[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjęli lody.Najir niemógł się powstrzymać, żeby nie zerknąć przy tym na twarz Katii.Nieróżniła się zbytnio od tej, jaką widział ostatnio, chociaż spodziewał się,że zobaczy na niej wyraz smutku.Czekał zdenerwowany, nie mogąc zmusić się do jedzenia, i patrzył,jak roztopiony lód ścieka mu po dłoni.Któreś z nich musiało się w końcuodezwać, nie miał jednak pojęcia, co powiedzieć.Nic nie przychodziłomu do głowy.Kiedy znajdowali się na samej górze, spoglądał na morze,gdy opadali, patrzył na swojego loda.Morze i lód, morze i wanilia, ażwreszcie Katia zdobyła się na odwagę i zapytała: To jak, widziałeś się ostatnio z Usmanem?Choć lód coraz bardziej się topił, Najir wpatrywał się uparcie w mo-rze. Nie widziałem go od dnia, kiedy spotkaliśmy się na parkingu. Ach tak. Krótka pauza, kilka liznięć. Nadal się przyjazni-cie?Musiał zastanowić się nad odpowiedzią, odgadnąć, co stoi za pyta-niem Katii: ciekawość? A może zazdrość? Nie był już pewien niczego,mimo to odpowiedział: Tak, nadal uważam go za przyjaciela. Ale nie jesteście już tak.blisko.Zauważył, że lód Katii wysuwa się z wafelka.Jeszcze chwila i od-padnie mu wierzchołek. Dlaczego pytasz?LRTWzruszyła ramionami.Była to najżałośniejsza próba nonszalanckie-go zachowania, jaką widział kiedykolwiek, wystarczyła jednak, by czu-bek loda spadł jej na nogę, spłynął w dół po łydce i wylądował na bucie. Ja Allah! Nie mogę w to uwierzyć! Potrząsnęła stopą i lód wy-leciał z wagonika.Poszybował nad budką obsługującego młyn pracowni-ka i uderzył z głośnym plaśnięciem o chodnik.Najir nie był pewien: roześmiać się czy zmarszczyć brwi, ale Katiawyglądała na speszoną, zaproponował jej więc swojego loda.Zawahałasię, po czym wzięła wafelek. Dzięki.Wytarł palce o abaję, niestety, tylko zrobiły się od tego bardziej lep-kie.Zapadło milczenie.Powiedział już Katii o rozmowie z Abir, choćprzez telefon nie zdołał odczytać jej reakcji.Wydawała się jedynie zbita ztropu.Zastanawiał się, co czuje teraz, lecz bał się zapytać. A tak przy okazji powiedziała zdecydowano się wszcząćjednak śledztwo w sprawie Nuf.Spojrzał na nią. Doprawdy? Tak.Pokazałam kierowniczce to, co udało nam się odkryć, i prze-kazałam próbki pobrane z ciała.Poszła z nimi do swego szefa, a on otwo-rzył dochodzenie.Kierownik wydziału właśnie zaakceptował jego decy-zję. I co się teraz stanie? Przyślą policjantów, by przepytali rodzinę. Wzruszyła ramio-nami. Asz-Szarawi mają wpływy, mogą spróbować ukręcić łeb spra-wie.Rozmawiałam też jednak z Nusrą.Spojrzał na nią zaciekawiony.LRT I co jej powiedziałaś? O naszym odkryciu w zoo.To znaczy mam na myśli but.A takżeto, że mamy powody podejrzewać Abir: chodzi o pozostawioną w kabinieabaję i zaginione kosztowności. Założę się, że znów je ukryła. Nie wiem.W trakcie rozmowy Nusra zapewniła mnie, że nie mia-ła pojęcia, co się wydarzyło, i obiecała współpracować ze śledczymi.Najir podziwiał odwagę Katii: nie tylko zdobyła się na to, aby prze-kazać zebrane przez nich dowody swoim zwierzchnikom, ale porozma-wiała też z Nusrą, która straciła niedawno jedną córkę, a teraz miała stra-cić następną. Zadziwiasz mnie powiedział.Katia stłumiła uśmiech. Szef pozwolił sobie też zatelefonować do Kadiego i ostrzec, żeprzeciwko jego narzeczonej toczy się śledztwo.Najir się uśmiechnął. Nie ma to jak twórcze podejście do sprawiedliwości. Ja też tak uważam.Nie wiem, co się stanie z Abir, jeśli uznają, żejest winna.Pewnie spędzi jakiś czas w więzieniu. Myślę, że na to zasłużyła. Chciałabym także nadmienić, że w wydziale przydałby się ktośtaki jak ty.Nie zastanawiałeś się nad tym, by podjąć pracę dla rządu?Najir wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami. Nie. Czy właśnie po to chciała się z nim spotkać? Dlaczego nie?LRT To nie jest dobry pomysł. Och, daj spokój.Jesteś dobrym detektywem.Lepszym niż kilku. Nie lubię widoku zwłok przerwał jej szybko.Przestała lizać loda. Ach tak, prawda.Teraz sobie przypomniałam. Uśmiechnęłasię. To bardzo wspaniałomyślne z twojej strony. Jednak z pewnością zdołałbyś przezwyciężyć tę niechęć doda-ła, tłumiąc śmiech. Posłuchaj, nie mogę zostać zbyt długo. Zażenowany wyjął ka-wałek lodu i spróbował oczyścić sobie nim dłonie. Dlaczego? Wydawała się rozczarowana i świadomość tegosprawiła mu przyjemność. Umówiłem się na badanie oczu. Ach, doskonale.Pójdę z tobą.U tego lekarza? Tak.Nie musisz ze mną iść. Ale chcę. Liżąc loda, przyglądała mu się przez chwilę.Najiruznał, że jakoś dziwnie. Potraktuj mnie jak zawodową eskortę, na wy-padek gdyby kobiety spróbowały ci się narzucać.Pomyślą, że jestemtwoją żoną.Poczuł, że się rumieni.Czyste wariactwo. Kobiety mi się nie narzucają. Owszem, tylko ty nie zwracasz na to uwagi.LRT Tak się cieszę, że państwo wrócili! Doktor Dżahiz poprowadziłich korytarzem do gabinetu. Powiedział pan, że pustynia podrażniapanu oczy? Tak. Najir podprowadził Katię do krzesła przy drzwiach, a po-tem cokolwiek niezgrabnie usadowił się na fotelu pacjenta. Pewnieprzez pył pogorszyło mi się widzenie. Oczywiście. Dżahiz przyciemnił światło i na ścianie pojawiłasię tablica z rzędami liter. Zawsze ten pył!Najir wpatrywał się przez chwilę w tablicę, lecz odkrył, że nie jest wstanie przeczytać żadnej z liter. Prawdę mówiąc, najgorzej widzę w mieście.Na pustyni bez trududostrzegam wszystko.W przyległym pokoju zadzwonił telefon.Lekarz przeprosił i wy-szedł.Gdy zniknął za drzwiami, Katia uniosła nikab, skrzyżowała nogi ipołożyła na kolanach złączone dłonie.Chce czegoś, pomyślał Najir, za-stanawiając się, skąd o tym wie.Nie widział przedtem, by tak się zacho-wywała, ale jej gesty wydawały się uniwersalne, jak ten oznaczającydławienie się. Chciałabym cię zaprosić w przyszłym tygodniu na kolację.Planu-jemy z ojcem małe przyjęcie, zaledwie na kilka osób.Chciałabym, żebyśteż przyszedł.Najir uniósł brwi w wyrazie grzecznego zainteresowania, czując, jakściska mu się żołądek.Kolacja? Z jej ojcem? Nie, nie był jeszcze gotowy.Nie na coś takiego. To by dużo dla mnie znaczyło powiedziała wyraznie zakłopo-tana. Wiem, że takie zaproszenie może ci się wydać dziwne, lecz będąteż inni goście, a ojciec chciałby cię poznać.LRTNajir skinął głową.A może było to drżenie? Jak już powiedziałam, będą też inni goście. Katia uniosła brwi.Od strony poczekalni dobiegał podniesiony głos Dżahiza: Lepiej niech pan natychmiast odstawi te krople! Nie, ciepłychokładów też nie.Na Boga, oko jest spuchnięte! Kto to widział, przykła-dać ciepły kompres na opuchliznę!Katia czekała na odpowiedz.Nie zdoła się wymigać.Nie tylko chcia-ła, by poznał jej ojca, ale również jego przyjaciół.Najir zaczepił rękawemo aparat do badania wzroku i przez chwilę ostrożnie się uwalniał.Dałomu to czas, aby się zastanowić.Głos Dżahiza znów wypełnił ciszę: Tak, niech pan przyłoży trochę lodu.Coś panu powiem, jeśliznajdzie pan na tej przeklętej pustyni kostkę lodu, która przetrwa na tyledługo, żeby zmniejszyć opuchliznę, następnym razem zaoferuję panuokulary słoneczne Gucciego po obniżonej cenie.Tak, ma pan moje sło-wo.Gucciego! Kiedy ma się odbyć to przyjęcie? zapytał Najir. W czwartek wieczorem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]