[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lerini uśmiechnęła się, rozanielona.— Tak, usłuchałam go, kiedy powiedział, że trzeba ziałać bezzwłocznie — przyznała.— Nie można czekać tami.Rozkazy Pana powinno się wykonywać natychmiast.Brunetti ponownie skinął głową, jakby uważał za cał- 'em zrozumiałe, że ksiądz polecił jej zabić własnego ojca.— A da Pre? — spytał takim tonem, jakby chodziło drobiazg, na przykład o kolor chustki.—Też był z nie- o grzesznik — dodał, choć okazało się to zbyteczne.— Widział mnie! Widział mnie tego dnia, kiedy jako arzędzie sprawiedliwości Pana wypełniłam Jego wolę wo- ec mojego grzesznego ojca.Ale dopiero później mi o tym wiedział.— Pochyliła się w stronę Brunettiego.— Tak, eż był wielkim grzesznikiem.Chciwość to straszny zech.Komisarz usłyszał za sobą szuranie; kiedy się obejrzał, karza i pielęgniarki nie było już w pokoju.Z korytarza obiegł go oddalający się tupot nóg, a potem podniesio- e głosy.Ignorując hałasy, ponownie zwrócił się do Be- edetty Lerini.— A inni pensjonariusze? Jakie były ich grzechy?Tym razem w oczach, które na niego skierowała, ujrzałe tyle szaleństwo, ile zaskoczenie.— Co? Jacy pensjonariusze?Jej reakcja nie pozostawiała żadnych wątpliwości: si- gnorina Lerini więcej zbrodni nie miała na sumieniu.Bru- netti postanowił więc wypytać ją dokładniej o śmierć małego człowieczka.— Jak to było z da Pre? Groził ci, moja siostro?— Chciał pieniędzy.Próbowałam mu wyjaśnić, że tylko spełniałam wolę Pana, ale orzekł, że Boga nie ma.Bluź- nił, drwił sobie z Pana.— Opowiedziałaś o tym świątobliwemu ojcu?— On jest prawdziwym świętym! — zawołała kobieta.— Oczywiście, oczywiście — potwierdził szybko Bru- netti.— To on cię pouczył, co masz zrobić, siostro?Signorina Lerini przytaknęła.— Powiedział mi, jaka jest wola Pana, a ja postarałam się ją wypełnić — odparła.— Trzeba tępić grzech i niszczyć grzeszników.— Czy ksiądz.— zaczął Brunetti, ale nagle tupot nóg i podniecone glosy wypełniły pomieszczenie, kładąc kres jego rozmowie z Lerini.Do izolatki wpadł lekarz i trzech sanitariuszy.Niedługo później Benedettę Lerini zabrano na oddział psychiatryczny, gdzie nastawiono jej złamany łokieć, naszpikowano ją środkami uspokajającymi i umieszczono pod strażą.Brunettiego zawieziono w wózku inwalidzkim na urazówkę; dosta! zastrzyk znieczulający, po czym założono mu na ramię czternaście szwów.Ordynator oddziału psychiatrii, wezwany do szpitala przez pielęgniarkę, tę samą, która słysząc krzyki Brunettiego, wkroczyła lekarzem do izolatki, uznał stan Lerini za „bardzo po- ażny" i zarządził, że nikomu nie wolno jej niepokoić.Py- ni przez komisarza o rozmowę, której byli świadkami, irówno pielęgniarka, jak i lekarz umieli powiedzieć jedy- ie, że szalona kobieta wygadywała jakieś religijne brednie.Chciał, aby potwierdzili to, co mówiła o swoim ojcu i da Pre, ale upierali się, że nic nie zrozumieli z jej bełko- diwych wypowiedzi.Za kwadrans szósta do pokoju Marii Testy wszedł Pu- cetti.Choć płaszcz komisarza wisiałna oparciu krzesła, jego samego nie było w środku, za to podłogę znaczyła kałuża krwi.Funkcjonariusz, zatrwożony o bezpieczeństwo pacjentki, podbiegł szybko do łóżka i odetchnął z ulgą, widząc, że jej klatka piersiowa unosi się miarowo.A potem spojrzał na twarz chorej.Kobieta wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.Rozdział 21O tym, że stan Marii uległ zmianie, Brunetti dowiedział się dopiero koło jedenastej, kiedy z ręką na temblaku pojawił się na komendzie.Zanim zdążył zdjąć płaszcz, do gabinetu wpadłVianello.— Obudziła się.— Maria Testa? — spytał Brunetti, choć z miejsca odgadł, kogo sierżant ma na myśli.- Tak.— Coś wiadomo?— Nie bardzo.Pucetti zostawił wiadomość około siódmej, ale przekazano mi ją dopiero półgodziny temu.Telefonowałem do pana do domu, ale pan już wyszedł.— [ak się czuje?— Nie mam pojęcia.Pucetti powiedział, że kiedy się obudziła, natychmiast zawiadomiłlekarzy.Trzech od razu do niej pobiegło, ale jego nie wpuścili.Uznał, że będą ją badać, więc pognał do telefonu i zadzwonił na komendę, żeby nas o wszystkim poinformować.— Co jeszcze mówił?— Już nic, commissario.— A co z Lerini?— Wiemy tylko, że podano jej środki uspokajające i zabroniono z nią rozmawiać.— Dzięki, Vianello.— Ma pan dla mnie jakieś nowe rozkazy, commissa- ńo?— Nie, nie w tej chwili.Później sam wybiorę się do szpitala.— Zsunął płaszcz z pleców i rzucił na fotel.— Znasz reakcję vice-questorel— Nie, commissario
[ Pobierz całość w formacie PDF ]