[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczom, które nie znały maseretu, ta początkowa część tańca mogła się wydawaćpowolna i nudna, niemal zniewieściała.Najpierw Hanish, a potem jego przeciwnik pokazalisobie nawzajem swoje profile.Skrzyżowali nogi.Wysunęli jedną stopę o kilka centymetrówdo przodu.Obracali się od bioder w górę, jakby dolne i górne części ich ciał były od siebieniezależne.%7ładen z nich nie popisywał się niepotrzebnie, mieli tylko po jednej sztuce broni krótki sztylet w pochwie przymocowanej w poprzek brzucha.Wąska klinga miała okołopiętnastu centymetrów długości i kształt noża do filetowania rzecznych pstrągów, lecz byłazrobiona z o wiele lepszego metalu.Przywódca z takim mistrzostwem opanował przepisowe ruchy, że zawiadywał niminiższy poziom jego podświadomości.Starał się wyglądać na spokojnego, rozbawionego i niedać po sobie poznać, w jaki sposób, kiedy albo gdzie uderzy.Jednocześnie starał się znalezć uprzeciwnika wszelkie słabe punkty, które mógłby wykorzystać.Pobudził do czujnościnajwyższy poziom świadomości.Uwolnił go od tysięcy nieistotnych szczegółów związanychze światem, by móc się skupić na kilku nielicznych sprawach niezbędnych mu teraz doprzeżycia.Jego instruktor maseretu polecił mu kiedyś wyobrazić sobie dwie kobryspotykające się w dżungli.Wykonują dziwny taniec, przez pewien czas poruszając się powolii nie robiąc ani jednego fałszywego ruchu.Zmiertelny cios spada w mgnieniu oka.Mimo żeHanish nigdy nie widział żywej kobry, nie zapomniał tego obrazu.Już go wykorzystywał i zakażdym razem pierwszy cios zadawał z szybkością iskry przeskakującej między dwomakrzemieniami; czyn następował tak szybko po zrodzeniu się w myślach, że Hanish dopieropózniej uświadamiał sobie, co zrobił.Mężczyzni najpierw dotknęli się otwartymi dłońmi.Pochylili się ku sobie i zetknęliszyjami, z podbródkiem opartym na ramieniu przeciwnika, usiłując go pochwycić rękami.Krążyli wokół siebie, napierając całym ciałem od kostek u nóg poprzez kolana i torsy,mierząc wzajemnie swą siłę.Pod względem masy mięśni Hanish zdawał się nie mieć szans,lecz po kilku ruchach zorientował się, że jego przeciwnik oszczędza prawą nogę.Możeodzywała się dawna rana, która nie pozwalała na swobodny ruch od kolana w dół.Jego stawyfunkcjonowały lepiej, kiedy posuwał się do przodu, niż kiedy się cofał.Nie był mężczyzną,który lubił się wycofywać.Mimo starań, by to ukryć, wolał uderzać pierwszy.Nie mógł siędoczekać chwili, kiedy rzuci się naprzód, a zwłaszcza chwili, w której zrobi krok prawąnogą.Przywódca rozluznił uścisk, obrotem uwolnił się od przeciwnika i, celującpodbródkiem w tłum widzów, dobył noża.%7łołnierz uczynił to samo.Hanish nie byłzaskoczony, kiedy mężczyzna napiął mięśnie wysuniętej do przodu prawej nogi, obrócił tors, przekręcił nóż w dłoni i wyrzucił rękę ukośnie, wkładając w ten ruch całą siłę ciała.Rzeczywiście pragnął uderzyć pierwszy.Zanim jeszcze dokończył ruch, na jego twarzy odmalował się niepokój.Powinienuderzyć Hanisha pod prawym barkiem, ale natknął się na powietrze.Hanish przykucnął, byuniknąć ciosu.Obrócił się, wyprostował na całą wysokość i wbił sztylet w odsłonięty środekpleców żołnierza.Po sposobie, w jaki stal zanurzyła się w ciało aż po zaciśnięte palce, poznał,że klinga wsunęła się między żebra, nie zahaczając o kość.Zmienił kąt i szarpnął równolegledo wąskiej szpary między żebrami.Odciął kawałek serca, przeciął płuco i wyrwał sztyletprzez mięśnie grzbietu.Mężczyzna upadł.Zebrani żołnierze zaczęli wiwatować, od ogłuszającej kakofonii ichokrzyków zaczął wibrować śnieg na dachu areny.Skandowali imię Hanisha, uderzając siępięściami po piersiach.Część armii runęła w