[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydobyto z niepamięci dzieła niejakiego markiza de Zad, wymagające szczególnej uwagi, wpłynęły bowiem na dalszy bieg naszych dziejów.Dwa wieki wcześniej kat wyświecił go jako pisuarystę, zbrudniarza, a dzieła poszły na stos, szczęściem przezorny markiz sporządził odpisy.Ten męczennik i prekursor Nowego głosił Czar Ohydy i Cnotliwość Nicnoty, bynajmniej nie ze względów egoistycznych, lecz zasadniczych.Grzech bawi czasem, pisał, lecz grzeszyć należy, bo to niedozwolone, a nie, bo przyjemne.Jeśli jest Bóg, należy mu robić na złość, a jeśli Go nie ma — to sobie: tak czy owak zamanifestuje się pełnię wolności.Toteż w powieści Zmorjanna zalecał koprolatrię jako kult łajna, celebrowanego na złocie przy dziękczynnych chorałach, gdyby go bowiem nie było, tłumaczył, koniecznie należałoby je wynaleźć! Za nieco mniejszą zasługę poczytywał wielbienie innych odchodów.W kwestiach rodziny był pryncypialistą: należało wyciąć ją w pień, a jeszcze lepiej nakłonić do tego, żeby się sama wycięła.Nauki te, wydobyte z otchłani wieków, wzbudziły podziw i respekt.Tylko prostacy czepiali się słów, powiadając, że jednak de Zaw WOLAŁ wzmiankowaną substancję od krewnych i bliskich — co jednak, jeśli komuś milsza rodzina?Zakłamanie tych krytyków zdemaskowali zadyści, uczniowie markiza i kontynuatorzy jego testamentu, opierając się na Teorii docenta Fronda.Duszoznawca ten wykazał, że świadomość to stek łgarstw na wierzchu duszy ze strachu przed tym, co tkwi głębiej („Myślę, więc kłamię”).Frond doradzał wszakże kurację, sublimację i rezygnację, zadyści natomiast postulowali depaskudyzację przez użycie do przesytu.Zakładali więc rewelatryny i nauzealne muzea, by folgować w nich sobie i bliźnim; a mając w pamięci to, co nakazywał de Zad, kultywowali tę właśnie część ciała.Jeden z wybitnych przedstawicieli ruchu, docent Incestyn Wichs, mawiał, że tylko Sempiterna Semper Fidelis — zresztą nic pewnego na tym świecie.Ponieważ mówiło się już wiele o ochronie środowiska, zadyści zanieczyszczali je na potęgę.Poza koprozofią pasjonowała umysły futuromancja.Na schyłku minionego wieku upowszechniło się czarnowidztwo, teraz wyśmiewane, boż za jedno miejsce pracy, tracone wskutek robotyzacji, zyskiwało się dwadzieścia nowych.Powstawały wszak nie znane dziejom fachy, choćby orgianisty, deranżera — podręcznika (co umiał podręczyć na sto ładów), trzeciaka — trianglisty (ten dramatyzował na obstalunek życie familijne, tworząc tam trójkąt małżeński, gdzie go nie było), eksteriera i seksteriera (pierwszy był po prostu byłym psem, a drugi uprawiał sodomistykę, odmianę automistyki, czyli kunsztu takich aktów strzelistych, które się same wykonują dzięki automatyzacji).Pod naciskiem mody nawet fizycy dorabiali swym aparatom pornoprzystawki.Reformacja ta rychło wywołała kontrreformację, której rzecznicy, wszystko mając epoce za złe, dokonywali zamachów na banki spermy i brzydkiej pamięci ferrytowej.Obok takich wysadzantów działali abnegaci, propagatorzy Powrotu do Jaskini, jak Wszaweł i Ćpaweł, zachęcający do niechlujstwa i żarcia byle czego, skoro wokół wszystko sterylne i smakowite.Co się tyczy płci pięknej, zbuntowała się totalnie.Przodownice ruchu wysunęły dwa nowe ideały kobiecości — dziwkożonę i świnksa — ażeby nawiązać po wyzwolicielsku do prastarych mitów.Od tego wszystkiego narastał chaos, większość Siemian pokładała wszakże zaufanie w nauce, która bez tremy badała każde zjawisko — ot choćby orgianistykę, sformalizowaną dzięki wprowadzeniu jednostek zwanych orgami (w wypadku nekrofilii były to morgi), rozróżniając subtelnie pomiędzy gzikiem, gziarzem a gzicielem czy między naleśnikiem a obleśnikiem, wszystko klasyfikując i niczemu się nie dziwiąc.Miała zresztą nauka moc chlubnych dokonań.Toż w tym wieku tradycyjnej inżynierii pospieszyła z pomocą genżynieria.Najpierw tworzyła niebywałe hybrydy (jak damy i jamochłona, z czego powstał Damochłon), potem wzięła na warsztat samych Siemian.Miłe złego początki — niedługo wybuchła Wolność Cielesna, gdyż w genżynieryjnych biurach można sobie było obstalować ciało dowolnego kształtu i funkcji.Niektórzy dziejopisowie dzielą historię powszechną Siemi podług powyższego, na erę wojen idealnych, w której bito się o ideały, oraz na erę wojen somatycznych, w której bito się o właściwy standard cielesny.Zresztą nadal owocowały nauki markiza de Zad.Najnowsza kosmogonia utrzymywała, że innych cywilizacji kosmicznych nie dostrzeżono dotąd wskutek tyranii pruderyjnych wyobrażeń.Wyobrażano sobie mianowicie, że takie cywilizacje zajmują się udojem słońc, że konsumują gwiazdy z kramarską oszczędnością.Cóż za głupstwo! W naturze pierwotnego człeka leży, że nie kopie gwiazd, lecz kretowiska, bo na więcej go nie stać.Po to, żeby trwonić bogactwo i potęgę, pierwej trzeba mieć jedno i drugie.Gwiazda to nie zaskórniak, słońce nie grosz na czarną godzinę, astrotechnik nie liczykrupa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]