzie u siebie. Malicki znów poszedł sprawdzać, co zprzyborem.Pociągnęli za nim całą gromadą. Cześć  zabrzmiało wtedy z nagła od drogi. Heniek!  Solecki był chyba najbardziej zdumiony. Skąd ty tutaj? A gdzieZośka? Koszalin?Umęczony Heniek machnął ręką. Potem.Alem zmachany.W dwa dni tam i z powrotem to rekordowa jazda.Jeszczeteraz trzydziestką tłukłem się na ciągniku bez przyczepy, na stojąco.Ale tu u was niedobrze,co z tą cholerną wodą? Tam nad morzem nie ma burz ani deszczów.Nad Zielonogórskiem itrochę nad Zląskiem się wszystko skrupiło.Alarm wszędzie, całe wioski pozalewało, domypoznosiło, taki Bóbr czy Kwisa cholernie niesforne rzeki. Ano tak.Malicki przysiadł na ganku, coś medytował.Chłopcy znów wyrwali sobie tylko znany-mi ścieżkami.Heniek uśmiechnął się do przyjaciela. Jak urocza samarytanka? A twoja Zochna-wiochna? Figa.Zamiast niej list zastałem.%7łe musiała wyjechać z Mielna, może zatrzyma się zmatką w Jastrzębiej Górze, a może w Kuznicy.Kicham na nią, abom to głupi, będę po całejPolsce ganiał? Czyli odstawka? Tak wygląda.Pies to drapał, co się będę przejmował.Z babami zawsze tak, dlatego ido nich nie można inaczej podchodzić. Jeszcze zobaczymy  burknął w nawiązaniu do swych myśli Malicki, ciężko pod-niósł się z ganku, podreptał nad rozkołtunioną, hałaśliwą wodę. Wypogadza się na zachód.Cóż z tego, kiedy wielka woda dopiero nadchodzi.Nocąnadciągnie.Wiatr stawał się silniejszy.On pewnie przepędzi chmury Słońce dostojnie stoczyło sięnad las, oblało złotem oczyszczone deszczem, intensywne barwą igliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed