[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widzisz, mówiłem ci, że mamy nagłe wezwanie - burknął Chamis.- Niby co takiego? Izraelczycy weszli do Betlejem i musicie uciekać? - zakpił Omar.Chamis nie zareagował.Spojrzał na Omara z powagą.- Zabito Dimę Abdel Rahman.Omarowi odjęło mowę.Patrzył z niedowierzającym zdumieniem na Chamisa.- Nikt z nas nie przetrwa, tylko jeden Allah - rzekł Zejdan.- Ruszamy.Otwarte nadwozie dżipa nie chroniło przed zimnym wiatrem.Policjanci na tylnymsiedzeniu kulili się, dopinając ciepłe kurtki.Jeden z nich jął głośno szczękać zębami kuuciesze pozostałych.Chamis Zejdan odwrócił się do niego ze swojego miejsca obok kierowcyi z dezaprobatą cmoknął.Omar Jussef dygotał z zimna w samej marynarce.Niemal żałował,że oddał płaszcz George owi, ale skarcił się w myślach - wytrzyma, cóż znaczy chwila namrozie wobec cierpień przyjaciela w nagiej celi.Przejazd do Irtas zdawał się ciągnąć w nieskończoność.Nim dżip wspiął się nawzgórze i zjechał pod dom Rahmanów, Omar w myślach pokonał trasę dziesięciokrotniedłuższą.Zastanawiał się, kto zabił Dimę Abdel Rahman.Czuł, że między jej śmiercią azabójstwem Louaia istnieje związek.Wpadł na pomysł, że morderstwo dokonane na Louaiumoże w ogóle nie mieć nic wspólnego z jego działalnością w podziemiu.Jeśli za zabójstwemLouaia stoją Izraelczycy, myślał, to jego żonę zostawiliby w spokoju.Jeśli jednak śmierćLouaia była wynikiem zbrodniczego spisku, wtedy związek między zamachem na Louaia izabójstwem Dimy wydaje się oczywisty.Zatarł dłonie, chuchnął, żeby choć trochę się rozgrzać.Dżipem rzuciło na zakręcie imusiał się chwycić burty, aby nie wypaść.Wstrząs skierował jego myśli w jeszcze innąstronę.Zjeżdżali ze wzgórza do Irtas, widać już było dom Rahmanów i polankę za domem,gdzie rozmawiał z Dimą.Ktoś mógł ich widzieć.Ktoś mógł zwrócić uwagę, że Dima gestemręki wskazuje miejsce, gdzie zginął Louai, i ktoś wreszcie mógł podsłuchać, jak Dimaopowiada o okolicznościach śmierci męża.Może właśnie dlatego, że rozmawiała z OmaremJussefem, musiała zginąć.Poczuł ukłucie w sercu i zrobiło mu się słabo.Siedział między dwoma policjantami natylnym siedzeniu dżipa i nawet nie mógł się ruszyć.Czy to on ponosi winę za śmierć Dimy?Głupi pomysł prowadzenia własnego śledztwa, żeby wyjaśnić zagadkę śmierci Louaia i ocalićGeorge a, spowodował tylko śmierć niewinnej dziewczyny.Przymknął oczy.Pamięćpodsunęła mu obraz z dawnych lat: prowadzi lekcję, chwila odprężenia, rzuca jakiś żart,Dima się śmieje.Była taka ładna, a gdy na jej poważnej zazwyczaj twarzy pojawił sięuśmiech, wydawała się jeszcze ładniejsza.Tak jak jego wnuczka Nadia.Oddałby wszystko,aby cofnąć czas, znów znalezć się w klasie i słuchać, jak Dima odczytuje głośno swojewypracowanie o Sulejmanie Wspaniałym.Tymczasem trząsł się z zimna w policyjnymdżipie, jadąc na miejsce, gdzie Dima poniosła śmierć.A w uszach słyszał jej głos, niski iłagodny zarazem.Taki głos miała nawet jako mała dziewczynka.I takim głosem opowiadałamu o śmierci męża.Zastanawiał się, jak mogły brzmieć ostatnie słowa wypowiedziane tymszlachetnym głosem.Dotarli już prawie na miejsce.Chamis Zejdan wydał rozkazy swoim ludziom.Poleciłotoczyć dom i nie dopuszczać postronnych osób.Na ułamek sekundy jego wzrok spotkał sięze wzrokiem Omara.Nauczyciel drgnął.Oczy policjanta pałały tak jakoś ponuro.Omar znów zaczął się zastanawiać.Nie można wykluczyć, że nikt z uczestnikówżałobnej uroczystości nie zwrócił uwagi na jego rozmowę z Dimą, a jeśli nawet ktoś ichzobaczył, to cóż podejrzanego dostrzegłby w rozmowie starego nauczyciela z byłą uczennicą?A kto w ogóle mógł wiedzieć, o czym rozmawiali? Kto mógł wiedzieć, że w rozmowie padłoimię Abu Walida? Omar nie pamiętał nawet, czy o swojej wizycie u Rahmanów opowiedziałMariam i Ramizowi, ale doskonale pamiętał, że rozmowę z Dimą powtórzył ChamisowiZejdanowi.Chamis znów się odwrócił i spojrzał na Omara.Ten udał, że nie widzi.Czy tomożliwie, żeby stary przyjaciel go zdradził? %7łeby ostrzegł w sekrecie Abu Walida, że Dimamoże go wydać? Jeśli tak, oznaczałoby to, że Chamis wiedział, kim jest Abu Walid.Aledlaczego miałby go ostrzegać? No cóż, nie po raz pierwszy Chamis Zejdan brałby udział wpodwójnej grze.Przecież jezdził za palestyńskimi przywódcami po całym świecie arabskim ipo Europie, mordując rywali i zabijając niewinnych ludzi, którzy mieli to nieszczęście, żeweszli mu w drogę.Mówił przecież: przez wiele lat byłem jednym z tych, których światnazywa terrorystami.Ale to, czego dopuścił się teraz, było jeszcze gorsze.Zdradził staregoprzyjaciela.Dżip zatrzymał się przed domem Rahmanów.Policjanci zaczęli wysiadać z hałasem,wszyscy przytupywali, rozprostowując nogi zdrętwiałe od długiej jazdy.Chamis Zejdanzaczął przydzielać zadania, wskazując, kto jaki posterunek ma objąć w domu i wokół niego.Na koniec zajął się Omarem.Wyciągnął w jego stronę sztuczną rękę przybraną w czarnąrękawiczkę, aby pomóc mu przy wysiadaniu.- Sam sobie poradzę - burknął Omar.Chamis odwrócił się i ruszył w stronę Rahmanów zgromadzonych przy zagonie zkapustą przed domem.Omar wyskoczył niezgrabnie z dżipa i trafił nieszczęśliwie na kamieńukryty w trawie.Skrzywił się, czując ból w kostce, i pokuśtykał za Chamisem.Nie mógłoprzeć się wrażeniu, że tu, dowodząc akcją, Zejdan porusza się znacznie energiczniej niż nakomendzie i w ogóle stwarza wrażenie silnego człowieka.A może tylko mi się tak wydaje, bouważam, że miał jakiś udział w śmierci niewinnej kobiety, pomyślał.Kto wie, może zginęłaakurat wtedy, gdy byłem u niego w komendzie.Jeden z policjantów udał się na polankę, gdzie zginął Louai.Stanął służbiście nadczymś, co leżało na ziemi przykryte białym prześcieradłem.Omar znieruchomiał.To ciałoDimy.Zcisnęło go w gardle i poczuł, że się dusi.Odkaszlnął, aby złapać oddech.Podniósłwzrok ku szaremu niebu, ale zakręciło mu się w głowie.Odczekał chwilę, aż przestało muwszystko wirować, odetchnął głęboko i dopiero wtedy mógł podążyć za Chamisem.Komendant już zaczął przesłuchiwanie Muhammada Abdel Rahmana.Starzecopowiadał, jak znalazł ciało synowej.Gdy nadszedł Omar, zamilkł i spojrzał nieufnie, aleZejdan kazał mu mówić dalej.- A więc obudziłem się o świcie w porze porannej modlitwy.Zszedłem i zobaczyłem,że Junis, mój syn, też już wstał.I właśnie Junis powiedział mi, że zobaczył coś za oknem.Wyszliśmy razem na dwór i tam ją znalezliśmy - wskazał gestem.- Nie ruszaliśmy jej,przykryliśmy tylko prześcieradłem.Leżała jakoś tak dziwnie.Myślę, że zabił ją jakiśzboczeniec.- Widzieliście kogoś obcego? - spytał Zejdan.- Nikogo nie widzieliśmy.To się musiało stać w nocy.Wieczorem wszyscy poszliśmyspać i zgasiliśmy światła.- O której to było?- Krótko przed północą.Teraz, w czasie ramadanu, kładziemy się pózniej niż zwykle.Poza tym stale ktoś nas odwiedza.Przychodzą krewni i znajomi z kondolencjami po śmierciLouaia, mojego syna.- Wczoraj też? Czy ktoś poza domownikami został na noc?- Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]