[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dostrzegł też mimochodem, że w gronie zebranych wozniców służba wielkich panówzachowywała się w sposób pełen godności, bankierscy chcieli rej wodzić, za co im___________________________________________________________________________Pobrano z http://www.ebook.zap.only.pl Strona 65eBook Elektroniczna Księgarniawymyślano, a dorożkarze byli najrezolutniejsi.Furmani zaś powozów najętych trzymali sięblisko siebie, gardzący resztą i przez nią pogardzani.Gdy Wokulski wszedł do przysionka, siwy szwajcar w czerwonej wstędze ukłonił mu sięgłęboko i otworzył drzwi do kontramarkarni, gdzie dżentelmen w czarnym fraku zdjął z niegopalto.Jednocześnie zaś zabiegł mu drogę Józef, lokaj hrabiny, który dobrze znał Wokulskiego; przenosił bowiem z jego sklepu do kościoła pozytywkę i śpiewające ptaszki.- Jaśnie pani czeka - rzekł Józef.Wokulski sięgnął do kamizelki i dał mu pięć rubli czując, że poczyna sobie jak parweniusz."Ach, jakiż ja jestem głupi! - myślał.- Nie, nie jestem; głupi.Jestem tylko dorobkiewicz,który w tym państwie musi opłacać się każdemu na każdym kroku.No, nawracaniejawnogrzesznic kosztuje więcej."Szedł po marmurowych schodach ozdobionych kwiatami, a Józef przed nim.Na pierwszejkondygnacji miał kapelusz na głowie, na drugiej zdjął go nie wiedząc, czy robi stosownie, czyniestosownie."W rezultacie mógłbym między nich wszystkich wejść w kapeluszu na głowie" - rzekł dosiebie.Dostrzegł, że Józef mimo swego wieku, więcej niż średniego, biegł po schodach jak łania i nagórze gdzieś się podział, a Wokulski został sam, nie wiedząc, dokąd udać się i komu sięzameldować.Była to krótka chwila, lecz w Wokulskim gniew zakipiał."Jakimi to oni formami obwarowali się, co? - pomyślał.- A.gdybym to mógł wszystkozwalić!."I przywidziało mu się w ciągu kilkunastu sekund, że między nim a tym czcigodnym światemform wykwintnych musi się stoczyć walka, w której albo ten świat runie, albo - on zginie."Więc dobrze, zginę.Ale zostawię po sobie pamiątkę!.""Zostawisz przebaczenie i litość" - szepnął mu jakiś głos."Czyżem ja aż tak nikczemny!""Nie, jesteś aż tak szlachetny"Ocknął się - przy nim stał pan Tomasz Aęcki.- Witam cię, panie Stanisławie - rzekł z właściwą mu majestatycznością.- Witam cię tymgoręcej, że przybycie twoje do nas łączy się z bardzo miłym wypadkiem w rodzinie."Czyżby zaręczyła się panna Izabela?." - pomyślał Wokulski i pociemniało mu w oczach.- Wyobraz pan sobie, że z okazji twego tu przybycia.Słyszysz, panie Stanisławie?.Z okazjitwojej wizyty u nas ja pogodziłem się z panią Joanną, z moją siostrą.Ale pan zbladłeś?.Znajdziesz tu wielu znajomych.Nie wyobrażaj sobie, że arystokracja jest tak straszną.Wokulski otrząsnął się.- Panie Aęcki - odparł chłodno - w moim namiocie pod Plewną bywali więksi panowie.I bylidla mnie tyle łaśkawi, że niełatwo wzruszę się widokiem nawet tak wielkich, jakich.nieznajdę w Warszawie.- A.A!.- szepnął pan Tomasz i ukłonił mu się.Wokulski zdumiał się."Oto fagas! -.przemknęło mu przez głowę.- I ja.ja!.miałbym z takimi ludzmi robić sobieceremonie?."Pan Aęcki wziął go pod rękę i w sposób bardzo uroczysty wprowadził do pierwszego salonu,gdzie byli sami mężczyzni.- Widzisz pan: hrabia.- zaczął pan Tomasz.- Znam - odparł Wokulski, a w duchu dodał: - "Winien mi ze trzysta rubli."- Bankier.- objaśniał dalej pan Tomasz.Ale nim powiedział nazwisko, bankier sam zbliżyłsię do nich i przywitawszy Wokulskiego rzekł:- Bój się pan Boga, z Paryża ogromnie ekscytują nas o te bulwary.Czy pan imodpowiedziałeś?- Pierwej chciałem porozumieć się z panem - odparł Wokulski.___________________________________________________________________________Pobrano z http://www.ebook.zap.only.pl Strona 66eBook Elektroniczna Księgarnia- Więc zejdzmy się gdzie.Kiedy pan jesteś w domu?- Nie mam stałej godziny, wolę być u pana.- To wstąp pan do mnie we środę na śniadanie i raz skończmy.Pożegnali się.Pan Tomasz czulej przycisnął ramię Wokulskiego.- Jenerał.- zaczął.Jenerał ujrzawszy Wokulskiego podał mu rękę i przywitali się jak starzy znajomi.Pan Tomasz stawał się coraz tkliwszym dla Wokulskiego i zaczynał dziwić się widząc, żekupiec galanteryjny zna najwybitniejsze osobistości w mieście, a nie zna tylko tych, którzyodznaczali się tytułem albo majątkiem, nic zresztą nie robiąc.Przy wejściu do drugiego salonu, gdzie było kilka dam, zastąpiła im drogę hrabina Karolowa.Koło niej przesunął się służący Józef."Rozstawili pikiety - pomyślał Wokulski - ażeby nie skompromitować dorobkiewicza.Grzecznie to z ich strony, ale."- Jakże się cieszę, panie Wokulski - rzekła hrabina odbierając go panu Tomaszowi - jakże sięcieszę, że spełniłeś moją prośbę.Jest tu właśnie osoba, która pragnie poznać się z panem.W pierwszym salonie ukazanie się Wokulskiego zrobiło pewną sensację.- Jenerale - mówił hrabia - hrabina zaczyna nam sprowadzać kupców galanteryjnych.TenWokulski.- On taki kupiec jak ja i pan - odparł jenerał.- Mój książę - mówił inny hrabia - skąd wziął się tu ten jakiś Wokulski?- Zaprosiła go gospodyni - odparł książę.- Nie mam przesądu co do kupców - ciągnął dalej hrabia - ale ten Wokulski, który zajmowałsię dostawą w czasie wojny i zrobił na niej majątek.- Tak.tak.- przerwał książę.- Ten rodzaj majątków bywa zwykle niepewny, ale zaWokulskiego ręczę.Hrabina mówiła ze mną, a ja zapytywałem oficerów, którzy byli nawojnie, między innymi mojego siostrzeńca.Otóż o Wokulskim było jedno zdanie, żedostawa, której się on dotknął, była uczciwa.Nawet żołnierze, ile razy dostali dobry chleb,mówili, że musiał być pieczony z mąki od Wokulskiego.Więcej hrabiemu powiem - ciągnąłksiążę - że Wokulski, który swoją rzetelnością zwrócił na siebie uwagę osób najwyżejpołożonych; miewał bardzo ponętne propozycje.W styczniu tego oto roku dawano mudwakroć sto tysięcy rubli tylko za firmę do pewnego przedsiębiorstwa i nie przyjął.Hrabia uśmiechnął się i rzekł:- Miałby więcej o dwakroć sto tysięcy rubli.- Miałby, ale nie byłby dziś tutaj - odparł książę i kiwnąwszy głową hrabiemu odszedł.- Stary wariat - szepnął hrabia, pogardliwie spoglądając za księciem.W trzecim salonie, dokąd wszedł z hrabiną Wokulski, znajdował się bufet tudzież mnóstwowiększych i mniejszych stolików, przy których dwójkami, trójkami, nawet czwórkamisiedzieli zaproszeni.Kilku służących roznosiło potrawy i wina, a dyrygowała nimi pannaIzabela, widocznie zastępując gospodynię.Miała na sobie bladoniebieską suknię i wielkieperły na szyi.Była tak piękna i tak majestatyczna w ruchach, że Wokulski patrząc na niąskamieniał."Nawet marzyć o niej nie mogę!." - pomyślał z rozpaczą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]