[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Coś mi mówi, że to się zmieni.To cud, że tu wróciłaś.Opłakiwała ciękażdego dnia swojego życia.Szkoda, że nie zobaczyła, na jaką piękną kobietęwyrosłaś.W oczach stanęły mi łzy.Odwróciłam głowę, mrugając z za-wstydzeniem.W końcu ktoś ucieszył się z mojego przyjazdu. Dziękuję. Skinęłam głową, szukając kluczy. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, daj znać  dodał, klepiąc mnie poramieniu. Wystarczy zadzwonić. Pożałujesz, że to powiedziałeś. O, nie.Dzwoń, kiedy chcesz.Pomachałam mu z ganku i weszłam do środka, popychając przed sobąwalizki.Do diabła z Suttonami.W końcu wróciłam do domu.95RLT 11Tundra i Tika powitały mnie jak bohaterkę  merdając ogonami, kładącuszy na głowie, ganiając w kółko  ale ich entuzjazm nie zdołał zagłuszyćniepokoju, z jakim spojrzałam na wspaniałe schody mojego domu rodzinnego.Zastanawiałam się, w jaki sposób zdołam wejść po nich w nieznane.Wczorajnie zajrzałam na pierwsze ani drugie piętro.Dlaczego tego nie zrobiłam,dopóki towarzyszył mi Will?Wciąż miałam uczucie, że jestem intruzem, jak nastolatka, którazakradła się do cudzego mieszkania i którą lada chwila może przyłapaćwściekły gospodarz. Ten dom należy teraz do mnie"  przypomniałam sobie.Madlyn chciała, żebym stała się jego właścicielką.Chodziłam z pokoju dopokoju na parterze, powtarzając głośno:  To teraz mój dom, to teraz mójdom".Jakbym chciała usprawiedliwić się przed tymi, którzy mogliby mniesłyszeć.Przez jakiś czas stałam u stóp schodów, patrząc na ich lśniące drewno iłagodną ciemną czerwień chodnika.Zrób to i już.Nabrałam tchu i weszłam napiętro, nadal powtarzając:  To mój dom".W końcu zobaczyłam długi korytarzi kilkoro drzwi.Pierwsze otworzyłam ostrożnie.Potem zajrzałam do każdego pokoju pokolei.Przeważnie gościnne sypialnie.Na końcu korytarza  łazienka dlagości.Panowała tu taka sama atmosfera jak na parterze: ciepło, przytulnie, podomowemu.Aóżka przykryte ręcznie robionymi narzutami, na ścianachzdjęcia (założyłam, że zrobione przez Madlyn).Dlaczego czułam się tu takskrępowana?96RLT Ciągle miałam nadzieję, że nagle wrócą mi wspomnienia, że otwierającdrzwi, zdołam się dostać do zapomnianego dzieciństwa.Chyba rozpoznamswój dawny pokój? Ale nic nie wydawało mi się znajome.Patrzyłam nawszystko oczami dorosłej osoby.Dotarłam do dwóch ostatnich pomieszczeń.Zajrzałam do tego bliższegoi zobaczyłam coś, czego zupełnie się nie spodziewałam.Przy łóżku stała jakaśkobieta.Widziałam ją tylko parę sekund, bo krzyknęłam i trzasnęłamdrzwiami.W filmach bohaterki zawsze drą się na całe gardło, ale ja nigdy niesądziłam, żebym w chwili przerażenia zdołała wydobyć z siebie taki głos.Niesłusznie.Zawyłam jak dusza potępiona i odskoczyłam tak gwałtownie, żewpadłam na przeciwległą ścianę.Stałam, drżąc, nie mogąc złapać oddechu.Sądziłam, że jedynymi moimitowarzyszami w tym domu są psy, więc to odkrycie kompletnie mnąwstrząsnęło.Poza tym kobieta wyglądała naprawdę niepokojąco.Blada jakalabaster, miała na sobie długą czarną suknię i trzewiki na płaskim obcasie, arzadkie siwe włosy ściągnęła w surowy kok na czubku głowy.Otworzyła drzwi i zmierzyła mnie groznym spojrzeniem. W czym mogę pomóc?  Ja.ja. Jestem Iris Malone, gospodyni pani Crane.Przyszłam uporządkowaćjej rzeczy.Oczywiście! Zaczęłam odzyskiwać przytomność umysłu. A panienka jest.?  spytała surowo kobieta.Zachowywała się wyniośle, jakbym to ja wtargnęła tu nieproszona, a nieona.W zasadzie chyba miała prawo.Jako gospodyni mogła czuć się do97RLT pewnego stopnia posiadaczką tego domu.Nie znała mnie.Mogłam byćwielbicielką Madlyn, włamywaczką albo jeszcze kimś gorszym.Mimo to,  rzeczy", które przyszła uporządkować, należały do mojejmatki, a teraz do mnie.W parę sekund zmieniłam się z przerażonej idiotki woburzoną dziedziczkę.Wyprostowałam się zdecydowanie. Zatem nie słyszała pani? Gospodyni łypnęła na mnie nieufnie. Nie ma potrzeby porządkować rzeczy pani Crane  oznajmiłam.Jestem jej córką, Halcyon Crane.To moje zadanie.Iris zbladła  okazało się, że jej alabastrowa skóra może przybraćjeszcze jaśniejszy odcień  podeszła, uniosła palec jak szpon i przez chwilęwydawało się, że mnie uderzy, skaleczy lub zrobi Bóg wie co jeszcze.Ale nie.Położyła mi dłoń na policzku z największą serdecznością, na jaką było ją stać czyli dość chłodno  i powiedziała z trudem: To prawda?Skinęłam głową, również po to, żeby uwolnić się od jej dłoni. Zaskoczyło mnie to tak samo jak panią.Nie wiem, czy mnie usłyszała.Wpatrywała się w moje oczy i głaskałamnie po głowie, ale spojrzenie miała zamglone i rozkojarzone, jakby znalazłasię gdzie indziej, w innym miejscu i czasie. Więc to ty, Hallie  wymamrotała. Myśleliśmy, że nie żyjesz.Objęła mnie, przyciągnęła do siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed