[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W przyszłym tygodniu.Jedzie pan sam?Sheppard wbił wzrok w drinka, z lekka obrażony, zastanawiając się nadodpowiedzią, ale niemal w tej samej chwili Janet stwierdziła:- Chyba idzie Susan.Pojawiła się w drzwiach, które trzymała, żeby się nie otworzyły naoścież i stała w świetle wlewającym się za nią do mrocznego mieszkania.Przez chwilę patrzyli na siebie pod uważnym spojrzeniem opartej o lo-dówkę Janet, nie wiedząc, jak się zachować.Także tego Sheppard się niespodziewał, choć natychmiast sobie uprzytomnił, jak wiele zmian zaszło wjej życiu - było ono teraz przerażające - a zarazem jak niewiele, bo przecieżznajdowało się w nim nadal miejsce dla niego.Chwycili się za ręce bezsłowa, on poruszony faktem, że przed przyjściem najwyrazniej odświeżyłamakijaż.LRT - Przepraszam za spóznienie.Dzisiaj w pracy było.- Spojrzała na Janet,która ciągle przyglądała się im bezceremonialnie.Sheppard był przekona-ny, że w tym spojrzeniu przekazała aluzję do jakiegoś wcześniejszegoustalenia, którego Janet najwyrazniej nie dotrzymała.- Pójdę się położyć - odezwała się w końcu Janet.- Miło było pana po-znać, doktorze.Poszła do swojego pokoju i położyła się na łóżku - częściowo wi-docznym przez framugę, ponieważ nie zamknęła za sobą drzwi.Sheppard pomyślał, że wszystko jest tu całkiem inne.Wskazał gestemna pokój Janet.Susan pokręciła głową i zabrała go do swojej ciemnej wnęki,gdzie częściowo zasłonięci mogli się wreszcie pocałować.Sheppard, za-pominając na chwilę o całym świecie, nie potrafił się powstrzymać, by jejnie dotykać.- Nie tutaj - wyszeptała.- Nie przy niej.- Pocałowali się raz jeszcze.-Nie teraz - powstrzymała go ponownie Susan.- Niech się na ciebie napatrzę.- Leżeli na wąskim łóżku, całując się i patrząc sobie w oczy, choć kiedySusan chwyciła go mocno za kark, poczuł ból, a gdy mu wyjaśniała, jak jestjej trudno, wrócił do niego ten koszmarny niepokój.Nad ramieniem Susanwidział nogi Janet, leżące w jej pokoju tak nieruchomo, że wyglądały jakamputowane.p.Usiadł na krawędzi łóżka.- Nie mogę - wyszeptał.Susan, wyraznie zaskoczona, także usiadła.Chwyciła go za rami.- Co ty wygadujesz?Wskazał na wiedzmowate nogi Janet.- Czy ona tu zostaje?Susan sprawiała wrażenie zdziwionej.- W końcu to jej mieszkanie.- Chodzi mi o ten tydzień.Nie mogłaś jakoś tego załatwić?- Myślałam.- urwała na chwilę.- Myślałam, że ty coś zorganizujesz.Nie przyszło mu to do głowy.Zakładał, że będą mieli trochę pry-watności u niej.Czegoś takiego na pewno nie przewidywał.Zcisnął palcamigrzbiet nosa.Zaczął odczuwać skutki zmęczenia podróżą oraz wypitegoalkoholu.- Pójdę już - powiedział.- Dlaczego? Dokąd?LRT - Będę mieszkał u doktora Millera.To mój przyjaciel.- Czyli nie masz.Myślałam, że się zatrzymasz w hotelu.- Nie.- To jak będziemy.- Będziemy - zapewnił.- Wszystko będzie dobrze.- Położył dłoń na jejdłoni, czując gonitwę myśli.- Obiecuję.- Podniósł się.- Nie wychodz, proszę - chwyciła go za rękę.- Tylko na kilka godzin - stwierdził, rozdrażniony jej przerażeniem.Uśmiechnął się jednak i potarł jej ramię.- Zadzwonię do ciebie, jak tylkowszystko pozałatwiam.Czuł się jednocześnie zawiedziony i wściekły.Susan wpadła w panikę,której nie spostrzegł u niej nigdy przedtem.Jadąc taksówką do MichaelaMillera, zastanawiał się, co robić.Gdyby teraz nagle przeniósł się do hotelu,Marylin nabrałaby podejrzeń i niechybnie doprowadziłaby do konfrontacji,na którą nie był gotów, jeszcze nie teraz.Z kolei rozłąka z Susan już za-czynała mu doskwierać, przypominając czasy, zanim zaczęli się ze sobąkochać.Poczuł nieodpartą potrzebę, żeby w końcu gdzieś zakotwiczyć.Nieprzewidział ani jednego, ani drugiego, a niespodzianek potrzebował terazakurat najmniej.U Michaela zapomniał na chwilę o tych problemach.Jego przyjacielprzeprowadził się do pięknego domu w Beverly Hills, olbrzymiego bu-dynku w stylu kolonialnym tuż przy Burton Road, półtora kilometra odColdwater Canyon.Michael wyglądał świetnie.Znieżnobiałe włosy zacze-sał do tyłu, a grzbiet jego długiego nosa był opalony na taki sam róż, jakkolor jego koszulki golfowej (właśnie wrócił z pola w Hillcrest).Jego żona,Emma, podała pyszny lunch przy basenie, który lśnił jasno jak słońce.Po-jawiły się dzieci, które przez te cztery lata wyrosły na małych ludzi: Anne,dziesięciolatka w okularach, typ mola książkowego, trzymała pod pachąegzemplarz Ivanhoe; ośmioletni Roger wypytywał go o Ottona Grahama [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed