[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jasne, ale co konkretnie zrobisz? - zapytał dyrektor.- Nie wiem.Proszę więc powiedzieć prezydentowi, że próbujęuzyskać informacje, których potrzebuje, żeby podjąć mądrą decyzję.I żeby nie pociągał za spust, dopóki nie będę czegoś miał.- A jeśli skończy się czas, a ty niczego nie zdziałasz?Harry milczał.Chciałby powiedzieć, że w takim przypadku albopoprosi o więcej czasu, albo będzie kłamał, żeby opóznić działania onastępne kilka tygodni.Ale prawda była taka, że nie wiedział, cozrobi.25.TEHERANAtrakcyjna cudzoziemka w apaszce od Hermesa zawiązanej luz-no na jasnych włosach podeszła do recepcji hotelu Aziz przy ulicyEsfandiar w północnym Teheranie.Mruczała coś pod nosem poniemiecku, ale do recepcjonisty zwróciła się po angielsku, którymmówiła z lekkim akcentem.Apartament na siódmym piętrze jest doprzyjęcia.Bardzo przyjemny, bardzo czysty.Portierzy zanieśli jejbagaż na górę, wszystkie cztery walizki od Louisa Vuittona pluswielka kasetka na kosmetyki.Ale jest jeden problem.Potrzebujedwóch kart, bo będzie miała gościa.On będzie przychodził i wycho-dził, więc musi mieć własną kartę.Przechyliła lekko głowę iuśmiechnęła się.Nie musi dalej wyjaśniać, prawda?Kobieta była bardzo piękna, z jedwabistymi włosami wymykają-cymi się spod drogiej apaszki, z której usiłowała zrobić hijab.Mówi-ła głośno, więc wszyscy słyszeli, a kiedy recepcjonista podał jejdrugą kartę, uśmiechnęła się promiennie, wyjęła z torebki dziesięćeuro i położywszy banknot na recepcyjnej ladzie, ruszyła w stronęwind.%7ładen z Irańczyków, którzy ją obserwowali, łącznie z kilkomazatrudnionymi w Ministerstwie Wywiadu, nie miał najmniejszychwątpliwości, kogo właśnie zobaczył.Ta Niemka zapewne była ko-chanką kogoś wpływowego, elegancką, dobrze wychowaną kurtyzanąz rodzaju tych, które towarzyszą międzynarodowym biznesmenom234nawet w takich miastach jak Teheran.Z punktu widzenia islamu byłaniemoralna, no ale przecież niemoralna jest większość zachodnichkobiet.Wnioski płynące z tych obserwacji zostały potwierdzonekilka godzin pózniej, kiedy odwiedził ją bogaty irański biznesmen,który większość czasu spędzał w Londynie i we Frankfurcie.Mikro-fony zainstalowane w sypialni apartamentu na siódmym piętrzeprzekazały dzwięki, które jednoznacznie świadczyły, że para upra-wia seks - sądząc z odgłosów, bardzo namiętny i gwałtowny." " "Jackie spędziła w apartamencie kilka godzin, czytając książkę.Irański dżentelmen, który tak naprawdę nie zdjął nawet ubrania,drzemał w fotelu.Kiedy zapadł zmrok, poszli do restauracji na dachuhotelu.Dokoła migotały światła północnego Teheranu, a nocne po-wietrze było przesycone zapachem roślin hodowanych w donicach.Zamówili wystawną kolację, a czekając na podanie potraw, oboje,jak przystało na podróżnych, rozmawiali przez komórki.Jackie wybrała numer młodego Jemeńczyka, który przybył doIranu tego samego dnia.Nazywał się Marwan, ale ona używała na-zwiska Saleh.Mówiła po angielsku z niemieckim akcentem.Roz-mowa trwała bardzo krótko: tylko potwierdzenie jutrzejszego poran-nego spotkania.Potem, z drugiego telefonu, Jackie zadzwoniła dosalonu fryzjerskiego w hotelu Simorgh, najnowszego i najbardziejekskluzywnego w mieście, i umówiła się na wizytę.Kiedy kelner przyniósł jedzenie, pogrążyła się w ożywionej roz-mowie ze swoim irańskim towarzyszem, prowadzonej na przemianpo niemiecku i po angielsku.Przed opuszczeniem restauracji obojepodeszli do skraju tarasu i podziwiali panoramę nocnego Teheranu.Jackie pochyliła się nad jedną z donic z roślinami.Nikt nie zauważył,235jak wbiła w ziemię wąski przedmiot, tak głęboko, że wystawał tylkoczubek.Odeszła, zostawiając w donicy antenę." " "Lot z Al-Dauhy był opózniony z powodu burzy piaskowej, a kie-dy samolot linii katarskich wreszcie wylądował na lotnisku Chome-iniego, Marwan miał problemy ze znalezieniem taksówki.Taksów-karze unikali pasażerów, których nie mogli oszukać, podwajając albopotrajając opłatę za kurs do centrum Teheranu, a Marwan w swoimtanim garniturze i krzykliwym krawacie wyglądał jak arabskihochsztapler, który prędzej sam oszuka kierowcę, niż da mu sięnaciągnąć.Ale w końcu i przed nim zatrzymała się taksówka, a kie-rowca zgodził się zawiezć go do hotelu New Naderi przy ulicyJomhuri-ye Islami.Hotel, duży, zaniedbany budynek, wznosił się w samym środkudzielnicy biznesowej, kilka przecznic od siedzib głównych irańskichbanków - Melli, Sepah, Tejarat.Marwan zarezerwował na swojeoperacyjne nazwisko, Mustafa Saleh, tani pokój.Standard odpowia-dał cenie: pokój był obskurny, a jedyne okno wychodziło na podwó-rze tak wąskie, że przypominało szyb wentylacyjny.Marwan rozpakował sfatygowaną walizkę, schował rzeczy doszuflad w komodzie i otworzył okno, żeby wpuścić do dusznegopomieszczenia trochę świeżego powietrza.Nawet gdyby pokój byłobserwowany, nikt nie zauważyłby, jak przyczepił do zewnętrznejściany, tuż za ramą okna, niewielki pręt.Drugi węzeł sieci komuni-kacyjnej znalazł się na miejscu.Jemeński biznesmen poszedł na kolację do małej restauracji przyulicy Sa'di.Miał ze sobą komórkę, która została tak sprytnie skonfi-gurowana, że łączyła się z anteną przekaznikową, a za jej236pośrednictwem z satelitą.Odebrał podczas kolacji krótki telefon odkobiety.Potem zadzwonił na trzecią komórkę, skonfigurowaną taksamo jak dwie poprzednie.Włączyła się poczta głosowa, aleMarwan nie zostawił wiadomości.Wiedział, że jego pakistański bratjeszcze jest w drodze." " "Hakim przyjechał z Pakistanu.Przekroczył granicę w Mirdżawe,gdzie wsiadł do autobusu, którego trasa wiodła autostradą A02 napołudniowy wschód, przez Zahedan i Kerman do Jazd, ponuregomiasteczka rojącego się od przemytników i handlarzy.Tam miał sięprzesiąść do autobusu jadącego na południowy zachód do Szirazu.Ale to był Beludżystan.Autobus po kilku godzinach złapał gu-mę, a naprawa zajęła wiele godzin.Dotarli do Kerman z ośmiogo-dzinnym opóznieniem.Hakim znalazł tani pensjonat, w którymprzenocował, i następnego ranka ruszył do Jazd.Nie zdążył napierwszy autobus do Szirazu, ale złapał drugi i w końcu dotarł domiasta, gdzie był zarejestrowany jako agent zaopatrzeniowy budo-wy.Do Teheranu pojechał prywatnym autokarem firmy Sayro Safar.Sziraz jest oddalony od stolicy kraju o prawie tysiąc kilometrów,więc autokar dotarł na dworzec południowy niedaleko parku Besatdopiero następnego dnia po południu.Na dworcu Hakim wsiadł do grupowej taksówki, która zawiozłago na północ do hotelu Shams.Gdy się meldował w recepcji, byłbrudny i spocony, co czyniło jego przykrywkę bardzo realistyczną.W ciasnym hotelowym pokoju znalazł ąibla wskazującą kierunekMekki i akurat tyle miejsca, że dało się rozłożyć dywanik modlitew-ny.Podszedł do nieszczelnego okna, przez które wpadały do środka237zapachy i hałas pobliskiego targowiska.Udając, że próbuje je do-mknąć, znalazł szczelinę w zapleśniałej ramie i umieścił tam cienkąantenę.Komórka zadzwoniła, kiedy położył się na łóżku i próbowałzasnąć.To był Marwan.Sprawdzał, czy Hakim jest już na miejscu, ipotwierdzał jutrzejsze spotkanie." " "Następnego ranka Jackie pojawiła się w hotelowym lobby odziewiątej.Jej irański gość wyszedł wcześniej, o wpół do ósmej,wręczywszy portierowi hojny napiwek.Jackie była w czarnych skó-rzanych spodniach i długim żakiecie i miała rzucającą się w oczytorebkę od Fendiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]