jego stronę niczym pędząca fala, lecz zostałapowstrzymana, nie bez wysiłku, przez Punisarich, którzy bezlitośnie walili żołnierzywłóczniami po głowach i dzgali ich końcami drzewc.Nawet w dzieciństwie Hanish wywierałna swoich pobratymcach ogromne wrażenie.Najwyrazniej widzieli w nim ucieleśnienie dawnych bohaterów, po raz kolejnypotwierdzone zabójczą precyzją tego pojedynku.Hanish zamknął oczy i w milczeniu poprosił przodków o przyjęcie tego mężczyznyjako wartościowego człowieka. Niech będzie teraz wojownikiem wśród was" wypowiedział w myślach słowa, których go nauczono na takie chwile. Niech jego szablabędzie nocnym wiatrem, a pięść młotem, od którego uderzeń drży ziemia.Niech morzeumyka przed jego rozprostowującymi się palcami u nóg, a jego nasienie niech spada z niebana brzuchy pięknych kobiet..W głowie rozbrzmiało mu niespodziewanie imię mężczyzny,a wraz z nim pojawił się jego obraz jako chłopca i wspomnienie wspólnego śmiechu, leczHanish wepchnął te myśli z powrotem na ich miejsce.Otworzył oczy i zwrócił się do kapłanów.Obaj święci mężowie zdjęli kaptury,odsłaniając głowy porośnięte złocistymi włosami, z których większość sterczała tak, żeprześwitywała spod nich blada skóra.Na ten widok żołnierze uciszyli się i było już słychaćtylko szepty i wołanie o ciszę. Taka jest wola Tunishnevre  odezwał się jeden z kapłanów.Mówił cicho, lecz jegogłos niósł się w naelektryzowanym powietrzu. Obyś przy następnej próbie nie zawiódłprzodków, panie.Po tych słowach skłonili się nisko i odeszli swoim posuwistym krokiem; ich wybitefutrem pantofle ślizgały się po drewnie jak po lodzie. Hanish znów uniósł ręce w stronę tłumu, który wybuchnął entuzjazmem.Podszedł dożołnierzy i, sięgając nad strażnikami, chwytał ich za ręce, szturchał żartobliwie i przypominało mających nadejść wielkich rzeczach oraz o wiecznej potędze Tunishnevre.Mówił, że tylkorazem są silni.%7łe nie jest inny od nich i że oni nie są mniej ważni od niego.Każdy spośródnich może wystawić go na próbę, by sprawdzić prawdziwość tych słów.%7ładne życie nie maznaczenia, jeśli nie jest oddane całemu narodowi Meinów.Pod tym względem  oraz podwieloma innymi  różnią się od swych akarańskich wrogów. My, Meinowie, żyjemy przeszłością  zawołał. Ona oddycha wokół nas i niemożna jej zaprzeczyć.Czyż tak nie jest?Tłum odparł, że tak jest. I, szczerze mówiąc, niewiele naszych uczynków przynosi nam wstyd.To Akaranietworzą przeszłość na nowo, by im pasowała.To oni chcą zapomnieć, że Edifus miał niejednego syna, lecz trzech.Nie umieją wymienić ich imion, lecz my umiemy.Thalaran,najstarszy, Praythos, najmłodszy, a między nimi Tinhadin.Każde z tych imion było witane jękiem obrzydzenia, przekleństwami i spluwaniem naziemię. Spokój, spokój  uciszał ludzi Hanish.Mówił teraz cicho, tak że musieli wyciągaćszyje, by go usłyszeć. Obaj ci bracia walczyli u boku Tinhadina, by zabezpieczyć irozszerzyć panowanie ojca.Uczynili to z pomocą Meinów.Byliśmy ich sojusznikami.I jaknam odpłacono? Powiem wam.Wkrótce po śmierci Edifusa Tinhadin zamordował braci.Wybił ich rodziny oraz wszystkie kobiety i dzieci z popierających je frakcji.Następnie, gdyczłonkowie królewskiej klasy Meinów zaprotestowali przeciwko temu, wymordował jejwiększość.Wiecie, że to prawda.My z Meinu, którzy byliśmy wiernymi sojusznikamiEdifusa, zostaliśmy napiętnowani jako zdrajcy królestwa.Lecz sednem sporu było to, żeHauchmeinish.Na wzmiankę o starcu z gardeł wojowników wyrwał się ryk. Tak  ciągnął Hanish  nasz ukochany przodek czuł odrazę do pomysłu handluniewolnikami z Lothan Aklun.Uznał Ligę Statków za organizację piracką i wypowiedział jejwojnę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed