[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Elektryczna kuchenka także była na ostatnich nogach.Słone powietrze, domyśliła się, zapewne skraca życie tychurządzeń.Lodówka warczała głośno, ale poza tym pra-cowała dobrze.Wkrótce po odjezdzie Dianę pojechałado Tesco w King's Lynn i kupiła większą ilość gotowychdań do podgrzania.Głównie curry.Nie nazywała się Lucy Wharmby, jak powiedziałaDianę Munday.Ale to, jak miała naprawdę na nazwisko,nie miało już dla niej znaczenia, podobnie jak całe po-przednie życie.Ruch i zmiana była teraz w jej krwi i niepotrafiła już sobie wyobrazić jakiejkolwiek stałości.20Wadi (arab.) - pustynny wąwóz, na jego dnie czasami zbierasię woda. RYZYKO ZAWODOWE 125Nie zawsze tak było.Na początku, w przeszłości takodległej, że wydawała się nierealną, było miejsce, którenazywała domem.Miejsce, do którego, z całą naiwnościądziecka, zawsze chciała powrócić.Potrafiła przywołaćw najdrobniejszych szczegółach kadry wyrwane z tam-tego czasu.Karmienie czerstwym chlebem łakomych ka-czek w parku.Maleńki ogród w południowym Londyniei dziecinny basen w tym ogrodzie.Patrzyła na jabłońi przyciskała szyję do jednej ze ścianek basenu, a wodawypływała nad krawędzią, głaszcząc )t) włosy.Potem zaczynają pojawiać się cienie.Przeprowadzkaz przytulnego londyńskiego domu do zimnego bloku,gdzieś w miasteczku uniwersyteckim w Midlandach.Nowa praca jej ojca była prestiżowa, ale dla uwielbiającejksiążki siedmiolatki oznaczała rozłąkę z jej londyńskimiprzyjaciółmi i okropną nową szkołę, gdzie dokuczaniebyło codziennością.Była okropnie samotna, ale nie żaliła się rodzicom.Wiedziała, że pełne milczącego napięcia dni i trzaska-nie drzwiami oznaczają, że oni też mają swoje problemy.Stopniowo zaczęła uciekać do swojego własnego świa-ta.Jej wyniki w szkole, dotąd doskonałe, zaczęły słab-nąć.Skarżyła się na dotkliwe bóle brzucha i zostawaław domu, ale nie chciała za nic iść do lekarza.Miała jedenaście lat, kiedy jej rodzice wystąpili o se-parację.Separacja zakończyła się rozwodem.Pozornieza porozumieniem stron.Rodzice chodzili z wymuszo-nymi uśmiechami na twarzy - uśmiechami, które niesięgały ich oczu - i cały czas mówili jej, że wszystkobędzie jak kiedyś.Oboje szybko znalezli nowych part-nerów. STELLA RIMINGTON126Ich córka wędrowała pomiędzy dwoma domami, alesama pozostawała gdzieś obok.Tajemnicze bóle brzu-cha nie ustawały, miesiączka się nie pojawiała.Pewnegowieczoru rozbiła pięścią szklane drzwi i skończyło się nadziesięciu szwach na dłoni i nadgarstku.Kiedy miała trzynaście lat, rodzice wysłali ją doszkoły z internatem, która cieszyła się opinią ośrodkaprzyjmującego trudne dzieci.Obecność na zajęciachnie była obowiązkowa i nie było zorganizowanych zajęćsportowych.Zamiast tego zachęcano uczniów do uczest-niczenia w projektach teatralnych i uprawiania sztukiplastycznej.Gdy była tam już drugi rok, od nowej żonyojca dostała w prezencie urodzinowym książkę.Przezdwa dni leżała obok jej łóżka; to nie było coś, co mogło-by ją zainteresować.Ale któregoś wieczoru, nie mogączasnąć, sięgnęła po nią i zaczęła czytać. 16omórka Liz zadzwoniła w momencie, gdy w swozim ciemnoniebieskim audi quattro wlokła sięKpółnocną obwodnicą, wciśnięta między cyster-nę a szkolny minibus.Samochód kupiła z drugiej ręki, zaczęść pieniędzy pozostawionych jej przez ojca.Przydałaby mu się wizyta w myjni, odtwarzacz CD przeskakiwałale wóz prowadził się lekko i cicho, nawet gdy jechaław żółwim tempie dziesięciu mil na godzinę.W czasiegdy szukała dzwoniącej komórki w torbie na siedzeniupasażera, jeden z chłopców jadących minibusem zoba-czył ją i wywalił język niczym napalony pies.Dwanaścielat? - zastanowiła się Liz.- Czternaście? Nie potrafiłaokreślać wieku dzieci.Odebrała połączenie.- To ja.Gdzie jesteś?Liz wzięła głęboki oddech.Reszta chłopców z mi-nibusa przywarła już do okien, pokazując obscenicznegesty i śmiejąc się przy tym w najlepsze.Zmusiła się doodwrócenia wzroku.Nie znosiła rozmów telefonicznychw samochodzie i prosiła Marka, by nigdy - pod żadnympozorem - nie dzwonił do niej w godzinach pracy. 128 STELLA RIMINGTON- Nie jestem do końca pewna.Czemu pytasz? Co sięstało?- Musimy porozmawiać.Chłopcy zwijali się ze śmiechu, ich wykrzywione gry-masami twarze wyglądały jak przedstawienia demonówze średniowiecznego obrazu.Nagły deszcz zalał szybę,rozmywając cały obraz.- Czego chcesz?- Tego, czego zawsze chciałem.Ciebie.Dokąd je-dziesz?- Wyjeżdżam na dzień lub dwa.Jak tam Shauna?- W wojowniczym nastroju.Chcę z nią porozmawiaćw przyszłym tygodniu.Liz włączyła wycieraczki, chłopcy znikli z pola widze-nia.- Jakiś konkretny temat? Czy po prostu zapisałeś sięna ogólną pogawędkę?- Chcę z nią porozmawiać o nas, Liz.O tym, że siękochamy.I że ją zostawiam.Spojrzała przed siebie, skonsternowana tą deklara-cją.Obraz jej przyszłości pękł nagle jak tafla lustra.Nicz tego, to nie ma prawa się wydarzyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed